Nie będe zakładać nowego wątku, choć może powinnam??
Przez półtora roku żyłam z psychopatą, dotarło to do mnie tydzień temu, kiedy w napadzie swojej furii i pod wpływem alkoholu przeciął mi nożykiem palce. Napewno chciałam mu ten nóż zabrać, bo sie ciął i chciał podpalić dom.
Kiedy Go poznałam był miły, czarujący, szarmancki... wydawałoby się "zagłaszcze koteczka na śmierć", a z depresją on również. Był po próbie samobójczej, myślałam, że to jednorazowy wyskok, że bierze leki. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwile, ze względu na moją pasje, jeździliśmy po Polsce. Zdawałam sobie sprawę, że jest w kiepskiej sytuacji finansowej, wiec skoro to była moja pasja, wiec ja płaciłam. Załatwiłam mu pracę... Po czym przyszedł moment załamania i wylądował w szpitalu psychiatrycznym, znów chciał sobie odebrać życie... nie radził sobie z długami, z pracą. Kiedyś dobrze zarabiał, pracował w Danii, stać było go na wiele, teraz realia sie zmieniły, wrócił do Polski. - fakt zawsze go tłumaczyłam. To były zwykłe manipulacje. Jak wyszedł ze szpitala zamieszkał u mnie, razem żyliśmy, ale pieniedzy nigdy nie było. Nie dokładał sie do niczego, nigdy nie miał pieniędzy, mieszkaliśmy razem u mojej mamy. Dałam mu czas żeby sie pozbierał i zabrał do roboty. Prace zawsze miał, ale pieniedzy tyle co na długi, które przez 1,5 jak były tak są i to jeszcze większe. Kiedyś coś mnie pchnęło by sprawdzić mu telefon, zobaczyłam smsy od "Panorama"... Była awantura, bo ja tego nie popuściłam - oczywiście tłumaczył że to nikt i dlaczego mu grzebie w telefonie. Sprawa ucichła. W czerwcu sie wyprowadził ode mnie, zostawił mnie z dnia na dzień a ja uważałam, że świat mi sie zawalił. Chciałam być kochana, bałam sie samotności- on mnie od wszystkich odizolował, nie miałam nikogo. Dniami i nocami płakałam, zostałam sama z 3 tyg szczeniakami, oddając mu rzeczy napisałam list jak ważny był w moim życiu, że nie powiem jak mi jego brak bo słów takich nie znam by określić strate ukochanej osoby- to był list zrozpaczonej kobiety. Powoli zaczełam sie zbierać, kiedy zaczął znów pisać smsy. Uważałam, że postąpie tak jak on ze mna.. kiedy ja pisałam i prosiłam go o pomoc, nic mi nie odpisywał- teraz ja tak zrobiłam, nie odpisywałam. Smsy w stylu, że mnie kocha, że popełnił wielki błąd. Potem dzwoni do mnie jego siostra by prosić o pomoc, że On pisze jej straszne sms, czy bym mogła go znaleść i zobaczyć co sie z nim dzieje, bo ona jest zagranicą. Znalazłam go, nieopodal mojego miejsca zamieszkania, był pijany i pocięty, prosił o pomoc, że chce do szpitala, że bedzie sie leczył, żbym mu wybaczyła. Dałam mu jeszcze jedną szanse, jeździłam do szpitala codziennie. Oczywiście w tym czasie jak nie był ze mną był z inną kobietą, nazwijmy ją S. Pani S nigdy nie odpuściła, jak sie dowiedziała, że jest w szpitalu i nie mogła sie do niego dodzwonić to napisała e-maila. ze go kocha (ją też nieźle zaczarował, żeby stwierdzić po 1 miesiacu znajomości ze sie kogoś kocha i zrobi sie dla niego wszystko), odpisałam jej grzecznościowo, żeby dała sobie spokój, jest ze mną teraz i nie chce już o niej wiecej słyszeć. Wyszedł ze szpitala, pracował, ale było coś nie tak. Ja miałam pretencje że ciągle pracuje od rana do nocy a pieniedzy nie ma ani czasu dla mnie. W weekendy też potrafił kota ogonem odwrocić i spowodować że sie kłóciliśmy i wychodził. Jak wracał nigdy nie mówił gdzie był, co robił. Przepraszał, wymyślał kłamstwa, manipulował mną... a ja sie dałam. Ja czułam sie silna w jego chorobie, wierzyłam że mu pomoge, że uratuje mu życie. Później było coraz gorzej raz była S raz ja, ciągle wracał, kłamał, obiecywał ze bedzie sie leczyć, znajdowałam go poranionego, albo po połknieciu tabletek, ciągle smsy że chce śmierci, że sobie nie radzi. Tydzień temu miało miejsce zdarzenie, które otworzyło mi oczy. Miałam klucze od koleżanku domu, zamieszkaliśmy tam. Kiedy ja pojechałam do rodziny on został, wymigując sie złym stanem zdrowia. Jak wróciłam, zabarykadował sie w domu. U koleżanki znalazł alkohol. Chciał podpalić dom, ciął sie po raz kolejny, ja nie chcac dopóścić do podpalenia domu zaczełam wchodzić przez piwnice, gdzie mnie odpychał i wymachiwał nożem. Poranił mi palce, zaczeła lecieć krew- nawet nie zadzwonił po pomoc, po pogotowie. Próbował sie podpalić ale wpadławm w chisterie i go w końcu tak odepchnełam ze ugasiłam płomień i weszłam do środka. W dzisim szale zdemolował dom, porozbijał żerandole, żarówki, powyrywał kontakty. Zadzwoniłam na policje, zadzwoniłam do jego rodziny. Podjełam decyzje, że to koniec, definitywny. Zrobił mi pranie mózgu a ja nie potrafie sobie wybaczyć że byłam tak głupia, że mu wybaczałam kolejne wyskoki, że wierzyłam, że sie zmieni. Czekał na mnie pod praca, spał w samochodzie niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Wiem też, że jest u Pani S którą probowałam ostrzec, ale uważa że ja kłamie, że nie mam czystych zamiarów, a jego rodzina uważa że cała sytuacja została przeze mnie sprowokowana. Wiem, że to jest dopiero początek ciężkiej przeprawy mojej z psychopatą. Wiem, że bedzie probował sobie krzywde zrobić, że bedzie próbował na mnie wpłynąć. Obecnie jestem pod opieką psychiatry i zapisałam sie do psychologa. Potrzebuje wsparcia. Moge miec tydzien, 2 a nawet miesiac spokoju i znowu zacznie. Jestem jego ofiarą, jest też nią Pani S, jak również każde kobiety, które były i będą w jego życiu. Nie chciałam uwierzyć w to wszystko co sie wokół działo dopóki mi sie krzywda nie stała. Nie chce żyć z przeświadczeniem, że on ciągle próbuje sobie krzywde zrobić. Ja chce mieć spokój, zniszczył moje życie, moją psychikę, ja żyłam jego chorobą i jego problemami. Ale mówie dość, chce miec rodzine, pasje, chce czuć sie spełniona, ja mam marzenia! Ja zaczynam w końcu żyć! Chce wyjść z depresji, z toksycznego związku bez przyszłości.