Skocz do zawartości
Nerwica.com

spełnione_marzenie

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez spełnione_marzenie

  1. "Chcę normalnie żyć! Mimo tego przyćmienia mam straszną chęć na życie, na przeżywaniu pięknych chwil, i cieszenia się z każdej chwil" - też tak mam, a również odczuwam, staję się świadoma choroby.
  2. Witam wszystkich. Mam nadzieję, że znalazłam odpowiednie miejsce do napisania pokrótce mojej historii. A przyznam się szczerze, że znajduję się od kilkunastu minut po raz pierwszy na tej stronie, chociaż od 2. tygodni przeszukuję internet, aby znaleźć informacje dotyczące zaburzeń nerwicowych. "To" wszystko zaczęło się pewnej nocy, kiedy nie mogłam zasnąć, a było to spowodowane nierównomiernym oddechem. Po prostu bałam się, że zasnę i się nie obudzę, ponieważ mój oddech był niewyrównany, nie mogłam w pełni nabrać powietrza do płuc. To było straszne przeżycie, spałam nawet w pokoju z siostrą, aby się trochę uspokoić. Taka noc więcej się nie powtórzyła, ale zdarzało się, że często nie mogłam "naturalnie oddychać". Zdarzało się to raczej w samotności, kiedy skupiałam się na własnych myślach, dolegliwościach. W czasie ostatnich wakacji wielokrotnie doznałam bólu po prawej stronie klatki piersiowej. Może to głupio zabrzmi, ale zaczęłam się bać, że mam raka piersi. Nigdy nie wiedziałam, czym innym mógłby być taki stan. Wykreśliłam tą myśl - po pierwsze mam dopiero 17 lat, po drugie nigdy nie paliłam papierosów, a dymu tytoniowego nie znoszę - ot tak. 2 tygodnie temu siedziałam przy komputerze, "zawiesiłam się" gdzieś w myślach i poczułam ten ból w klatce. Ten ból natchnął mnie, żeby poszukać informacji o takich dolegliwościach. Dodam, że od wakacji stał się coraz częstszy, niemalże codzienny. Przejrzałam kilka stron, ludzie pisali, że też tak mają i również nazywali to "bólem po prawej stronie klatki piersiowej". Napotkałam w jakimś poście wyraz: "nerwica" i za kilka dni odpaliłam fora lekarskie oraz Wikipedię. Kiedy przeczytałam cały artykuł i porównałam sobie objawy, wpadłam w płacz. Od tamtej chwili żyję ze świadomością, że może to być nerwica, nic innego. Wtedy napisałam do chłopaka, poprosiłam go o rozmowę i wysłałam mu ten link. Przeczytał i stwierdził: "Przecież tam jest napisane o Tobie..." Pamiętam, że ta rozmowa uspokoiła i mnie i jego, ponieważ od kilku dni byliśmy ze sobą skłóceni. Skłóceni przez to, że obiecuję mu różne rzeczy, nie potrafię dotrzymać obietnic i ciągle tylko przepraszam za swoją bezsilność... Teraz uświadamiam sobie, że mogę być chora (nie byłam nigdy u specjalisty, lekarza) i powiem, że łatwiej mi radzić sobie w kontaktach z chłopakiem, koleżeństwem. Mój związek jest tzw. związkiem na odległość, jesteśmy razem prawie rok, to moja pierwsza miłość, razem snujemy plany itd. Więc zepsucie tego wszystkiego byłoby dla mnie jak skończenie ze samą sobą. W tych kłótniach najważniejsza osoba w moim życiu, mój przyjaciel i mężczyzna, wielokrotnie powtarzał, że jestem egoistką. Nie chciał mnie urazić, po prostu taka byłam, a nie rozumiałam. Może warto byłoby dodać, że dwa miesiące temu chłopak mnie "zdradził", całował się ze swoją byłą, z którą nie ma kontaktu po dzień dzisiejszy od tamtej chwili. Kiedy mi to powiedział (oboje sądzimy, że szczerość to podstawa) doznałam duszności, myślałam, że zemdleję, nie mogłam w to uwierzyć. Nie w to, że on to zrobił. Nie mogłam zasnąć, zasnęłam chyba około trzeciej w nocy. Myślałam o lekach uspokajających mojego Taty. Kiedy koleżanki mówiły mi, że zachował się jak "szmaciarz", ani razu podobnie na niego nie przeklęłam, po prostu nadal go kochałam i kocham go. Później było ze mną coraz gorzej, chociaż daliśmy sobie szansę, znam go - nie zrobił tego specjalnie, wiem kim dla niego jestem. Zaczęłam sobie wmawiać, że skoro nie odpisuje, to może z kimś się spotyka, zaczęłam go o wszystko winić, wszystkiego co złe szukać w jego zachowaniu. Dopiero teraz, kiedy niestety okazuje się, że raczej jestem chora (mam takie symptomy) ta cała zdrada miała mi dać do zrozumienia, a ja byłam oślepiona własną osobą... Byłam egoistką, że nie zauważałam szczęścia w jego postaci. Jesteśmy razem, staram się robić kroki wprzód, bo zależy mi na nim, on jest moją jedyną nadzieją na przyszłość. Nie mam ciekawej przeszłości... W tamte wakacje moi rodzice odeszli od siebie, teraz ciągle się kłócą. Moja matka odeszła do najlepszego przyjaciela taty z pracy. Mam kontakt z matką, mieszkam z tatą i siostrą. Nie potrafię zniszczyć tej zawiści wobec nich samych. Próbowałam ostatnio, ale doszło do pobicia... Czego byłam świadkiem, rzucając się na ojca i próbując go uspokoić. Pod koniec tych wakacji tata próbował się powiesić. Lecz uratowała go właśnie mama... Wiem, dziwna sytuacja. Teraz ojciec ciągle narzeka na brak pieniędzy, dostawałam z siostrą alimenty, ale znowu problem - tata chciał mieć je dla siebie i spór poprzez dokumenty sądowe. Chciałam cieszyć się świętami - raczej nie będę. Myślę, że w tym domu, pomimo stanu psychicznego, jedyna myślę racjonalnie... Dbam o dom - tata pracuje, siostra nic nie robi, jest przekorna i arogancka. Nikt tego nie zrobi, oprócz mnie. Codziennie dojeżdżam 30 km do liceum, uczę się, jestem ambitna, dbam o dobre oceny, zdobyłam stypendium kończąc pierwszy rok. I szkoła mnie trzyma przy życiu, ponieważ mam plany mieszkania z chłopakiem (z dala od nich wszystkich), studiowania. Chcę być panem własnego losu. Chcę dawać innym szczęście, chcę zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Strasznie się rozpisałam, myślałam, że będę się fatygować z otwartością. Może nie wszystko powinnam mówić, ale myślę, że to może mi pomóc. Na koniec chciałabym dodać, że moja nerwica ma swój początek w lękach: boję się sprawdzianów - że mimo poświęconemu czasowi na naukę zawalę i dostanę złą ocenę - bardzo rzadko to się zdarza, uczę się bardzo dobrze jak napisałam, więc nie mam pojęcia skąd ten stres. Teraz stoi przede mną (za rok) napisanie matury. A ja już się boję. Mam zamiar zdawać z kilku przedmiotów dodatkowych... Kiedyś rozmawiałam z tatą i powiedziałam mu, że się tego boję, a on w to nie uwierzył... Powiedział: "Kto jak nie Ty ma ją zdać?!"
×