Skocz do zawartości
Nerwica.com

paese

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia paese

  1. Wiem, sukces. Tylko strasznie mi wstyd, że to zrobiłam znowu. Ale cóż, co się stało, to się nie odstanie..
  2. Nie robiłam tego 4 miesiące, a wczoraj znowu. Nie mam pojęcia co mi przyszło do głowy.. Rany tylko przypominają o tych złych rzeczach, nie warto.
  3. Moniko, bardzo dziękuje Ci za odpowiedź. Na samym początku mam skierować się do psychiatry, czy może psycholog? Nie chciałabym narażać rodziców na koszta, takie wizyty są refundowane? I jak wygląda taka terapia, ile mniej więcej trwa? Z góry dziękuje za odpowiedź.
  4. Na początku chciałam się przywitać, jestem nowa na forum, jednak przeglądam je od jakiegoś czasu. Z góry przepraszam, jeśli temat umieściłam w nieodpowiednim dziale.. Uczęszczam do drugiej klasy LO (17 lat) i postaram się Wam przedstawić mój problem. Nie pamiętam od kiedy zaczęłam zauważać, że jestem trochę inna od reszty moich rówieśników; zawsze wolałam siedzieć w domu, nie byłam i nie jestem duszą towarzystwa. Może miało to związek z wychowaniem w moim domu; rodzice nigdy nie chcieli, żeby ktoś odwiedzał naszą rodzinę, brat nigdy nie przyprowadzał kolegów, więc ja też zostałam tak nauczona - moje mieszkanie, jest tylko dla mojej rodziny, nie chcemy tutaj nikogo obcego. Jako małe dziecko, zaczęłam sobie wmawiać, że jestem biedniejsza, gorsza od innych, każdy ma lepiej niż moja rodzina, że żyje w skrajnej biedzie i ubóstwie, chociaż dobrze wiem, że to nie jest prawdą, nie mam się czego wstydzić. Jednak taki lęk mi został i nadal nikt nas nie odwiedza, nawet w święta, czy urodziny.. Miałam (i nadal mam) masę kompleksów. Każdy człowiek chyba przechodzi przez taki etap w swoim życiu, i nie ma w tym nic dziwnego - dojrzewanie, hormony, etc. Jednak myślę, ze do tego przyczynili się też moi rodzice, którzy trzymali mnie dosyć krótko. W gimnazjum nie mogłam się widywać ze znajomymi dłużej niż na godzinę, dwie, bo - jak uważali - dziewczynie nie wypada ''szwendać się'' nie wiadomo gdzie i z kim. Nigdy nie nadużyłam ich zaufania, nie wracałam do domu późno, nie byłam pijana, naćpana, etc. Zawsze byłam grzecznym dzieckiem, pilnie się uczyłam, bo w sumie miałam tylko naukę, ze znajomymi nie miałam ochoty się widzieć (bo i po co, na godzinę?). Ze szkoły zawsze przynosiłam same 4,5, jednak z matematyką zawsze miałam problem - setki godzin korepetycji i bez problemu zdawałam z klasy do klasy, zresztą miałam bardzo dobrą, wyrozumiałą nauczycielkę. Jak każdemu, zdarzyło mi się przynieść do domu 1 czy 2 i to był koszmar - awantury, że jestem nieukiem i leniem, mimo, że cały czas spędzałam przy książkach, kara na komputer, na mp3, na telefon, na wszystko. Mama potrafiła się do mnie nie odzywać tydzień po jednej jedynce, na tle samych czwórek, czy piątek. Strasznie mnie to bolało, bo mimo, że wszyscy widzieli jak się staram i jak dużo wkładam pracy to i tak czułam się źle. Po którejś z takich awantur pierwszy raz się pocięłam - ukarałam. Fakt, gimnazjum, ''głupia moda'' ktoś by powiedział, jednak poczułam się po tym lepiej. I zdarzało mi się to coraz częściej - najpierw przez awantury, z płaczem i krzykiem, potem już przez błahostki, że np. Zgubiłam zeszyt/czy cokolwiek w tym stylu/. Każdy powód był dobry. Całe gimnazjum ciągnął się ten problem, moje biodra, brzuch, uda, wyglądały masakrycznie, raz pocięłam sobie całą rękę, od ramienia do dłoni, i całkiem niechcący mama to zauważyła - uznała, że jestem nienormalna, że robię takie rzeczy i zbagatelizowała sprawę, zresztą, ja też nie chciałam z nią o tym rozmawiać. Gimnazjum skończyłam z bardzo dobrymi wynikami, dostałam się do dobrego liceum i wszystko szło po mojej myśli. Uczyłam się w nowym mieście, ''odcięłam'' się do starych problemów (albo przynajmniej się starałam) i chciałam zacząć nowe życie. Ale nie wyglądało ono tak jak sobie wyobrażałam - ogrom nauki, spałam po 4 godziny, uczyłam się w autobusach, jechałam na kawie i witaminach, żeby nie odstawać poziomem od innych i co? Lekcja matematyki. Kobieta jest straszna, bardzo wymagająca. Często brała mnie (i nadal to robi) pod tablice, i potrafiła przez 15 minut pastwić się nade mną, że nie umiem zrobić zadania, ze pewnie do chłopaków jestem taka śmiała (co nie jest prawdą) a nie mam czasu się pouczyć. Od tego czasu nie umiem sobie poradzić, boje się szkoły, chcę mi się płakać przed każdą lekcją matematyki, boli mnie brzuch i raz nawet zwymiotowałam z nerwów.. To wcale mi nie pomogło, cięłam się jeszcze bardziej, jednocześnie wkuwając te cho le rne wzory i rozwiązując zadania po kilka godzin, byleby tylko ona znowu się ze mnie nie śmiała. Raz chciałam nawet uciec spod tablicy, bo czułam jak łzy napływają mi do oczu, a wtedy nie dałaby mi spokoju na pewno. Mimo to, pierwszą klasę skończyłam, z dobrymi wynikami (nie licząc matmy) i rozpoczęły się wakacje. Nic mi się nie chciało robić, mogłabym siedzieć całe dnie pod kołdrą i spod niej nie wychodzić. Nie chciało mi się wstawać i odsłaniać okien, denerwowało mnie słońce. Nawet byłam zadowolona, że cały sierpień padał deszcz. Byłam płaczliwa, nerwowa, często kłóciłam się z rodzicami, co skutkowało tym, że potrafiłam pojechać na całą noc do koleżanki, upić się i zapomnieć o problemach, chociaż wiem, że to żadne rozwiązanie. Zaczęłam eksperymentować również z różnymi używkami, żeby tylko oderwać się od rzeczywistości, łykałam/piłam różne lekarstwa w dużych ilościach, proszki, miałam masę halucynacji, popalałam marihuanę. Rzeczywistość wydawała mi się (i nadal wydaję) nudna i szara, nie chcę mi się funkcjonować. Wiele razy myślałam o samobójstwie, często rozmyślam jakbym chciała to zrobić, raz stchórzyłam, ponieważ połknęłam garść różnych tabletek, jednak po chwili zwymiotowałam wszystko Na początku 2 klasy liceum zaczęłam spotykać się z pewnym chłopakiem. Jesteśmy teraz parą od kilku miesięcy, jest wspaniały, jestem pewna, że go kocham, ale nie umiem znieść tego uczucia, bo wiem, że na pewno czeka na niego ktoś bardziej wartościowy, mądrzejszy, inteligentniejszy ode mnie, zdaję sobie sprawę, że nie zasługuje na taką wspaniałą osobę jak on. To dzięki niemu przestałam się ciąć, dużo mnie prosił, płakał, żebym przestała, ze nie może patrzeć jak tak cierpię, namawiał mnie na wizyty u psychologów, obiecał, że mnie nie zostawi.. Czuję się przy nim jak kaleka, jest taki zaradny, a ja nie umiem nawet wstać z łóżka, bo ''nie mam ochoty''. Teraz nachodzą mnie różne myśli - jest tyle ładniejszych i mądrzejszych dziewczyn, na pewno mnie w końcu zostawi, albo zdradzi. Nie umiem sobie z tym poradzić, chcę mi się płakać jak o tym pomyślę, te odczucia nie dają mi spokoju, bo wiem, że bez niego jestem nikim, tylko on mnie trzyma na świecie, nie przeżyłabym, gdyby mnie zostawił Na nic się zdają jego zapewnienia, że mnie kocha, etc. Ja to doskonale wiem, mimo to, wmawiam sobie, ze w końcu mnie zostawi, mimo, że nie mam podstaw, żeby tak myśleć.. Poza tym, zauważyłam, ze na tym forum też są takie osoby, mam jeszcze inne problemy, które może nie są poważne, jednak czasem utrudniają życie, np. po kilka razy sprawdzam, czy na pewno mam zamknięte drzwi. Co 5 min potrafię odchodzić od komputera, czy książki, bo przecież byłam PEWNA, że ktoś właśnie otwierał drzwi i wchodzi do domu, mimo, że zawsze zostawiam klucz w zamku, zamykam drzwi na wszystkie możliwe zasuwki, łańcuszki, etc. Mojemu chłopakowi też to przeszkadza, gdy siedzimy u niego, wręcz proszę go, żeby zszedł na dół i sprawdził, czy na pewno zamknął drzwi, bo przecież słyszałam, że ktoś je otwierał Często wydaje mi się, że ktoś chodzi po domu, dlatego np. włączam suszarkę, albo muzykę bardzo głośno, bo inaczej bym zwariowała chyba.. Nie licząc już takich sytuacji typu ''muszę zapamiętać ten napis, jeśli go nie zapamiętam to zdarzy się na pewno coś złego'', albo wsiadam do autobusu, którym jadę codziennie, a i tak po kilka razy sprawdzam na tablicy, czy na pewno dobrze jadę, i tak co chwilę mogę sprawdzać, a jak już mam skręcać w tą samą ulice co codziennie, to modlę się w duchu, żeby tylko nie pojechał gdzieś indziej Z rodzicami nie rozmawiam o moich problemach, zawszę jak próbowałam to bagatelizowali to, i uznawali, ze przesadzam. Może naprawdę przesadzam? Nie wiem, nigdy nie chciałam się użalać nad sobą, a starałam się twardo stąpać po ziemi.. Jutro znowu trzeba wyjść z domu, iść do szkoły, płakać mi się chcę jak sobie o tym pomyślę, nienawidzę tych ludzi, nauczycieli.. Boje się tego dnia, bo wiem, że znowu rozpłacze się w środku lekcji, jak zwykle Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić.. Przepraszam, że takie długie, ale naprawdę potrzebowałam to z siebie wyrzucić, mam nadzieje, że ktoś odpiszę, to bardzo ważne dla mnie. Dziękuje za przeczytanie, jeśli ktoś dotrwał do końca, i życzę Wam dużo lepszych rzeczy w 2012r.
×