Skocz do zawartości
Nerwica.com

andi

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez andi

  1. Dwa lata temu chodziłem do pani psycholog. Celowo nie pisze terapii, bo uważam że nią nie była. Miałem taki problem, że nic mi się chciało, sprzątać, chodzić do pracy ....tylko siedziałem przed telewizorem i oglądałem filmy lub programy w TV na około, po kilka razy, aż mnie tylek bolał. Do pani psycholog chodziłem dwa razy w tygodniu przez prawie rok. To był jeden monolog z mojej strony, co dzisiaj robiłem. ona tylko słuchała, ja musiałem gadać. Nie mając nic do powiedzenia, mówiłem o swojej pracy. Przerwałem to coś bo mnie tak to już nudzić zaczeło. Czytają Wasze posty zobaczyłem, że dostawaliście jakieś rady od psychoterapeutów. Ja słuszałem od pani psycholog tylko Dzień dobry, co mi pan dzisiaj powie? Nie wiem, o co tu chodziło. Teraz zastanawiam się czy nie powinienem pójść do psychiatry - zawsze to lekarz, a nie do psychologa. Z problemu wyleczyłem się samemu jakieś rok po przerwaniu kontaktu z panią psycholog.
  2. Parę lat temu rozstałem się z dziewczyną. Ona wtedy jeszcze studiowała, ja robiłem karierę w korporacji. Nasz związek trwał pół roku, ale zdążyłem zakochać się w niej. Ona ode mnie odeszła. Ona wcześniej rzuciła swojego chłopaka i związała się ze mną. Prosiła, aby utrzymać nasz związek w tajemnicy, ponieważ nie chciała mówić nikomu, że tak szybko znalazła sobie nowego chłopaka. Nie chciała poznać mnie ze swoimi znajomymi, ja mówiłem swoim znajomym, że to tylko koleżanka. Rozstaliśmy się w przyjaźni. Dzwoniłem do niej, aby utrzymać kontakt i aby porozmawiać, zaprosić na kawę. Pomogłem jej w tedy w pewnej sprawie, która wymagała męskiej ręki i inżynierskiej mojej wiedzy. Za co była mi bardzo zobowiązana. Czasami nadzieja, że to chwilowa separacja umarła. Ona wróciła do swojego poprzedniego chłopaka, wyszła za niego za mąż. Na święta do siebie dzwoniliśmy, składaliśmy sobie życzenia. Zostaliśmy przyjaciółmi. Nic szczególnego w tym nikt nie widział, nikt o nas nie wiedział. Od tego czasu nie miałem poważnego związku. Takie tam przelotne znajomości, bez żadnych uczuć, choć w jednym przypadku było bardzo blisko. Przypadek sprawiłzau, że zauważyłem ją jak ona spaceruje z jakimś mężczyzną. Pierwszą moją myślą było to, że ma z nim romans. Postanowiłem z nią szczerze i otwarcie porozmawiać o tym. Wyszło na to, że jej obecne małżeństwo to ruina, ale do romansu nie przyznała się. Wiarygodnie zaprzeczała, mówiąc, że to jest jej dobry kolega z pracy, który kilka razy jej pomógł i w pracy i w życiu i dlatego tak bardzo go lubi, oraz to, że on mieszka w okolicy. Poradziłem jej, aby schłodziła swoje relacje ze swoim kolegą, bo może być posądzona o romans z nim. Ona się ze mną zgodziła, obiecała mi, że tak zrobi. Po jakimś miesiącu poważnego zastanawiania się na tym doszedłem do wniosku, że w zasadzie to ja ją nadal bardzo lubię oraz złapałem się na tym, że znowu mam nadzieję na związek z nią. Powiedziałem jej o moim rodzącym się uczuciu do niej, bardzo ciepło to przyjęła i była szczęśliwa. Snuliśmy plany o przyszłym związku, że oboje jesteśmy już o parę lat starsi i bardziej doświadczeni życiowo. Zacząłem częściej u niej bywać. Słyszałem tylko kłótnie i dowiedziałem się, że jej mąż otwarcie zarzuca jej kłamstwa i romans w pracy. Widziałem jej łzy i cierpienie na jej twarzy. Zakochałem się w niej ponownie. Wiedząc, że już jest oskarżona przez męża o zdradę, spotykaliśmy się po cichu, tak, aby nie było żadnych podejrzeń. Pytałem się o jej kolegę, mówiła, że kontakty z nim ograniczyła tylko do zawodowych. Raz będąc u niej poznałem jej kolegę z pracy, porozmawialiśmy ze sobą, nawet nie starał się ukryć tego przed nikim (nawet przed jej mężem), że ma romans z nią, Jego postępowanie mnie zdenerwowało. Wywołał potworną awanturę pomiędzy nią i jej mężem. Przeraziło mnie to, że w czasie, gdy małżonkowie się kłócili wyzywali siebie nawzajem, na jego twarzy rysował się uśmiech. Najbardziej podobało mu się to, jak ona wyzywa od ch…. swojego męża. Kiedy zauważył, że kłótnia stała się bardzo poważna i agresywna, uciekł z ich domu. Dobrze, że jej rodzice, którzy też byli w jej domu, zapanowali nad sytuacją. Porozmawiałem otwarcie z nią i jej mężem o nich i dowiedziałem się, że jej romans z kolegom nadal trwa i ona nie ma zamiaru tego skończyć. Zacząłem podejrzewać ją, że kłamie, ale nadal miałem nadzieję, że jakoś się to wszystko ułoży, że się rozwiedzie, powoli odzyska równowagę psychiczną, zapomni o tym wszystkim. Cały czas myślałem, że problem to jej kolega z pracy. Nie wiedziałem, co mam myśleć o tym wszystkim. Ona twierdziła, że jej mąż jest po prostu zazdrosny, że ona żadnego romansu nie miała z kolegom z pracy i nie będzie miała. Jej mąż twierdził, co innego. Nie chciałem wierzyć jej mężowi, ufałem jej, ale złe myśli mnie dopadały coraz częściej zwłaszcza, że stała się ona coraz mniej kontaktowa. Zauważyłem, że coraz częściej i to bardzo szybko wybucha złością, gdy rozmawiałem z nią o jej problemach. Nie chciała nic mówić. Dowiedziałem się ona została pobita przez męża. Jej kolega nawet zadzwonił do mnie poprosił mnie o to, abym przemówił jej do rozsądku i poradził iść na policje. Zbyłem go dyplomatycznie, bo wtedy rozmawiałem ze swoją znajomą i nie chciałem jej wtedy obciążać kłótnią pomiędzy mną a jej kolegą. Mówiąc szczerze to miałem ochotę mu wtedy przywalić, za to, że jawnie rozgłasza o swoim romansie z nią, a powinien ją chronić, tak żeby nikt o tym się nie dowiedział. Pewnie bym to zrobił, ale na szczęście go nie było przy mnie. Ja i moja znajoma przestaliśmy się praktycznie widywać. Od czasu do czasu dzwoniliśmy do siebie. Przez kilka miesięcy widywaliśmy się tylko kilka razy. Ona miała w tym czasie dużo pracy i często wracała późno do domu. Cieszyło mnie to rzuciła się wir pracy, że zapomni o wszystkim. Cieszyło mnie to, że nadal mówi i czyni coś w sprawie rozwodu. Tylko, że to kosztuje. Zobowiązałem się do pokrycia honorarium za prawnika i za cały rozwód. Przelałem jej w sumie chyba ok. 2500pln. Pieniądze nie stanowiły dla mnie problemu. Pocieszałem ją jak umiałem. Nadal mi sugerowała, że po rozwodzie ma zamiar się ze mną oficjalnie związać i zamieszkać ze mną. Nagle dowiedziałem się, że ona ma nowego przyjaciela. Zaczęła spotykać się z dosyć zamożnym cudzoziemcem, który Polsce jest dyrektorem w pewnej korporacji, nie kryła tego przed mężem, kolegom z pracy oraz mną. Pochwaliła się nim swojej dobrej koleżance. Zabrali nawet tą koleżankę do mieszkania, które on wynają. Ta sama gadka, to tylko znajomy nic więcej, że on jej załatwia kierownicze stanowisko u siebie w firmie oraz to, że będzie więcej zarabiać, że koleżanka źle zrozumiała rozmowę po angielsku pomiędzy cudzoziemcem a moją znajomą. Było mi bardzo przykro. Poczułem się jak kompletny idiota. Wierzyłem jej, jej męża uważałem za kretyna i dawałem to mu odczuć. Wybielałem ją w oczach męża. Opiekowałem się nią, finansowałem jej rozwód. Tak mnie to walneło, że spać nie mogłem przez dwa dni nawet po środkach uspakających. Przeczytałem całe to forum zastanowiłem się nad wszystkimi związkami, jakie miałem, do których kobiet teraz chciałbym wrócić, zacząć wszystko jeszcze raz, nie popełnić tych samych błędów. Pewne dostrzegłem dopiero teraz po lekturze Waszych postów. Powiem jeszcze jedno napisanie tego posta przyniosło mi ulgę, mogę teraz już spokojne z dystansem psychicznym rozmawiać o swojej głupocie i naiwności z każdym nawet z nią. Przemyślałem wszystko i mam dla Was dobrą radę, uwierzcie w swoją intuicje, jeśli coś Wam mówi, że jest nie tak, to będzie źle. Nie, aby popaść w jakąś paranoje, ale gdym słuchał się jej to tego bym nie doświadczył. Od samego początku mówiła mi o jej romansie, ale ja zaślepiony miłością wmawiałem sobie to, co od niej usłyszałem. Po jakimś czasie przyszła myśl ona, przecież kłamie, o tego cudzoziemca jestem zazdrosny. Po rozmowie z nią, potwierdziła wszystko. Tak to wszystko prawda.
×