Skocz do zawartości
Nerwica.com

ala1983

Użytkownik
  • Postów

    3 920
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez ala1983

  1. Pablito19902, jakbym czytała o sobie. Mam to samo, często jestem nieobecna myślami, skupiona na własnych problemach, zamknięta w swoim świecie. Gdyby nie farmakologia, to nakręciłabym się na śmierć. Dlatego moja rada> leczenie. Piszesz, że "serce krzyczy a nikt tego nie słyszy". A nawet jeśli słyszy, wiem to po sobie, ludzie niechętnie przebywają w towarzystwie takich ponuraków, dlatego już dawno przestałam liczyć na ich pomoc. Zatem pójdź do specjalisty, taka moja rada, bo mi osobiście ratuje to życie.

  2. Witajcie,

     

    Dołączam i ja mój bagaż doświadczeń z nadzieją na Wasze rady.

    Może mojej przeszłości nie będę opisywać, nakreślę jej zarys tylko tak ogólnie, skupię się raczej na teraźniejszości..

    No to jedziemy... w dzieciństwie czułam tylko ogromny lęk, dużo płakałam, do tego byłam i jestem bardzo wrażliwa. Moi rodzice po prostu się nie dobrali, tłuką się między sobą do dzisiaj. Mama nie miała odwagi odejść od ojca i wiem, że nigdy już tego nie zrobi. Moje lęki z roku na rok coraz bardziej się pogłębiały. W końcu pod koniec 2000 roku musiałam zacząć się leczyć. Mam zespół lękowo-depresyjny, który jest wynikiem ogromnych zaburzeń osobowości. Tak więc u psychiatry bywam regularnie od 11 lat, bo bez leków nie potrafię już funkcjonować. Od 1,5 roku chodzę też na terapię w nurcie psychodynamicznym, wcześniej nie wierzylam w taką formę leczenia. W szkole, jesli chodzi o naukę dawałam sobie dobrze radę. Mam ukończone nie tylko studia ale też 2 inne zawody. No i właśnie na tej edukacji się wszystko zatrzymało...

    Przejdźmy do konkretów.. za cholerę nie mogę odnaleźć się w żadnej pracy, mam jakieś problemy w wejściem w dorosłe życie, jakieś niedostosowanie społeczne.. nie wiem jak to nazwać.. zmieniałam już kilka razy pracę, w żadnej nie wytrzymałam dłużej niż 1,5 miesiąca. Teraz już po tylu próbach na samą myśl o zatrudnieniu to mnie cofa. Oczywiście, kiedy tracę pracę, wracam do rodziców, ciągle wracam ! I to jest najgorsze. Każda próba walki tzn. podjęcia pracy kończy się niepowodzeniem. To mnie wykańcza. Czuję się jak w pułapce, nie widzę drogi wyjścia, zaczęcia nowego życia, bo mi się po prostu nie udaje. Po każdej porażce mój stan zdrowia się pogarsza. Jakiś czas temu pojawiły się duże napady paniki, więc bardziej podchodzi to już pod nerwicę. Jestem zrozpaczona, bo wiem, że moja terapia będzie trwała bardzo długo a i tak już ze względu na wyjazdy, przeprowadzki związane z miejscem pracy musiałam ją nieraz przerwać. Nie będę przecież tylko ze względu na terapię siedzieć w toksycznej atmosferze, może to przecież potrwać kilka lat !! Może zamienić ją na behawioralno-poznawczą? Czas leci a ja mam jeszcze do spłacenia kredyt studencki, co mnie jeszcze bardziej dobija. Nie widzę żadnego rozwiązania na dzień dzisiejszy. Nie wyobrażam sobie siedzenia u rodziców i jedocześnie chodzenia na terapię. Bo czy biorąc pod uwagę atmosferę w domu ma to jakiś sens? Podsumowując: nie mogę sie wyrwać od rodziców bo nie jestem w stanie pracować, a praca to klucz do wolności.. błędne koło... aż wstyd, że w wieku 28 lat mam jeszcze takie problemy.. jak to mówią inni „wystarczyłoby po prostu zmienić myślenie”..

  3. I tak masz lepiej ode mnie, chylę czoła, że możesz funkcjonować. Ja nie mogę. Moje środowisko rodzinne kompletnie zniszczyło mi życie, nie będę o tym opowiadać. Lęki i depresję mam od dziecka, leczę się ponad 11 lat (psychiatra + psycholog), z różnymi skutkami (właśnie jestem w trakcie nawrotu choroby). Mam też zaburzenia osobowości, a co za tym idzie i zaburzenia adaptacyjne, nie mogę też pracować (fobia pracy), bo jestem kompletnie nie gotowa w wejscie w dorosłe życie. Więc nadal tkwię w tej chorej atmosferze. Każda próba walki (podjęcia pracy) kończy się niepowodzeniem. Jestem już bardzo zmęczona, straciłam nadzieję. Przegrałam życie..

×