Znów taka sama historia, a jednak inna... Bo przecież jest nas, cierpiacych na nerwice, depresję wielu, jednak zawsze w tym cierpieniu czujemy sie bardzo samotni, wyobcowani, inni. Tym bardziej to boli.
Jestem w kwiecie wieku, mam 31 lat i mnóstwo przykrych przezyć związanych z depresją lękową. 8 lat temu wylądowałam w klinice psychiatrycznej. Doprowadziłam sie do stanu, w którym próbowałam odebrac sobie zycie. Napady lęku stały się jednym ciągiem, nie do zniesienia. Nie widziałam innego wyjscia. Jednak minęło, ale pamiec pozostała. I wciąż czuję się napiętnowana lękiem przed lękiem. Po 4 miesiącach wypisano mnie w stanie remisji. wróciłam do normalnego zycia. Skończyłam studia, wyszłam za mąż, urodziłam syna. I co dalej? Dzis znów jestem na lekach, walcze kazdego dnia, lecze sie od miesiąca na dziennym oddziale psychoterapii. Lęki powracają, nasilają się i do tego to cholerne uczucie oderwania od rzeczywistości. Znów zaczynam swoją"drogę krzyżową". Chcę żyć, więc wierzę, że wygram. Pierwszą stację mam za sobą....