Skocz do zawartości
Nerwica.com

overpowered

Użytkownik
  • Postów

    60
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez overpowered

  1. Widzisz, to jest kwestia tego, co mamy w głowie. I wyboru. Ty zdezydowałaś - chcesz z tego wyjść, chcesz zacząć normalnie żyć. Ja nie umiem, tak bardzo się do tego przyzwyczaiłam, że nie wyobrażam sobie innego życia. Jednak lęk przed przytyciem jest silniejszy.. W perspektywie mam powrót do tych 112 kg. Panicznie boję się tłuszczu.. Ale Tobie z całego serca gratuluje. Jeśli jesteś już na dobrej drodze - trwaj w tym. Chyba wszyscy tu trzymamy kciuki!
  2. Jezu.. czyli jestem po prostu ciężkim przypadkiem. Do dupy. Nigdy z tego nie wyjdę.
  3. Tak właśnie się czuję.. Nie sklasyfikowałabym TEGO, jako bulimia, ale anoreksja bulimiczna również, bo przecież BMI mam w normie. Nie potrafię z tego wyjść. Każdy kolejny dzień niejedzenia sprawia, że czuję się lepiej, jednocześnie przecząc samej sobie. Bo zawroty głowy się nasilają, ręce drżą coraz intensywniej. Każdy dzień uświadamia mi, że do niczego to nie prowadzi, ale brnę w to, sama nie wiem czemu. Chyba po prostu jest mi tak wygodnie. Przyzwyczaiłam się do tego i nie wyobrażam sobie innego życia. Nie mogę zjeść jogurtu - doskonale wiem, że gdy wezmę cokolwiek do ust, odrazu rzucę się na jedzenie i pochłonę wszystko. Dlatego tak bardzo staram się przeżyć bez jedzenia następny dzień.. Jest mi przykro, że jestem skazana na to do końca życia. Nawet jeśli z tego wyjdę i unormuję w jakiś sposób moje odżywianie i tak do końca życia obsesyjnie będę myśleć o kaloriach. Nie będę mogła jeść, jak normalny człowiek. Mam takie okresy 'zdrowego jedzenia', które trwają zwykle przez okres do dwóch tygodni - surówka rano, tuńczyk w sosie własnym na obiad, jabłko na kolację. Normalny człowiek schudłby na takim jedzeniu bardzo szybko i bardzo dużo. Ja podczas takiej 'diety' tyję.. To przerażające.
  4. Hej.. Mam taki problem. Cierpię na bulimię od prawie dwóch lat. Mam 175cm wzrostu. Zaczęłam się 'odchudzać' ważąc 112 kg. Obecnie ważę 70kg, najniższa waga, jaką osiągnęłam, to 60 kg. W sumie 52 kilogramy.. Udało się schudnąć, ale potwornie żałuję, że wzięłam się za to w taki sposób. I tu przybliżę trochę moją sytuację, która jest dla mnie bynajmniej dziwna. Usiłuję znaleźć podobne przypadki w internecie, ale bez skutku. 1 lipce 2010 roku przestałam jeść. Postanowiłam, że nie będę jadła ile wytrzymam. Po trzech dniach weszłam na wagę i co widzę? Minus trzy kilogramy. Dało mi to porządnego kopa do działania - skoro mogłam nie jeść 3 dni, to mogę pogłodzić się dłużej. Przez tydzień jechałam na samej wodzie i kawie. Schudłam 7 kg. Po tygodniu zjadłam sałatkę, a raczej próbowałam zjeść. Żołądek bardzo mi się skurczył, zdołałam przegryźć tylko kilka kęsów. Potem znów to samo.. głód, głód, głód, woda i kawa. Schudłam w ten sposób 20 kg w miesiąc. Znajomi mówili 'świetnie wyglądasz!', 'matko, jak schudłaś!', co dawało mi jeszcze większą motywację. Zaczęłam obsesyjnie myśleć o jedzeniu, a raczej o niejedzeniu, wadze. To stało się moim priorytetem i przyćmiło wszystko, co mnie otaczało.. Potem zaczęłam jeść normalnie. Nie było jojo. Przytyłam może ze 2 kg. I znów to samo - kolejna głodówka. Ta druga trwała tylko 5 dni. Nic nie jadłam przez 5 dni, po czym złamałam się i zjadłam CAŁĄ ZAWARTOŚĆ SWOJEJ LODÓWKI. Wszystko, łącznie z gołąbkami, chociaż nie jadam mięsa i mi nie smakuje. Tylko po to, żeby to ZJEŚĆ. WSZYSTKO. Wtedy pierwszy raz sprowokowałam wymioty, poczucie winy i te sprawy. Przez tydzień ŻARŁAM jak szalona. Po tygodniu jakoś się ogarnęłam i znów przestałam jeść na kilka tygodni.. Najgorszą głodówkę przeszłam w zeszłe wakacje. Nie jadłam NIC od 1 lipca do 7 sierpnia. W sumie 5 tygodni. Ważyłam 60 kg, ale i tak wyglądałam jak trup. Byłam blada a pod oczami zarysowały mi się purpurowe cienie. Nie byłam w stanie nic zrobić - leżałam w łóżku i umierałam. W pewnym momencie postanowiłam, że KONIEC, nie mogę tak dłużej, bo naprawdę umrę. Przez 5 tygodni nie miałam nic w ustach. Poprosiłam mamę, żeby zrobiła dietetyczne zakupy - postanowiłam, że będę się zdrowo odżywiać. Zjadłam 3 różyczki kalafiora - zwróciłam je. Nawet nie sprowokowałam wymiotów, po prostu mój organizm był tak odzwyczajony od jedzenia, nie przyswoił go. Jakoś - metodą prób i błędów - udało mi się wrócić do jedzenia, przytyłam, poczułam bezsilność, zaczęłam żreć. W październiku kolejne 3 tygodnie głodu. Potem znów żarcie. W listopadzie kolejne 3 tygodnie. Znów żarcie. Moja waga waha się od 60 do 75 kg, potrafię przytyć 10 kg w tydzień.. I to mnie właśnie zastanawia.. Podobno człowiek może przetrwać bez jedzenia 3 tygodnie.. Ja nie jadłam 5 tygodni i czułam, że mogę wytrwać jeszcze dłużej.. Czy ktoś z was zna podobny przypadek? Czy ktoś z was nie jadł przez dłuższy okres czasu? I nie mówię tu o liściu sałaty dziennie - mówię o kompletnym niespożywaniu jakichkolwiek pokarmów.. Nie jem ósmy dzień.. Czuję się, jak jakaś schizofreniczka.. Pomocy. Nie umiem się z tego wyrwać..
  5. Jestem tu właśnie i okazało się, że wszystkie moje obawy były niesłuszne. Powiem więcej, czuję się tu megabezpiecznie. Otaczają mnie bardzo wyrozumiali i pełni ciepła ludzie, nie czuję się traktowana niepoważnie. Ten sanatoryjny klimat tego miejsca też wpływa na mnie terapeutycznie. To dopiero trzeci dzień, ale jestem zadowolona. Szybko się zaklimatyzowałam. Nie żałuję. I mam nadzieję, że uda mi się z tego gówna wyjść.
  6. Chyba źle się wyraziłam, albo błędnie zinterpretowałaś moją poprzednią wypowiedź. Po długich namowach bliskich udałam się do psychiatry. Nie był on namawiany do wypisania mi skierowania do szpitala. Nie wiem, zobaczymy jak będzie ale jestem dobrej myśli. Za 6 dni idę tam na 2 tygodnie, podczas tego pobytu okaże się, czy jest to ośrodek dla mnie.
  7. Psychiatra, do którego poszłam, po długich namowach rodziny i przyjaciół powiedział, że jedyną szansą na poradzenie sobie z moim problemem jest hospitalizacja. Nie mam już do tego wszystkiego siły, więc spróbuję, co mi szkodzi. Każdy jest inny, każdy ma indywidualne podejście do leczenia, więc, essprit, skąd pewność, że w moim przypadku tak będzie? Nie wiem co masz na myśli z tym 'efektem końcowym'. Oprócz zaburzeń odżywiania są też lęki i depresja, czego również chciałabym się pozbyć. Nie rozumiem, czemu odradzasz mi Komorów, wydaje mi się, że trzeba próbować wszystkiego, póki jeszcze nie jest za późno. Mam 18 lat i żadnych perspektyw na dalsze życie, jeśli moja przyszłość ma wyglądać tak jak teraz, to ja dziękuję.
  8. Mój problem polega na tym, że po prostu nie potrafię się już normalnie odżywiać. Półtora roku temu ważyłam ponad 100kg, schudłam 40, głodząc się. Potrafię nie jeść przez pare tygodni, żyć na kawie i wodzie, ale wyjść z głodówki i zacząć odżywiać się normalnie nie umiem (a kiedyś nie stanowiło to problemu). Albo nie jem nic - albo wszystko. Dosłownie. Po takiej kuracji rzucam się na żarcie. Aktualnie jestem na etapie pochłaniania dosłownie wszystkiego, nie potrafię nad tym zapanować. Z drugiej strony wiem, że za chwilę nadejdzie dzień kiedy po prostu przestanę jeść i znów zacznę się głodzić. Najsmutniejsze jest to, że nie umiem tego rozgraniczyć. Zjeść śniadania, drugiego śniadania, obiadu, kolacji. Obawiam się, że podczas pobytu w Komorowie będę się starać, jeść systematycznie i bardzo się pilnować, a w pewnym momencie ruszę tyłek do sklepu i kupię tonę żarcia co będzie dla mnie totalną klęską i demotywacją. Jak już mówiłam jest to moja pierwsza próba podjęcia leczenia i czuję się całkowicie niepewna i przerażona, nie wiem jak to wszystko wygląda, a wyjść z tego gówna jest podobno bardzo ciężko..
  9. Czemu tak uważasz? To jest moja pierwsza próba podjęcia walki z chorobą, dopiero jakiś czas temu realnie spojrzałam na to, co się ze mną dzieję i ogarnęłam, że jest problem.. Więc kompletnie nie wiem, czego się spodziewać, jak wygląda leczenie. Z jednej strony bardzo chciałabym wyprostować swoje życie, ale obawiam się, że lęk przed przytyciem jest od tych chęci silniejszy. Znaczy się obecnie tak właśnie jest, a to chciałabym zmienić. Boję się również, że będę traktowana niepoważnie ze względu na wiek. Ledwo co skończyłam 18 lat.. Nie wiem. Straszliwie się martwię.
  10. Witam wszyściuteńkich. 29 listopada wybieram się do Komorowa, na 2 tygodnie.. panicznie się boję. Cierpię na zaburzenia odżywiania i zaburzenia lękowo-depresyjne.. Boję się braku akceptacji i odrzucenia ze strony środowiska, a jednak leczenie polega na terapii grupowej.. Czy ktoś z forum przebywa obecnie w Komo? Jak jest?
×