Skocz do zawartości
Nerwica.com

aga-79

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aga-79

  1. Wpisz sobie w gogle poradnia zdrowia psychicznego. Jedna jest na Jaskolczej, druga na Mickiewicza 37 chyba. Przychodnia Wrzeszcz czy jakos tak. Tam przyjmuja na NFZ. Musisz miec tylko dokument ubezpieczenia. Skierowanie od ogolnego nie jest potrzebne. Wiem, ze w tym drugim przypadku sa odlegle terminy, cos kolo miesiaca. IDziesz, babka cie kwalifikuje do dalszego leczenia z konkretnym specjalista. Pierwsza wizyta jest taka ogolna. Co do Jaskolczej to odradzam ci pania Piekarska. Jak trafisz uciekaj, bo kobieta wpedzi cie w jeszcze wieksza depresje swoja reakcja na twoje problemy. Mianowicie ma w zwyczaju parskac smiechem na to co mowisz. Mega wazne i ciezkie sprawy, a ona z plitowanie parska smiechem. Mozna sie pociac...
  2. Nie bede oryginalna. Tez tak mam. Zycie ucieka mi od ok 5 lat miedzy palcami. Ja ciagle rozmyslam jaka kiedys bylam zajebista, usmiechnieta, otwarta i jecze, ze teraz jestem do dupy. Czytam inne wypowiedzi i twierdze, ze rzeczywiscie ze mna jeszcze nie jest do konca tak zle jak z niektorymi..jakkolwiek idiotycznie to brzmi. Oczywiscie nikogo nie obrazajac. Psycholog stwierdzil, ze mam zanizone poczucie wartosci, totalny brak akceptacji siebie jako czlowieka, swojego wygladu, zachowania, dodatkowo zaburzenia odzywiania. Placz dopada mnie co kilka dni, ale na codzien snuje sie robia automatycznie rozne rzeczy. Gdziestam wychodze, czasem jestem...szczesliwa:) Ale ogolnie mija dzien za dniem a ja stoje nadal w tym samym miejscu. Mozecie sie smiac, albo i nie, ale podziele sie z wami pomyslem na zmiane. Ja mam siebie dosyc. Jestem mloda babka, w najlepszym wieku na zycie pelna geba. Otoz zrobilam plan dnia. Nie takie wytyczanie co dzisiaj. Nie drobne kroczki...bo ja doskonale wiem co musze robic, tylko mi to jakos srednio wychodzi. Niby jest czas, ale on jakos za szybko plynie. Wiec rozpisalam sobie wszystkie aktywnosci na caly dzien z dokladnoscia co do 30 minut. Glupie? Mi pomaga. Moze niektorym z was rowniez. I tak zaczynamy od pobudki srednio powiedzmy 8:00, pozniej rozpisalam nawet godziny posilkow, spacerow, codziennych zajec w ciagu dnia, cwiczen, relaksu, nawet wieczornej toalety lacznie z demakijazem:) Wiem, ze za chwile musze zrobic nastepna rzecz i latwiej jest mi sie zmusic do dzialania. Bo nie oszukujmy sie, czesto jest to zmuszanie sie, z wlasnej woli lezalabym na wyrku i czytala, albo myslala o tym jaki swiat jest do dupy. Moze wam tez taki plan pomoze? Niedlugo znowu ide do psychologa. Zobaczymy co na to powie i co mi przepisze. W sumie to nie psycholog, tylko pierwsza wizyta u psychiatry. Slyszalam, ze lubi leki przepisywac, a ja tego sie boje. No, ale wracajac do tematu niechcenia...sprobujcie moze tak sobie to rozpisac co do 30 minut. Mi na razie pomaga.
  3. A jak ktos nie wierzy w boga? Jak ja zrobie sobie w momentach zalamania tabelke po co jestem i czy lepiej, zebym nie istniala mam wynik..no wlasnie jak myslisz? Jaki? Ciezko sobie to wyjasnic. Ja tez jestem dzieckiem wpadki, wiec jakos szczegolnie pozadana sie nie czulam. Zreszta mam tak do dzisiaj. Ciagle czuje sie nie na miejscu, jak podrzutek, jakbym sie narzucala.
  4. aga-79

    cześć

    Czesc:) napisz cos wiecej, jak to przechodziles, kiedy postanowiles z tym walczyc, co cie sklonilo, sprowokowalo do zmiany i wyjscia z depresji. Zaczales sam czy ktos cie namowil? Zmusil? Jak sobie z tym radziles?
  5. aga-79

    Cześć:)

    Czesc:) Brak zrozumienia ze strony innych? Jak dobrze mi znany. Pewnie czesto slyszysz, ze przesadzasz, wydziwiasz, wymyslasz, niepotrzebnie sie awanturujesz, drazysz i w ogole jakas dziwna jestes...
  6. Witam, wpadlam tylko przywitac sie z Wami, bo tez jestem "stad";)
  7. Niby tak. Ja jestem w moim odczuciu dobra, pomagam ludziom, nie ranie ich, nie kombinuje, nie chce zrobic w chujka, a jakos mi to szczescia nie przysparza. Zawsze wierzylam, ze dobro powraca, tylko kur$$ czemu nie do mnie? Zyjemy dla siebie? Nie dla ludzi? Ja mam nieprzeparte wrazenie, ze gdybym tylko miala wokol siebie tych ludzi bylabym szczesliwa. Teraz jakos nie czuje sie zbytnio wartosciowa dla swiata. Wiec to nie do konca prawda co piszesz.
  8. Nie dziwie sie:) Piekne tereny. A widziales miniaturke w Kowarach? Gdzie widac normalnie niedostepna czesc zamku? A wracajac do tematu. Mi dzisiaj przyjemnosc sprawil post jednego z forumowiczow o nicku modrzew, ktory witajac sie napisal, ze jest najszczesliwszym czlowiekiem i chce nas usciskac. Post sprzed kilku dni, ale niewazne. Tez kiedys chodzilam taka pozytywnie nacpana. Zazdroszcze:) Albo i nie. Gratuluje:) A wczoraj przyjemnosc sprawil mi film pt. Bruno. Wiem, ze wiele osob pomysli, co za debilowi moze sie podobac ten film, bo jest beznajdziejnie glupi :) Ja co chwile sie rylam. Scenki byly boskie. Przynajmniej wg mnie;) Ale ja mam w ogole specyficzne poczucie humoru. I np. Monty Pythona uwazam za cos genialnego:)
  9. aga-79

    no to ja tez witam:)

    Stracilam wiare w siebie, w ludzi, w relacje miedzyludzkie, w milosc, w malzenstwo, w rodzine, we wszystko. Ja bardzo powaznie biore slowa. Nienawidze sytuacji kiedy ludzie spotykaja sie prywatnie, a pozniej obrabiaja sobie dupska, a pozniej znowu sie spotykaja i znowu plotkuja. Jest to dla mnie cos nie do pomyslenia. Albo jestesmy fair, albo spotykamy sie interesownie. Za bardzo rozliczam z tego ludzi i tu moj problem. Poza tym za duzo rzeczy sie nawarstwilo. Zawsze mialam do geby przyklejony usmiech, wiele bagatelizowalam, a jak widac nie splywalo to po mnie jak po kaczce. I w koncu jak pierdyknelo to z przytupem:) Wkurzam sie na siebie, wkurzam sie na to jaka jestem teraz i tesknie za tym co bylo. Jestem choleryczka, ale szczera. Stad moj maz mysli, ze to wszystko to tylko moje kolejne fochy i aferki, bo tak naprawde to nie ma tematu. Wczoraj wieczorem przeczytal linki, ktore mu podeslalam odnosnie depresji. Powiedzial, ze byl w szoku, ze nie wiedzial o tym wszystkim...i po temacie:) Wiec nie wiem czy dotarlo, czy nie. Moze mieli, trawi informacje? A moze przeczytal i zapomnial? Fakt, ze dzisiaj jest duzo milszy i delikatniejszy. Moze dotarlo, ze jak trace chec do zycia to pukanie mnie po czole nie motywuje mnie do dzialania i checi zycia...Ciezko powiedziec. Generalnie sama juz nie wiem w co wierzyc. Czy mozna mowic takie rzeczy w nerwach, a pozniej byc szczerym i dalej kochac? To za duzo jak na moj rozumek Kubusia Puchatka;)
  10. aga-79

    Samotność

    Generalnie nigdy sie tym nie przejmowalam. Nie jestem podatna na wplywy. Tylko wiesz wiekszosc zawsze mowila to co nalezy, a ja zawsze to co czulam. Nie jest latwo takim osobom. Znam mase ludzi, ktorzy twierdza, za sa szczerzy, a pozniej robia mniejsze lub wieksze przekrety w kwestii uczciwosci, wiec znam takie numery. No nic, swiata nie zbawie, ani nie zmienie. Najpierw musze zaczac od siebie.
  11. aga-79

    no to ja tez witam:)

    Zagladam tu juz kilka dni. Costam sobie napisalam do Was, a teraz postanowilam sie przywitac. Jak w loginie...jestem Aga, kobieta z problemami, ktora tak naprawde nie ma albo tez nie moze nikomu powiedziec wszystkiego. Ze zwyklego strachy, z zazenowania, ze wstydu... Pomyslalam, ze jak szczerze napisze tu co mysle cale to powietrze ze mnie zejdzie i moze wroci kobieta sprzed 5-7 lat. A bylam wtedy szczesliwa i szlam przez zycie jak czolg. Uwielbialam poznawac ludzi, gawedzic, poznawac nowe miejsca. Nie bylo dla mnie trudnych spraw. Potrafilam we wlasnym interesie tak dlugo sie przypominac, tak dlugo dupke truc, az dostawalam co chce. A dzis? Coz...dzisiaj jest wyrzucaja mnie drzwiami oknem nie wchodze, bo wole sie wycofac. Nadal jestem ciekawa swiata, ale stronie od ludzi, bo za duzo wokol mnie nieszczerosci. znajomosci na zasadzie "musze byc mila, bo..." Brzydzi mnie to, wiec jestem gdzie jestem. Oprocz depresji mam zaburzenia odzywiania. Dopiero niedawno przyznalam sie przed sama soba. A moze nie przyznalam tylko dowiedzialam sie, ze to nie widzimisie tylko prawdziwa choroba, ktora mozna leczyc. Wiec szukam pomocy. Fachowej pomocy. Zagladam tu z ciekawosci. Duzo jeszcze nie wiem. Malo czytalam postow, ale nadrabiam to w wolnej chwili. Ciekawi mnie czy rzeczywiscie sa tu ludzie z problemami, ktorzy chca sie zrozumiec, pomoc sobie, wysluchac. Czy raczej na zasadzie beki, wejde i poczytam jakie ludzie glupoty pisza:) Przyznam szczerze, ze tego drugiego sie obawiam...ale jak to mowia, trza byc dobrej mysli. Pozdrawiam niedzielnie
  12. aga-79

    Samotność

    No wlasnie...swieta...Ja tez poniekad pochodze z patologicznej rodziny...ale nie chodzi tu o wyzwiska, bicie, picie itd...Chodzi o patologie emocjonalna. Tata nigdy mi nie powiedzial, ze mnie kocha. Rodzice oklamywali siebie i mnie. Mysl, ze kupie dziecku zabawke zamiast zapewnie o swojej milosci byla nadrzedna. Ja od lat brzydze sie takiego postepowania, zyje zupelnie na odwrot. Jestem chyba najuczciwsza osoba jaka znam i niestety nie wychodzi mi to na dobre;) Nie lubie obecnego swiata. Dzisiaj uslyszalam rozmowe z pewnym rzezbiarzem, ktory na pytanie czy jest pogodzony ze swiatem odpowiedzial, ze ze swoim tak, z zewnetrznym nie i ja mam tak samo. Wiec zaczelam robic porzadki w swoim zyciu. Powiedzialam co mnie boli, ale widze ze do zainteresowanych to jakos nie dotarlo...i teraz co tu robic? Czy spedzic swieta z osobami, ktore sa jakie sa, ale sa moja rodzina? Czy pieprzyc wszystko i spedzic je tylko z mezem, ktory nie rozumie co to depresa i puka mnie po czole jak go prosze o pomoc? Wybor miedzy grypa, a angina. Wewnetrznie bije sie z sama soba, bo jak tu usiasc z ludzmi, ktorzy nie sa szczerzy i wiem ze nie sa do konca fair w stosunku do mnie, ale jestesmy spokrewnieni? Mimo, ze jestesmy rodzina wiem, ze z tych czy innych powod mnie obgaduja, czy tez nawet sie smieja. Zawsze rozliczalam ludzi z tego jacy sa a nie kim dla mnie sa. Co warto zrobic w swieta? Zawsze pragnelam mega duzej swiatecznej imprezy z cala rodzina. Ale jak z kazda najlepiej wychodzi sie na zdjeciu. Tak naprawde chyba nie lubie swiat. Koleja okazja do zrobienia czegos co wypada, a ja tego nienawidze. Nienawidze zmuszac sie i stwarzac pozorow. Nie jestem w tym dobra ani wiarygodna:) -- 06 lis 2011, 14:42 -- Jeszcze cos mi sie przypomnialo. Swieta..a zaraz sylwester. Moje ukochane imprezowe daty. Po prostu musisz gdzies wyjsc, bo jak sie przyznasz, ze nie masz ochoty to patrza na ciebie jak na debila:) Jak bylam mlodsza i nie mialam takiego samopoczucia jak od kilku lat to byla to dla mnie przyjemnosc. Ale ostatnio chcialam po prostu zostac w domu, uwalic sie na lozku, obejrzec Kevina czy co tam nam dadza w TV i isc spac:) Ale niestety nie jest to dobrze widziane. Znaczy, ze jestes jakas dziwna, bo przeciez 31.12 o polnocy trzeba palic zimne ognie, pic szampana i skladac zyczenia osobom, ktore stoja np. na ulicy obok ciebie i swietuja NR:) Powialo pesymizmem? Nieee:) Ale nigdy nie rozumialam czemu wszyscy musza w tym samym czasie robic to samo, bo tak trzeba, bo wypada. A jak ktos wypinal sie na dana okazje to od razu szufladka: dziwak. W Lejdis chyba byl sylwester w sierpniu prawda? Czy w jakiejs innej polskiej komedii.
  13. aga-79

    Samotność

    Ja tez moge wrzucic swoje 3 grosze. Z samotnoscia to jest smieszna rzecz. Niby znam full ludzi, ale jak ja sie nie odezwe pierwsza to nikt tego w moim kierunku nie zrobi. Wiecznie slysze, ze jestem taka...tu sie zdziwicie...optymistka, wesola, usmiechnieta...ale jakos ludzi to nie ciagnie samych z siebie. Usmiech oczywiscie musi byc. Nie moglabym powiedziec ludziom, ze czuje sie mega samotna. Nie chce byc jeszcze przed nimi taka zalosna. Wiec jak to jest? Znamy ludzi, ale jestesmy sami. Ostatnio odsunelam sie od wszystkich. Kolejne swieta, kiedy ja wysylalam po kilkadziesiat smsow z zyczeniami. Czesc odpisala, czesc nie, a pozniej normalnie przy jakiejstam okazji gadalismy. PRzestalam 2 lata temu wysylac pierwsza, czekalam...Doczekalam sie od rodziny i 1 kolezanki:) Wiec rzucialam wszystko w cholere. Najchetniej bym zniknela. Czemu samotne osoby nie potrafia sie polaczyc, zapoznac, moze zakolegowac, bo zaprzyjaznic to dla mnie zbyt duze slowo.
  14. To teraz ja. Wiem, ze jestescie totalnie obcy i generalnie moje problemu was g interesuja:) Ale musze je wyrzucic z siebie. Ogolnie o moim problemie,calosciowo wie tylko moj maz. Rodzinie nie przyznalam sie do depresji, mysli samobojczych. A moj ukochany maz? Coz...wczoraj lezalam w pokoju na kanapie. Ryczalam od ok 22, bylo juz po 2 w nocy. Moj maz przyszedl z sypialni. Zaczelismy "rozmawiac". Mowilam mu, ze potyrzebuje milosci, ciepla, czulosci. Jecze mu od 2 lat co najmniej. Juz nienawidze siebie za to, ze jestem taka monotematyczna. I ze ciagle zebrze o troche milosci. On twierdzi, ze mnie kocha, ale jakos nie okazuje tego. Potrzebuja, zeby mnie wsparl, wysluchal z uwaga, wzial za reke. Czy to tak duzo? Wiec wczoraj rycze sobie na kanapie w duzym pokoju. Moj maz naklania mnie, zebym poszla spac do sypialni. Mowie mu, ze nie mam woli zycia, ze mysle jak tu ze soba skonczyc. Wyobrazam sobie, ze wsiadam do auta i wjezdzam na drzewo. Nie chce nikogo innego rani. Ale od razu przychodzi do glowy moje dziecko i ten hamulec. I wczoraj blagam mojego meza o pomoc, o cieplo, a on zaczal mnie palcem pukac w czol i mowic podniesionym glosem, ze jestem nienormalna, ze "pierd^^^ glupoty". Moze rzeczywiscie jestem tylko histeryczka? Prawie 13 miesiecy temu on powiedzial mi tuz po urodzeniu dziecka, ze mnie nie kocha od 2 lat. Pozniej stwierdzil, ze sam sie zalamal. Ze za duzo na niego spadlo: dom, szkola, dziecko, praca, wczesniej moja ciaza i jakas tam niepewnosc. 6 tyg po urodzeniu dziecka wyniosl sie z sypialni. Pozniej wracala nad ranem, przespac sie w innym lozku, wykapac i znowu wychodzil. Wszystko bylo na mojej glowie. Prosilam go o wsparcie, czulosc, cieplo, powiedzial mi "mam cie przytulac bez uczucia"? Powiedzial mi, ze jak mam takie potrzeby to mam isc do lekarza. Jak prosilam o wsparcie w obowiazkach domowych, przy dziecku powiedzial mi, ze mam poprosic mame. Pozniej jakos zaczelismy rozmawiac, on chcial zaczac od nowa. Od tamtego czasu siedzi to we mnie. On twierdzi, ze to byly tylko slowa i mam to olac. Ale w kryzysowej sytuacji zebralam o pomoc, a on mnie dobijal. Teraz tez, wczoraj prosze o czulosc, a on stwierdzil, ze jest pozno, ze idzie spac, bo rano wstaje do pracy. Jak powiedzialam usiadz, obejmij mnie powiedzial, ze mu w tylek zimno, ze nie ma mnie jak objac bo leze zwinieta w klebek. Powiedzcie czy tacy sa naprawde ludzie? Czy cos go usprawiedliwia? Mam meganiskie poczucie wartosci. Maz unika ze mna seksu. Czuje sie oblesna, obrzydliwa, niekochana. 5 lat temu on byl wesolym facetem, zabiegal o mnie, zostawial karteczki. Teraz nawet nie smieje sie z moich zartow. Wstydzi sie dotykac w miejscach publicznych, kiedys mial to gdzies. Moze rzeczywiscie rok temu odwazyl sie powiedziec prawde i serio mnie nie kocha? Ja nie rozumiem jak mozna nie pomoc drugiej osobie, a zwlaszcza zonie, kobiecie, ktora blaga o pomoc. Ja mu mowie i tak powaznej sprawie jak smierc, a on popukal mnie swoim palcem w czolo...Nie mam juz slow, nie mam juz sily. Powaznie rozwazam rozwod. On byl kiedys cudownym czlowiekiem, cudownym facetem. Twierdzi, ze sie nie zmienil. Zachowuje sie zupelnie inaczej. Czy moze to ja histeryzuje? Wymagam za duzo? Wymagam niemozliwego? Do cholery chce tylko czulosci, ciepla, dotyku od mojego meza, od mojego mezczyzny. Chyba, ze nie zasluguje na milosc. Moze rzeczywiscie jestem taka odpychajaca, ze nie potrafi sie przelamac i nawet w tak kryzysowej sytuacji uwaza, ze przesadzam, ze znowu narzekam, ze znowu wymyslam, ze znowu "pierdo## glupoty". Jestem na skraju zalamania, nic mnie nie cieszy, nienawidze siebie i czuje olbrzymi zal i bol, ze moj maz mnie nie rozumie. PRzeciez nie mozna byc takim okrytnym. Jak mozna nie pomoc drugiemu czlowiekowi? Zonie. Czy ja naprawde tak duzo wymagam? Najgorsze, ze jest mi wstyd porozmawiac o tym z rodzina, kims bliskim. Nie chce, zeby ludzie wiedzieli, bo mi po prostu wstyd. Na codzien usmiechnieta na pokaz, w sercu strach, lek, obawa i zwykly zal, olbrzymi za do czlowieka, ktorego kochalam nad zycie, z ktorym chcialam sie na emeryturze za rece trzymac. Myslalam, ze wskoczymy za soba w ogien. A ten ogien zgasl chyba u niego i nie ma w co wskakiwac. Tyle moich wypocin. Gdyby chciala tu opisac wszystko zajelabym cale forum. Cierpie na depresje, zabuzenie odzywiania a jedyna osoba, ktora o tym wie jest zimna..Co mam zrobic? Jak meza rozumiec? Czy w ogole powinnam go zrozumiec czy skonczyc zwiazek? Na razie tkwie, mamy malenka coreczke, nie chce jej fundowac zycia w rozbitej rodzinie. Myslalam, ze bedziemy najwspanialszymi rodzicami dla niej. Ale jak mam jej dac wzor do nasladowania jak sama chodze smutna, sfrustrowana, zakompelksiona, z niska samoocena. Na kogo ja wychowam?Ona zasluguje na wszystko co najlepsze. Nie mam juz sily udawac przed wlasnym dzieckiem, ze jest dobrze. Ona coraz wiecej rozumie. Mam metlik w glowie, nie wiem co mam zrobic z mezem. Myslalam, ze przetrwamy wszystko, a on sie po prostu nie sprawdzil jako czlowiek...Teraz drugi ram
×