Skocz do zawartości
Nerwica.com

Frooooost

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Frooooost

  1. [quote name="fankaryharda"Codziennie zadaje sobie ból psychiczny myślami i czynami' date=' a raczej brakiem jakichkolwiek działań mających na celu zmienienie życia. Odczuwam pragnienie bólu psychicznego. Szczęście jest dla mnie jak smutek dla normalnego człowieka. Nie chcę go. Nie mam odwagi porozmawiać z kimś o moich uczuciach, bo po pierwsze nie wiem jak zacząć, a po drugie od zawsze nie umiałam okazywać emocji. Nigdy nie mówię "Kocham Cię", nawet zwykłe "Lubię Cię", bo to po prostu nie chce mi przejść przez gardło. Jak mam poradzić sobie z tym ciągłą chęcią bycia nieszczęśliwą? Odtrącam wszelkie propozycje spotkań, a jeśli się zdobędę i wyjdę, jestem wredna i przeważnie nie mam ochoty na rozmowę. A potem ryczę po nocach, że nie mam nikogo...[/quote] znam to uczucie
  2. w najgorszym momencie mi zawsze pomaga rozwiązywanie sudoku - lub krzyżówek; skupiasz się na małych, ale zajmujących umysł rzeczach
  3. Frooooost

    serwus - jestem nerwus

    Witam wszystkich, cieszę się że istnieje takie forum i nie jestem całkiem sam w tym, co mnie boli. Zanim założyłem ten temat, przeczytałem post "który trzeba przeczytać przed założeniem tematu" i tam uzyskałem stuprocentową pewnośc, że to, co mnie nęka przez większą częśc mojego życia jest czymś już rozpoznanym i nazwanym: nerwica lękowa. Zaczęło się w podstawówce - trzęsące się ręce (z łatwością zauważane przez inne dzieci). Z wiekiem dojrzewania doszła do tego nieufnośc i rosnące pragnienie stabilizacji (tak, byłem wtedy podatny na rozmaite ideologie i religie - szczesliwie środowisko, w którym żyłem miało dośc przyziemne podejście do różnych spraw), co pociągneło za sobą moje odejście od ludzi i ich spraw. Objawy z wiekiem jednak wcale nie malały tylko narastały i powodowały coraz większe problemy w kontaktach międzyludzkich (również płciowych). Ludzie podchodzą nieufnie do kogoś, kto wprawdzie sprawia wrażenie normalnego człowieka, ale "łapy mu chodzą" i miewa gwałtowne zachowania. To wszystko spowodowało, że z czasem poszukiwałem relaksu w alkoholu, co jednak powodowało, ze na trzeźwo mój problem proporcjonalnie się podnosił - bałem się wpaść w błędne koło, żeby nie zniszczyć swojego życia, więc alkohol z rozwiązania stał się dodatkowym problemem. Fakt, że umiem teraz to wszystko nazwać wynika z tego, co teraz wiem - zanim dotarłem do źródła problemu wszystko wydawało się być tajemnicze-straszne: nie zawsze potrafiłem spokojnie usiedzieć np. na wykładzie, w autobusie (bo mnie nosiło) i nie potrafiłem zrozumieć dlaczego tak się dzieje - zawsze zazdrościłem osobom opanowanym, że potrafią zrobić coś bez okazywania emocji, które nie mają w gruncie rzeczy żadnej racjonalnej przyczyny. Grono najbliższych znajomych, którzy mnie dobrze znali, zawsze mówili, zebym poszedł z tym do lekarza, ale ja uparcie odmawiałem. Taki stan niepokoju nieraz pomagał mi w bardziej głębszy sposób uprawiać naukę lub odbierać sztukę - co wpływało na moją erudycję, ale z drugiej strony zawsze odbijało się na moich kontaktach z otoczeniem. Zauważyłem jednak ostatnio, że ten stan coraz bardziej odbija się na mojej psychice (zaburzona empatia, większe wahania nastrojów) i doszedłem do wniosku, że jeśli nie dowiem się co to jest, mogę bardzo źle skończyć. Pierwszym przystankiem był internet i wikipedia - ale tak naprawdę nie wierzę w inny skuteczny sposób terapii w takiej sytuacji niż rozmowa z innymi ludźmi, którzy to przechodzą i rozumieją, więc poszukiwałem takiego miejsca i trafiłem na to forum. Liczę na to, ze będziemy w stanie sobie pomóc. A tak w ogóle to jestem Piotrek.
×