Skocz do zawartości
Nerwica.com

Teosia

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Teosia

  1. Teosia

    załamana

    Jak to mówią... czasem trzeba osiągnąć DNA by móc się od czego odbić. Mu jest potrzebny duży KOP w 4litery. Ja niedługo bede mieć 30 lat, on 40... to nie jest dziecko, pomogłam na tyle na ile potrafiłam, teraz musze zająć sie sobą. Pokazywałam mu dobrą droge, którą ma iść. Ja wyciągałam go z opresji, przekonywałam ludzi, żeby mu zaufali... Obecnie, wyszłam na idiotke, bo oszukał ludzi u których pracował, a ja załatwiłam mu tą robotę. Obecnie jestem rozdarta i mam tyle emocji w sobie, których nie jestem w stanie opisać. Jak mu powiedziałam ile rzeczy dla niego zrobiłam, a on dla mnie żadnej to obrociło sie przeciwko mnie, że mu wypominam, a ja chciałam żeby zrozumiał, że go kocham i jestem mimo wszystko, tłumaczyłam mu że kocha sie za nic, a raczej za to kim sie jest. A mimo wszystko poszedł do innej, która jak sie zaczął sypać grunt pod nogami wymyśliła ciąże, on jej uwierzył i sie załamał. Znalazłam sie w tak chorej i toksycznej sytuacji, że musze okazać troche egoizmu bo przez 1,5roku poświęciłam sie facetowi, który mnie notorycznie zdradzał i wmanewrował w swoje gry. Ja w końcu zaczynam trzeźwo myśleć, jak bedzie sie po raz kolejny żegnał przez sms to zadzwonie na Policje- tylko tak moge mu pomóc. Nie moge być już dłużej jego niewolnikiem. On ma kobiete, która oferowała mu pomoc, wiec czemu do mnie pisze?
  2. Teosia

    załamana

    Jedyne klucze do mieszkania zostawiłam MU, zabarykadował sie w piwnicy gdzie było jedyne dojście. Policja przyjechała po ok. godzinie, miałam patrzeć jak chałupe podpala i sam sie pali?? To nie był przyjemny widok! Nie mogłam pozwolić na to by jedyny majątek, który miała moja koleżanka sie spalił! Zwłaszcza że ma malutkie dziecko i jest sama! Ten człowiek miał wszystko... dom, rodzine, miłość, moje zrozumienie i współczucie. To JA jako jedyna ciągle przy nim trwałam, jeździłam do szpitala, wspierałam, pomagałam, utrzymywałam. On nie miał żadnego współczucia, żadnej ludzkiej empatii. Zostawił mnie gdy potrzebowałam lekarza, nie zadzwonił po pomoc, kiedy z ręki ciutkiem lała sie krew zalewając moje ubranie. Kiedy było trzeba, zawoziłam go prywatnie do lekarza, załatwiałam mu prace, znosiłam jego wyskoki, tłumaczac to chorobą, ale leczenie nie jest przymusowe. Policja zawiozła go do szpitala psychiatrycznego ale odmówił leczenia. Jego rodzina sie na niego wypieła bo niestety on sie tnie tak by broń Boze żyłki nie przeciąć. I żeby było ciekawie, jego szwagier jest psychiatrą! I to oni mi tłumaczą, że przy tej chorobie niestety trzeba twardą miłość zastosować, bo osoba która chce popełnić samobójstwo zrobi to i nikogo nie musi informować o tym. Ja zrobiłam wszystko co mogłam... Niech teraz zajmie sie Pani S... Ale jest jeszcze jedna kobieta. On nie odczuwa lęku, strachu. On uważa że musi siebie ukarać, obarczając wszystkich za jego stan. Nie chce skończyć w psychiatryku albo na linie, bo niszcząc siebie, niszczy wszystkich dookoła. Moja rodzina nie może patrzeć jak marnuje sobie życie, ja za nim w ogień bym skoczyła- tak mnie od siebie uzależnił, straciłam kontakt w pewnym czasie z rodziną, bo chciałam mu pomóc, ale w tym że ciągle mu pomogałam, nie było pomocy dla jego choroby. Zawoziłam go do pracy, pomagałam mu w pracy, ja pracowałam po 16 godzin dziennie. Miarka sie przebrała, nie chce być zdradzana, nie chce być manipulowana i zastraszana. Jak wezwałam policje to mi groził, groził policji. Dostaje od niego sms'y mimo że teraz jest z inną kobietą. Od zajścia minął tydzień. Jedyny błąd był taki, że nie wniosłam oskarżenia jak przyjechała Policja, to go teraz motywuje do tego by mnie nękać... Nie chce być świadkiem, jak ktoś się pali- a byłam, spać po nocach nie moge, widząc go jak sie pali, jak gazety pod stertą drewna zaczynają płonąć... miałam tak zwyczajnie stać nad piwnicą i sie przyglądać? Czy wejść i go troche uspokoić do momentu przyjazdu policji? Do miłości potrzebne są 2 osoby, nie jedna i nie 3 :)... I trzeba chcieć sie leczyć -- 27 lis 2011, 20:28 -- Ja przyznam sie, że też mam problemy ze sobą ale nikogo nimi nie obarczam, z rozrywkowej dziewczyny, wiecznie otwartej i uśmiechniętej, stałam sie smutasem i zaczełam izolować się od ludzi. Skoki ciśnień, nie mogłam już jeździć w trasy sama, presja rodziny i otoczenia, nic mnie nie cieszyło, opowiadając o relacji z rodziną płakałam, choć nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. A facet z którym byłam sprawiał, że moja pasja, wyjazdy stawały sie koszmarem! Wszystko musiało być tak jak on chce. Czas by stać się troche egoistą, bo jeszcze mam to światełko, które daje nadzieje, że to co piękne jest przede mną! Ale musze sobie uporać z Tym, że bez Niego! Że osiągne wszystko co chce i wszystko zależy ode mnie. Epoka romantyzmu i nieszczęśliwej miłości dawno mineła nie chce być cierpiącym Werterem. W odnalezieniu drogi i zastanowieniem sie nad sobą dają mi książki Paulo Coelho. Życie byłoby nudne i pozbawione sensu gdyby było proste
  3. Ja biore klonazepan na noc pół tabletki 0,5mg ma dłuższe działanie, Lorafen mimo wszystko ma krótkie działanie, ale zawsze mam go przy sobie i rzadko go stosuje... tylko w razie potrzeby.
  4. Ja brałam Seronil, jedną tabletke na noc, jednak rano miałam stan niepokoju, lęku. Po 2 tygodniach było już ok. Znów żyć sie chciało. Jednak przeszłam na Zolof 50mg i Lerivon oraz Clonazephanum
  5. Teosia

    załamana

    Nie będe zakładać nowego wątku, choć może powinnam?? Przez półtora roku żyłam z psychopatą, dotarło to do mnie tydzień temu, kiedy w napadzie swojej furii i pod wpływem alkoholu przeciął mi nożykiem palce. Napewno chciałam mu ten nóż zabrać, bo sie ciął i chciał podpalić dom. Kiedy Go poznałam był miły, czarujący, szarmancki... wydawałoby się "zagłaszcze koteczka na śmierć", a z depresją on również. Był po próbie samobójczej, myślałam, że to jednorazowy wyskok, że bierze leki. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwile, ze względu na moją pasje, jeździliśmy po Polsce. Zdawałam sobie sprawę, że jest w kiepskiej sytuacji finansowej, wiec skoro to była moja pasja, wiec ja płaciłam. Załatwiłam mu pracę... Po czym przyszedł moment załamania i wylądował w szpitalu psychiatrycznym, znów chciał sobie odebrać życie... nie radził sobie z długami, z pracą. Kiedyś dobrze zarabiał, pracował w Danii, stać było go na wiele, teraz realia sie zmieniły, wrócił do Polski. - fakt zawsze go tłumaczyłam. To były zwykłe manipulacje. Jak wyszedł ze szpitala zamieszkał u mnie, razem żyliśmy, ale pieniedzy nigdy nie było. Nie dokładał sie do niczego, nigdy nie miał pieniędzy, mieszkaliśmy razem u mojej mamy. Dałam mu czas żeby sie pozbierał i zabrał do roboty. Prace zawsze miał, ale pieniedzy tyle co na długi, które przez 1,5 jak były tak są i to jeszcze większe. Kiedyś coś mnie pchnęło by sprawdzić mu telefon, zobaczyłam smsy od "Panorama"... Była awantura, bo ja tego nie popuściłam - oczywiście tłumaczył że to nikt i dlaczego mu grzebie w telefonie. Sprawa ucichła. W czerwcu sie wyprowadził ode mnie, zostawił mnie z dnia na dzień a ja uważałam, że świat mi sie zawalił. Chciałam być kochana, bałam sie samotności- on mnie od wszystkich odizolował, nie miałam nikogo. Dniami i nocami płakałam, zostałam sama z 3 tyg szczeniakami, oddając mu rzeczy napisałam list jak ważny był w moim życiu, że nie powiem jak mi jego brak bo słów takich nie znam by określić strate ukochanej osoby- to był list zrozpaczonej kobiety. Powoli zaczełam sie zbierać, kiedy zaczął znów pisać smsy. Uważałam, że postąpie tak jak on ze mna.. kiedy ja pisałam i prosiłam go o pomoc, nic mi nie odpisywał- teraz ja tak zrobiłam, nie odpisywałam. Smsy w stylu, że mnie kocha, że popełnił wielki błąd. Potem dzwoni do mnie jego siostra by prosić o pomoc, że On pisze jej straszne sms, czy bym mogła go znaleść i zobaczyć co sie z nim dzieje, bo ona jest zagranicą. Znalazłam go, nieopodal mojego miejsca zamieszkania, był pijany i pocięty, prosił o pomoc, że chce do szpitala, że bedzie sie leczył, żbym mu wybaczyła. Dałam mu jeszcze jedną szanse, jeździłam do szpitala codziennie. Oczywiście w tym czasie jak nie był ze mną był z inną kobietą, nazwijmy ją S. Pani S nigdy nie odpuściła, jak sie dowiedziała, że jest w szpitalu i nie mogła sie do niego dodzwonić to napisała e-maila. ze go kocha (ją też nieźle zaczarował, żeby stwierdzić po 1 miesiacu znajomości ze sie kogoś kocha i zrobi sie dla niego wszystko), odpisałam jej grzecznościowo, żeby dała sobie spokój, jest ze mną teraz i nie chce już o niej wiecej słyszeć. Wyszedł ze szpitala, pracował, ale było coś nie tak. Ja miałam pretencje że ciągle pracuje od rana do nocy a pieniedzy nie ma ani czasu dla mnie. W weekendy też potrafił kota ogonem odwrocić i spowodować że sie kłóciliśmy i wychodził. Jak wracał nigdy nie mówił gdzie był, co robił. Przepraszał, wymyślał kłamstwa, manipulował mną... a ja sie dałam. Ja czułam sie silna w jego chorobie, wierzyłam że mu pomoge, że uratuje mu życie. Później było coraz gorzej raz była S raz ja, ciągle wracał, kłamał, obiecywał ze bedzie sie leczyć, znajdowałam go poranionego, albo po połknieciu tabletek, ciągle smsy że chce śmierci, że sobie nie radzi. Tydzień temu miało miejsce zdarzenie, które otworzyło mi oczy. Miałam klucze od koleżanku domu, zamieszkaliśmy tam. Kiedy ja pojechałam do rodziny on został, wymigując sie złym stanem zdrowia. Jak wróciłam, zabarykadował sie w domu. U koleżanki znalazł alkohol. Chciał podpalić dom, ciął sie po raz kolejny, ja nie chcac dopóścić do podpalenia domu zaczełam wchodzić przez piwnice, gdzie mnie odpychał i wymachiwał nożem. Poranił mi palce, zaczeła lecieć krew- nawet nie zadzwonił po pomoc, po pogotowie. Próbował sie podpalić ale wpadławm w chisterie i go w końcu tak odepchnełam ze ugasiłam płomień i weszłam do środka. W dzisim szale zdemolował dom, porozbijał żerandole, żarówki, powyrywał kontakty. Zadzwoniłam na policje, zadzwoniłam do jego rodziny. Podjełam decyzje, że to koniec, definitywny. Zrobił mi pranie mózgu a ja nie potrafie sobie wybaczyć że byłam tak głupia, że mu wybaczałam kolejne wyskoki, że wierzyłam, że sie zmieni. Czekał na mnie pod praca, spał w samochodzie niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Wiem też, że jest u Pani S którą probowałam ostrzec, ale uważa że ja kłamie, że nie mam czystych zamiarów, a jego rodzina uważa że cała sytuacja została przeze mnie sprowokowana. Wiem, że to jest dopiero początek ciężkiej przeprawy mojej z psychopatą. Wiem, że bedzie probował sobie krzywde zrobić, że bedzie próbował na mnie wpłynąć. Obecnie jestem pod opieką psychiatry i zapisałam sie do psychologa. Potrzebuje wsparcia. Moge miec tydzien, 2 a nawet miesiac spokoju i znowu zacznie. Jestem jego ofiarą, jest też nią Pani S, jak również każde kobiety, które były i będą w jego życiu. Nie chciałam uwierzyć w to wszystko co sie wokół działo dopóki mi sie krzywda nie stała. Nie chce żyć z przeświadczeniem, że on ciągle próbuje sobie krzywde zrobić. Ja chce mieć spokój, zniszczył moje życie, moją psychikę, ja żyłam jego chorobą i jego problemami. Ale mówie dość, chce miec rodzine, pasje, chce czuć sie spełniona, ja mam marzenia! Ja zaczynam w końcu żyć! Chce wyjść z depresji, z toksycznego związku bez przyszłości.
×