Skocz do zawartości
Nerwica.com

zagubiony16

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia zagubiony16

  1. Witam. Opowiem moją historię od początku. W przedszkolu byłem lubiany przez praktycznie wszystkich ludzi. W szkole podstawowej zaczęły się moje problemy, zacząłem pleść głupoty, zachowywałem się jakbym był jakiś psychiczny, miał ADHD, itp., ośmieszałem się nie będąc świadomym tego, więc ludzie zaczęli osłabiać mnie swoim zachowaniem wobec mnie, choć nadal byłem lubiany w większym stopniu przez moją grupkę kolegów, z każdym rokiem było coraz gorzej. W gimnazjum byłem dalej powszechnie lubiany, lecz byłem uległy, robiłem to co ktoś chciał, więc namawiano mnie do tego bym np. kogoś uderzył, zaś ja nie bałem się konsekwencji, bo za każdym razem miałem swoich obrońców (w sensie fizycznym też, bo gdy mi się oberwało od kogoś, tamten "oprawca" dostawał kilka razy mocniejszy "łomot" od moich starszych kolegów w wieku ). w klasie 1 gimnazjum zaczęło się trochę problemów, byłem mniej lubiany, poniżano mnie, bito, coraz gorzej z każdym dniem. W klasie drugiej gimnazjum, zaraz na początku roku wyczuli że jestem bardzo słaby psychicznie i fizycznie, zaczeli się nade mną ostro znęcać, w klasie trzeciej gimnazjum byłem bity średnio 20 razy dziennie przez kilka osób na raz, do tego byłem wyzywany średnio 40 razy dziennie (w samej szkole), wyzwiska jakie padały, były w stylu :"jesteś debilem, śmieciem, nikim", "będziesz gnił w więzieniu, będą Cie r**chać w dupsko", wiele więcej takich wyzwisk padało, również z udziałem mojego nazwiska, czy najazdy na moją rodzinę i znajomych (tych prawdziwych). Idąc ulicą, też mi się obrywało, bo też byłem bity poza szkołą, gdy mnie napotkali, wyzywali (włącznie z wykrzykiwaniem mojego nazwiska i wytykanie placami w centrum handlowym przez grupę dokuczających mi), ja byłem sam, nie umiałem nic zrobić ani się obronić, nikt nie reagował na to. Powtarzało się to każdego dnia, tego jest tak wiele, żeby to opisać potrzeba wiele czasu. Jest to wielki skrót mojego życia. W wyniku tego co zaszło, czułem się tak podle, czułem poczucie winy, brak pewności siebie, brak własnej wartości. Czułem nawet niechęć do wszystkiego co tyczy mnie, mojej rodziny, przyjaciół, wszystkiego co mnie dotyczy po prostu. Teraz w większości minęły te chore uczucia. Lecz nadeszły lęki wraz z drgawkami i kołataniem serca, z tego powodu zrezygnowałem ze szkoły (bałem się uczniów i w ogóle szkoły, tego wszystkiego). Przepisałem się do szkoły bliżej mojego miejsca zamieszkania i zacząłem chodzić już do nowej szkoły, jestem w klasie z moim przyjacielem (tym, który wspierał mnie, gdy dokuczano mi w szkole). Teraz czuje się lepiej, lecz zaczęły się objawy zespołu stersu pourazowego. Poszedłem na początku stycznia na rozmowę z panią pedagog szkolną. Po 5 minutach rozmowy wywnioskowała, że mam zespół stresu pourazowego. Kontynuowaliśmy rozmowę, w której mówiła mi co mam robić, żeby było mi lepiej. Po dalszej rozmowie, powiedziała że u mnie pewne rzeczy zbiegły się, co pogarsza mój stan. Powiedziała że w moim wypadku sytuacja jest co najmniej kilkanaście razy gorsza, bo u mnie problemów dokłada charakter, nawyki, słaba psychika, nadopiekuńczość ze strony rodziców/rodziny, jak i znajomych, którzy mnie wyręczyli, więc jeszcze występuje wyuczona bezradność, a także to że dojrzewam, więc naturalnie i tak bym się czuł gorzej. Kolejna sprawa to taka, że nie wykluczone że mogę mieć jakieś zaburzenia/choroby psychiczne, lub fizycznie uszkodzony układ nerwowy, co może powodować moje problemy, zaburzenia mogłem mieć od zawsze, i/lub zaburzenia/choroby powstałe w wyniku doświadczeń życiowych. Teraz czuje pustkę, bezsens, nie mam po co żyć, miewałem myśli samobójcze, teraz myśli mam takie, w stylu że żyje, bo muszę, mam dla kogo żyć, ale spędzę życie nudząc się do śmierci, nie znajdę pracy, będę sam, bez środków do życia. Po prostu wegetacja. Mam zainteresowania, plany, ambicje, lecz stałem się oziębły, nie czuje satysfakcji z tego powodu, zacząłem olewać życie, czas upływa nie ubłaganie. Mam problemy z nauką, koncentracją, koordynacją ruchów. Brak mi inwencji twórczej, myślenie sprawia mi kłopot (nawet ból głowy). Mój charakter uległ zmianom, stałem się poważniejszy, będąc zarazem zabawnym (śmieje się nawet z bezsensownych rzeczy), zacząłem umieć utrzymać powagę. Zaś z drugiej strony utraciłem możliwość utrzymywania znajomości czy zapoznawania się z innymi, wcześniej było odwrotnie, ja potrafiłem się dobrze porozumieć z 50 latkiem, mając 12 lat (włącznie z operowaniem fachowym słownictwem, gdy trzeba było), po prostu miałem dobrą gadkę. Wiem że nadal ją mam, lecz z powodu lęku ją blokuje. Zacząłem się lękać nawet kontaktu z innymi, szczególnie ostry lęk jest przed nieznanymi osobami, o wiele gorszy, niż normalnie, wręcz nie dający spokojnie myśleć. Zadzwonić do kogoś, czy napisać, to też katorga, lękam się tego, choć wiem że nie jest to nic strasznego. Jeśli mam napisać/zadzwonić do kobiety, to mam wiele obaw, przemyśleń, itd., które do niczego nie prowadzą. Chcę chodzić na siłownię, występować publicznie, lecz lęk powoduje że boje się tego, choć tego bardzo chcę. Do tego jestem osobą, która ma zadatki na „szefa”, lecz brak mi pewności siebie, wiary w siebie, bo ją straciłem w wyniku przeżyć. Chcę to odbudować. Proszę o pomoc. Powiedzcie, jak to widzicie, od swojej strony. Z góry dziękuję za pomoc. Napisałem to w skrócie, to co mi się nawinęło na myśl, o tym jak było/jest. PS. Mam nadzieje że ktoś to przeczyta i chociaż spróbuje mi pomóc. Pozdrawiam!
×