Skocz do zawartości
Nerwica.com

GHZ

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez GHZ

  1. Moje doświadczenia są zbliżone do Twoich. Moje problemy z rówieśnikami ze szkoły zaczęły się gdzieś na początku 3 klasy liceum. Zarówno ani w podstawówce, ani w gimnazjum nie miałem większych problemów z rówieśnikami (owszem zdarzali się idioci co mieli jakieś problemy albo chcieli się poznęcać, ale byli spoza mojej klasy). Tak samo jak Ty byłem lubiany, byłem w "paczce", gadaliśmy, rozmawialiśmy, bawiliśmy się itd. Było ok. i do dziś mam bardzo dobre wspomnienia z gimnazjum. Jeżeli chodzi o sprawę liceum - otóż uczęszczałem do katolickiego liceum ogólnokształcącego. Tam też spotkałem parę osób z gimnazjum (z innych klas). I znalazł się taki jeden co od gimnazjum mnie nie lubił (nigdy nie rozumiałem dlaczego). Gadał jakieś pierdoły na mój temat, że jestem frajerem i takie tam. Jako że był słabszy fizycznie przekonałem go że takie zachowanie jakie sobą prezentuje jest nieuprzejme (nie pobiłem go, nic z tych rzeczy - rozłożyłem go na łopatki w "przyjacielskich" zapasach). Koleś zamiast spasować, jeszcze bardziej się nakręcił i próbował napuścić innych na mnie, w sensie, że jestem złodziejem, śmieciem, idiotą, dresem (bo miałem fryzurę na "zapałkę") itp. Z początku, był uważany przez innych za "jelenia" - uważał się za wybitną jednostkę intelektualną, a zachowywał się czasami jak debil - pamiętam że zostawił w gabinecie nauczycielskim jakąś kartę z listą osób, gdzie na odwrotnej stronie były rysunki szatanów, diabłów (katolicka szkoła!). Ja w tym czasie byłem w paczce znajomy z innej klasy, jeździłem na imprezy, urodziny - było ok., dużo śmiechu (pierwsze palenie trawki), ale zawsze na poziomie. W tym momencie wklejam Ci fragment z innego działu gdzie opisywałem swoje problemy (bo te dwa problemy się zazębiają): Ogólnie największe problemy mam teraz z zaśnięciem - gdy kładę się sapać wszystkie negatywne historię mojego życia kotłują mi się w głowie, ale jak wezmę lek - śpię jak dziecko. Mam prace - pracuję podobnie jak brat u ojca, zamierzam zrobić prawa jazdy na samochody ciężarowe i wyjechać za granicę (język angielski znam bardzo dobrze). Nic już nie łączy mnie z ludźmi, nie interesują mnie żadne kontakty czy interakcje społeczne (choć studiowałem socjologię). Zrozumiałem że prawdziwych przyjaciół (zarówno tych w rodzinie jak i spoza rodziny) poznaje się w biedzie, jak że nikt mi nie pomógł, gdy byłem bliski autodestrukcji - nie mam żadnych przyjaciół i nad tym nie rozpaczam. Moja rada jest taka: to co życie zrobiło z człowiekiem, tego nie da się już odbudować. Musisz zacząć nowe życie, wśród nowych ludzi, życzliwych i szczerych (wiem że w Polsce o takich trudno). Nie słuchaj rad typu - "musisz o tym zapomnieć". Nigdy nie zapominaj i nigdy nie przebaczaj - ponieważ będziesz ponownie popełniał te same błędy. Zapytaj lekarza o tabletki uspokajające (mi pomogły), zapisz się na siłownię, maluj, śpiewaj, tańcz, kochaj, płacz, śmiej się. Choćby mówili Ci że jesteś wariatem, debilem, psychikiem i schzolem, nie poddawaj się. Bo innego życia mieć nie będziesz.
  2. GHZ

    Witam.

    Witam. Mam 24 lata i jestem po wielu ciężkich przejściach psychicznych. W moim życiu wszystko było dobrze dopóki rodzice nie przenieśli z bloku się do małej miejscowości gdy miałem 12 lat. Człowiekowi przyzwyczajonemu by szanować czyjąś prywatność i nie mówić o osobistych sprawach inny ludzi ciężko jest zrozumieć mieszkańców małych miejscowości którzy wiedzą o sobie wszystko. Jako że do gimnazjum i liceum i na studia musiałem dojeżdżać autobusem, stykałem się z otoczeniem na przystanku. Na początku próbowałem się zaprzyjaźnić z sąsiadami, pożyczałem książki, zakładałem interent (znam się na tym), naprawiałem komputery czy pożyczałem filmy. Nigdy nie sądziłem, że mogę być aż tak przystojny i atrakcyjny dla kobiet, że stanę się obiektem ich westchnień. :) Nie wyglądam jak Justin Bieber czy Bartt Pitt więc nie zdawałem sobie z tego sprawy - uważałem że wyglądam normalnie. Sąsiadki dostawały bzika na mój widok i ekhm... przestawały myśleć logicznie, nie zdając sobie sprawy z tego że je słyszę. Oceniały mój zarost ("A jakby ogolił tą bródkę to byłby taki ładny!"), ubiór, że śpiewam ładnie (zdarzyło mi się śpiewać przy otwartym oknie do Franka Sinatry ), mój chód. To były nie tylko sąsiadki także inne młode dziewczyny (miałem wtedy 17 lat), z którymi podróżowałem autobusem. Z początku śmiałem się w duchu z "obgadywania" i tej fascynacji moją osobą uważałem je za przejaw młodego wieku tych dziewcząt. Potem zaczęło mnie to irytować i ignorowałem te osoby - zaczęły mówić o moich relacjach z ojcem i matką. Chyba im się to nie spodobało się gdyż sugerowały, w swoich "dyskusjach" że mam inną orientacje seksualną ("Spedalił się!") albo że jestem wyjątkowo nieśmiały (nie jestem). Potem poszło już z górki - słyszałem że jestem pedałem, ciotą, maskarą, porażką, pizdą itd. Męska część populacji tej miejscowości szybko podchwyciła temat i bez skrępowania pokazała swoje prawdziwe oblicze - dwulicowych prymitywów, chamów, prostaków i debili. Poprzez to wpadłem w depresję i naprawdę byłem bliski próby samobójczej - chciałem powiesić się na strychu. Choć jestem ateistą, nadzieję odnalazłem w Bibi (wiem jak to brzmi ale to prawda) gdy przeczytałem rozdział 5 z Księgi Mądrości ze Starego Testamentu. Koledzy z liceum (wieści szybko się rozchodzą) odwrócili się od mnie i tak samo mnie wyzywali, grozili, szydzili i obśmiewali. Nie wiem jakim cudem udało mi się zdać maturę z niezłymi wynikami, ale tamten okres dla mnie to po prostu czarna dziura - mam czasami luki w pamięci. Znalazłem jakieś wpisy w necie szkalujące moją osobę - dostawałem też pogróżki sms-owe i telefony z groźbami i wyzwiskami z zastrzeżonego numeru. Podejrzewałem kto to ale nie miałem żadnego dowodu by pójść na policję (brat mi odradzał by nie popsuć jemu "szacunku na dzieli" jak on to nazywa). Nie jestem gejem i nie mam nic do gejów, ale wyzwisko "ciota" jest dla mnie przykre i godzi w moją męskość. Wielokrotnie mówiłem mojej matce o tych wyzwiskach, ojcu i brat tak samo. Matka mi nie uwierzyła, twierdziła że wydaje mi się i mam urojenia. Ojciec powiedział, że wywyższam się ponad ludźmi (sic!) i na własne życzenia skazałem się na swoją sytuację oraz że skoro nie jestem pedałem nie mam czy się przejmować. Brat powiedział że nie może mi pomóc, choć mógł (ma silnych kolegów którzy mogli by wytłumaczyć tym "osobą" żeby zostawiły mnie w spokoju). Ojciec twierdzi że go terroryzuję bo chodzę w nocy po swoim pokoju (sic!) i że czasem zapalę papierosa. Matka pali od 30 lat i może palić w całym domu a ja jestem wyganiany jak chce zapalić w domu. Byłem już u 3 psychologów i psychiatry. Pani psycholog powiedziała że nie posiadam wyuczonych mechanizmów obronnych. Nie rozumiem co to oznacza - jestem dość silny, szybki i zwinny i agresorzy (tzn. debile) unikają ze mną fizycznej konfrontacji - chyba że atakują od tyłu albo są w grupie ("Dojedziemy cię!"). Psychiatra przepisałem mi Ketrel ponieważ mam trudności z zaśnięciem. Nie czytałem ulotki - zaufałem temu lekarzowi. Brat po kolejnej kłótni twierdził, że mam schizofrenię i biorę na nią leki. Sprawdziłem w necie - rzeczywiście Ketrel to lek na schizofrenię. Zapytałem lekarzy czy mam schizofrenię skoro przyjmuję na nią leki - lekarz powiedział że mam manię prześladowczą i jest to "coś zbliżonego do schizofrenii, ale nią nie jest". Wcześniej twierdził że jest zespół stresu pourazowego i dlatego nie mogę spać. Wstrząs mózgu też pewnie sobie uroiłem jak byłem kopany w głowę. Wydaje mi się że pomimo naszego niezłego statusu majątkowego, moja rodzina jest dysfunkcjonalna. Starszy o 6 lat brat sprawiał rodzicom ogromne problemy wychowawcze - mógł nie zdać matury, nie chodził do szkoły, nie uczył się, zażywał narkotyków, by zatrzymany przez policję, kradł rzeczy z domu (rower, moje pieniądze, złoto itd.). Handlował także marihuaną i była u nas w domu rewizja, co matka o mało nie przypłaciła atakiem serca. Teraz się zmienił, pracuje u ojca w firmie, zmienił już 3 samochód (na VOLVO) wziął kredyt, kupił mieszkanie. I teraz to ja jestem ten zły, bo czasami zapalę w swoim pokoju i napiję się piwa czy drinka (już słyszałem że jestem alkoholikiem i muszę udać się na leczenie). Brat nie mógł doliczyć się pieniędzy w portfelu - oskarżył mnie o kradzież, kazał mi pokazać portfel i nominały banknotów (sic!). Był nawet w osiedlowym sklepie by sprawdzić czy kupowałem alkoholu. Jako że nie wychodzę z domu przez idiotów którzy wyzywają i grożą mi, nie byłem w sklepie od 3 miesięcy (zbieram na taser - zobaczymy jak smakować im będzie tysiąc woltów). Rodzice traktują mnie jak dziecko albo jak idiotę - słyszałem jak mówili o mnie że mam "defekt" społeczny i "chorą głowę" (za zamkniętymi drzwiami). Mówią że od lat wciąż powtarzam to samo "że mi nie pomogliście!". A co mam innego powiedzieć? Że gdyby moi rodzice mi pomogli to moje życie byłoby inne? Oczywiście, że tak. Poszedłbym na inne studia, znalazłbym przyjaciół, dziewczynę i w końcu miłość, szczęście, dom, dzieci. Jak każdy normalny człowiek. Teraz nawet nie wiem czy jestem człowiekiem, tj. wiem że jestem, tylko nie czuję się ludzki, jak gdyby wyprany z ludzkich emocji. Jestem sam, jak palec - nie mam przyjaciół, kolegów (znajomych tylko na FB). Niczego nie czuję wobec moich bliskich - ani miłości ani nienawiści, prawdę mówiąc niczego już nie czuję. Tak jakby ktoś zabrał mi duszę. Nie czuję się nawet żałosny (brat mi to ciągle powtarza) bo wiem że moja obecna sytuacja została wywołana sztucznie przez zawistnych i głupich ludzi. Niczego nie pragnę a ani niczego już nie potrzebuję oprócz komputera i internetu. Chcę wyjechać za granicę, choć na razie nie mam jeszcze na to pieniędzy. Na zawsze. Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do kraju czy do rodziny. Nie wiem co mam robić, ani nawet do jakiego działu wkleić tą wiadomość dlatego napisałem tutaj. Nie zamknąłem tematu ani historii mego życia. Wiem że "przywaliłem" z grubej rury ale inaczej nie mogłem, dlatego proszę o wyrozumiałość bądź pomoc w którym dziale pisać.
×