Hej..
Mam taki problem. Cierpię na bulimię od prawie dwóch lat. Mam 175cm wzrostu. Zaczęłam się 'odchudzać' ważąc 112 kg. Obecnie ważę 70kg, najniższa waga, jaką osiągnęłam, to 60 kg. W sumie 52 kilogramy.. Udało się schudnąć, ale potwornie żałuję, że wzięłam się za to w taki sposób. I tu przybliżę trochę moją sytuację, która jest dla mnie bynajmniej dziwna. Usiłuję znaleźć podobne przypadki w internecie, ale bez skutku.
1 lipce 2010 roku przestałam jeść. Postanowiłam, że nie będę jadła ile wytrzymam. Po trzech dniach weszłam na wagę i co widzę? Minus trzy kilogramy. Dało mi to porządnego kopa do działania - skoro mogłam nie jeść 3 dni, to mogę pogłodzić się dłużej. Przez tydzień jechałam na samej wodzie i kawie. Schudłam 7 kg. Po tygodniu zjadłam sałatkę, a raczej próbowałam zjeść. Żołądek bardzo mi się skurczył, zdołałam przegryźć tylko kilka kęsów. Potem znów to samo.. głód, głód, głód, woda i kawa. Schudłam w ten sposób 20 kg w miesiąc.
Znajomi mówili 'świetnie wyglądasz!', 'matko, jak schudłaś!', co dawało mi jeszcze większą motywację. Zaczęłam obsesyjnie myśleć o jedzeniu, a raczej o niejedzeniu, wadze. To stało się moim priorytetem i przyćmiło wszystko, co mnie otaczało..
Potem zaczęłam jeść normalnie. Nie było jojo. Przytyłam może ze 2 kg. I znów to samo - kolejna głodówka. Ta druga trwała tylko 5 dni. Nic nie jadłam przez 5 dni, po czym złamałam się i zjadłam CAŁĄ ZAWARTOŚĆ SWOJEJ LODÓWKI. Wszystko, łącznie z gołąbkami, chociaż nie jadam mięsa i mi nie smakuje. Tylko po to, żeby to ZJEŚĆ. WSZYSTKO. Wtedy pierwszy raz sprowokowałam wymioty, poczucie winy i te sprawy. Przez tydzień ŻARŁAM jak szalona. Po tygodniu jakoś się ogarnęłam i znów przestałam jeść na kilka tygodni..
Najgorszą głodówkę przeszłam w zeszłe wakacje. Nie jadłam NIC od 1 lipca do 7 sierpnia. W sumie 5 tygodni. Ważyłam 60 kg, ale i tak wyglądałam jak trup. Byłam blada a pod oczami zarysowały mi się purpurowe cienie. Nie byłam w stanie nic zrobić - leżałam w łóżku i umierałam. W pewnym momencie postanowiłam, że KONIEC, nie mogę tak dłużej, bo naprawdę umrę. Przez 5 tygodni nie miałam nic w ustach. Poprosiłam mamę, żeby zrobiła dietetyczne zakupy - postanowiłam, że będę się zdrowo odżywiać. Zjadłam 3 różyczki kalafiora - zwróciłam je. Nawet nie sprowokowałam wymiotów, po prostu mój organizm był tak odzwyczajony od jedzenia, nie przyswoił go. Jakoś - metodą prób i błędów - udało mi się wrócić do jedzenia, przytyłam, poczułam bezsilność, zaczęłam żreć. W październiku kolejne 3 tygodnie głodu. Potem znów żarcie. W listopadzie kolejne 3 tygodnie. Znów żarcie. Moja waga waha się od 60 do 75 kg, potrafię przytyć 10 kg w tydzień..
I to mnie właśnie zastanawia.. Podobno człowiek może przetrwać bez jedzenia 3 tygodnie.. Ja nie jadłam 5 tygodni i czułam, że mogę wytrwać jeszcze dłużej.. Czy ktoś z was zna podobny przypadek? Czy ktoś z was nie jadł przez dłuższy okres czasu? I nie mówię tu o liściu sałaty dziennie - mówię o kompletnym niespożywaniu jakichkolwiek pokarmów.. Nie jem ósmy dzień.. Czuję się, jak jakaś schizofreniczka.. Pomocy. Nie umiem się z tego wyrwać..