-
Postów
14 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Agarfieldka
-
To i ja pozdrawiam gorąco kolegę Atio, który ożywił Krakusów :)
-
No w sumie to ja jeżdżę na rowerze :) I szukam towarzysza(-szki), który by stawiał poprzeczkę wyżej niż wycieczka nad Wisłą na Salwator i z powrotem. Samej mi tak jakoś dziwnie jeździć po okolicach Krakowa Tylko od razu mówię, że zasięg rowerowy mam całkiem sensowny i np. do Ojcowa czy w dolinki pojadę, ale po nocy na łeb na szyję w Lasku Wolskim zjeżdżać nie będę. Do tego jednak facet jest potrzebny No i jeszcze w upalne dni to bladym świtem bym wolała jechać, bo w południe to do niczego się już nie nadaję, najwyżej do zdychania w cieniu :) No i też, żeby była jasność, potrzebuję tylko towarzystwa na rower. Życiowego towarzysza już mam :) To jakbyś ewentualnie chciał spróbować, to daj mi jakiś namiar na siebie na priva to się jakoś dogadamy. Tak sobie myślę, że można wyruszyć razem, a jakby się okazało, że jednak jest niefajnie to wrócić osobno i tez będzie dobrze
-
No więc wyjaśniam..... ironia z mojej strony to była, ale taka całkiem przyjazna Żeby nie było już żadnych wątpliwości, to jeszcze dodam, że absolutnie popieram przełamywanie się w kwestii posiadanych fobii
-
A w przyszłą sobotę sprint żółwi na Błoniach. Start 9:00, zakończenie - ???
-
Z prawdziwą przyjemnością znalazłam swojego nicka na liście osób całkowicie wyleczonych. LucidMan – świetny pomysł!!! A dawno na forum nie zaglądałam. Jak słusznie ktoś wcześniej zauważył, zdrowi nie mają po co tu wchodzić. Potwierdzam wszystko, co napisałam jakieś 2 lata temu o sobie. Właściwie coraz lepiej się czuję i też więcej rzeczy jestem w stanie robić. Pracuję, studiuję zaocznie, w grudniu zdałam FCE. Znalazłam dobrego faceta i bardzo możliwe, że coś pozytywnego z tego związku nam wyjdzie. Jasne, że nie jest łatwo, idealnie i całkiem bezstresowo. Czasem mi się wydaje, że wszystko jest bez sensu i że nie dam rady, ale jednak posuwam się na przód. Najlepsze jest to, że już zdążyłam zapomnieć jak bardzo chora byłam. Czytając dziś swojego posta aż złapałam się za głowę, kurcze, to tak było ze mną źle? Bardzo się zmieniłam i niewątpliwie duża w tym zasługa terapii. Moja w tym, że się uparłam, że potrzebuję częstszych niż 1 raz w tygodniu indywidualnych spotkań z psychologiem i sobie to zapewniłam (niemałym kosztem finansowym zresztą). Będę tu jeszcze zaglądać. Czekam niecierpliwie zwłaszcza na wypowiedzi innych osób z listy :)
-
Jak to zjazd fobii społecznej? Myślałam, że fobia społeczna wyklucza jakikolwiek udział w tłumnych zgromadzeniach
-
bethi Ja miałam na mysli, że atmosfera w domu rodziców mnie dobija, dlatego musze miec kasę, żeby móc mieszkać samodzielnie. Oczywiście dobicie do emeryturki też jest jakimś celem W pracy jest różnie, ale ogólnie biorąc lubię ją. I dlatego mnie dodatkowo wkurza, że o mały włos jej nie straciłam przez depresję. Trzymam kciuki, żeby Tobie udało się znaleźć spokojniejsze miejsce pracy. Pozdrawiam A. A z innej beczki z moich doświadczeń wynika, że z depresją (no może umiarkowaną) da się jakos pracować, ale skończyć studia czy w ogóle uczyć się czegokolwiek już nie.
-
Mnie o mało w zimie nie wywalili z pracy przez depresje. Nie byłam w stanie wyjść z domu. Na szczęście szef okazał się ludzki. Skończyło się na tym, że wykorzystałam cały przysłujący mi urlop i z wakacjami moge się pożegnać. Tak w ogóle to lubię swoją pracę. I potrzebuje kasy, bo wynajmuje pokoik. Powrót do domu rodziców to byłby mój koniec. Do tej pory atmosfera tam panująca mnie dobija, w małych dawkach jest do zniesienia, a na codzień..... ech. korres1: masz racje z tym, że praca zabiera czas na myślenie o sobie. A poza tym zawsze to jakoś lepiej coś udłubac w pracy mimo objawów, niż siedzieć cały dzień w domu i nic nie zrobić.
-
Zdaje się, że też mam cos takiego. W stanie "manii" jestem strasznie pobudzona, budze się wcześnie rano, od razu mam natłok różnych myśli, do domu wracam późnym wieczorem, w zasadzie przychodze tylko spać. W ciągu dnia dużo pracuję, załatwiam masę spraw na raz, umawiam się z ludźmi, odnawiam kontakty. Czuję się straszliwie szczęśliwa, mądra, piękna itp... Jestem przekonana, że wszystko będzie dobrze, że czeka mnie niemal świetlana przyszłość. Z reguły trwa to parę/parenaście dni. Minus jest taki, że nie mogę się uspokoić. Chciałabym odpocząć a nie mogę, coś mnie nieustannie podkręca. Im dłużej taka faza eufori trwa tym "niżej" spadam potem w depresję.
-
- Ilu psychoterapeutów potrzeba żeby zmienić żarówkę? - Tylko jednego, ale to dużo kosztuje i żarówka musi chcieć się zmienić.
-
Osoby,które są już zdrowe lub prawie zdrowe-ile nas tu jest?
Agarfieldka odpowiedział(a) na Róża temat w Kroki do wolności
Hej lata temu, jak zaczynałam się leczyć miałam tak: stany depresyjno-lękowe, nerwica, zaburzenia odzywiania, zaburzenia osobowości (licho wie razem to wszystko, czy jakoś przechodziło jedno w drugie?, w ogóle ciężko było wydobyć z lekarza diagnozę). Dobra psychoterapia naprawdę działa!!! Wcześniej zwiedziłam parę miejsc w Krakowie, m.in. Ośrodek na Lenartowicza. W końcu trafiłam na cudowną kobietę, która mi spasowała (chodziłam do niej prywatnie dwa lata). Pomogła mi się uporać z przeszłością, dzięki niej znacznie porawiłam kontakty z rodzicami. Dzięki niej dojrzałam też do zakończenia szkodliwego dla mnie związku, w którym tkwiłam od lat. Mój poziom lęku znacznie zmniejszył się. Kiedyś bałam odezwać się na wiekszym niz 2-osobowe forum (zabranie głosu w klasie odpadało), zadzwonić tel., wejść do nowego miejsca itp. Byłam przekonana, że nie będę mogła pracować, bo jak to w obcym miejscu z obcymi ludźmi . A teraz latam jak wściekła po różnych miejscach z ramienia pracy i załatwiam wszystko. I parę osób mi juz powiedziało, że jestem przebojowa!!! Całkiem łatwo też nawiązuję kontakty. Kobieta na koniec terapi zrobiła mi taki test kontrolny i ponoć osobowośc mi się scaliła Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem całkiem wyleczona. Zimą lata po mnie depresja, jakaś taka aspołecznośc we mnie została, czasem serducho mi się tłucze, spać nie moge (chyba dzis właśnie ), coś tam w ramach autoagresji zmajstruję, ale JEST DUŻO LEPIEJ i są takie dni (coraz więcej), kiedy na prawdę czuję się szczęśliwa i zdrowa i jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Także moi drodzy, moja rada, idźcie po pomoc jak najszybciej, nie czekajcie, aż choroba się rozgości w Waszym życiu i zaczniecie tracić lata. Lecznie to żaden wstyd. Jeśli w jednym ośrodku Wam się nie spodoba (bywają lekarze-kretyni), idźcie do innego, aż znajdziecie fachową pomoc. -
JaLukas! Hej, super, że zebrałeś sposoby na depresję. Mam podobne wnioski na podstawie swoich ponad 10-letnich zmagań z depresją, lękami, nerwicą i trochę zaburzeniami odżywiania. A kiedyś było tak, że nie mogłam funkcjonować bez leków i zrobię wszystko, żeby się to już nigdy nie powtórzyło. Nadal jeszcze gorzej czuje się zimą, ale jeśli w porę zauważę sygnały ostrzegawcze i zastosuję „zestaw poprawiający nastrój” jestem w stanie normalnie funkcjonować. Popieram zwłaszcza: SPORT – zimy, kiedy chodziłam regularnie na siłownię należą do moich bardziej udanych, mimo pogorszonego nastroju jakoś radziłam sobie na studiach i w ogóle w miarę funkcjonowałam (nie miałam faz wielotygodniowego zaszywania się w domu). Bo w lecie to wiadomo: rower, góry, pływanie i dużo słońca i wypoczynku – jest dobrze. MUZYKA – programowo przestałam słuchać smutnych kawałków. Mam taki zestaw utworów żwawych (polski rock, trochę ludowych przyśpiewek, szanty, coś celtyckiego) na wszelki wypadek. JEDZENIE – tu się zgadzam, niestety gotowanie to moja „pięta Achillesowa” . Byłabym wdzięczna za „dietę dla nerwicowca depresyjnego” cinnamon_inspiration Dzięki wielkie za post o suplementach diety. Zaopatrzę się pod koniec lata i zobaczymy co będzie – zaplanowałam sobie poważne działania życiowe w grudniu i styczniu. I jeszcze jedno ważne (na pewno ktoś już to w innym miejscu napisał): OSOBA(-Y) DO GADANIA – konieczne jest mieć osobę, która nas rozumie. Może być psycholog/psychiatra/terapeuta, ale moim zdaniem najlepsza będzie osoba, która też chorowała i wyleczyła się – tu w forum widzę ogromną siłę. Pozdrawiam wszystkich Faktycznie rady typu „weź się w garść” to makabra. Ja jeszcze miałam w zestawie płaczącą, bezradną mamę, która MNIE pytała co ma zrobić i która mi opowiadała, jak to się wstydzi w pracy o mnie mówić (wtedy akurat powtarzałam klasę w liceum przez nadmiar nieobecności). Mnie akurat pomaga przypomnienie, że źle się czuję, bo mi tam czegoś CHWILOWO w mózgu brakuje i to, co się dzieje to NIE MOJA WINA. W ogóle moim zdaniem strasznie ważne jest żeby nie uogólniać. Nie mówić sobie „cała jestem do d...” ale np. „mam beznadziejne włosy, ale super paznokcie i zęby”. Mam takiego przyjaciela, który w chwilach, kiedy naprawdę jest strasznie przytuli mnie, pozwoli się wypłakać i przypilnuje napisania planu dnia (w ciężkich chwilach bez przypominającej karteczki ani rusz, bo zapominam co miałam zrobić, nawet jeśli to było ważne) – czasem opóźnienia w realizacji ponad godzinne mi wychodzą, ale co miało być zrobione jest. A jak jest ze słońcem/światłem????? Zastanawiam się czyby zimą nie chodzić do solarium czy coś? A może jakieś lampy do naświetlania są i to działa??
-
Fajne, podoba mi się Wyszło mi dwukrotnie 5w4, zapewne bardziej przez emocje niż uzdolnienia artystyczne, hih. Zdecydowanie jestem aspołeczna. Ludzie mnie przytłaczają swoimi emocjami i faktycznie żyję bardziej w swojej głowie, czasem nawet gadam do siebie i śpiewam sobie jadąc rowerem. A parę lat temu jak byłam zmuszona być na takim towarzyskim spotkaniu, a bardzo mi to nie pasowało, to popadłam w jakieś takie odrętwienie, że nie mogłam się odezwać ani w żaden sposób się ruszyć. I przerabiam ostatnio w związku bardzo 5-tkowe: Mogę się zaangażować, ale nie będę z tobą mieszkać. Pozdrawiam wszystkich i wszystkie 5w4 Aga
-
Przeważnie mam nastroje depresyjne porą zimową. Kiedy w listopadzie przychodzi taki dzień, że całkiem na serio stwierdzam, że wykonanie makijażu zajmie mi strasznie dużo czasu i baaaaardzo mnie zmęczy – to znak, że trzeba zastosować zestaw gwałtownie poprawiający nastrój albo powoli zapakować plecaczek i udać się po fachową pomoc. Inne czynności zabierające wtedy cenną energię: - mycie się i włosków, golenie nóg, obcinanie paznokci, - wstanie z łóżka i ubranie się w coś, - w dzień roboczy zdecydowanie w co się ubrać (efekt w tej samej spódnicy i golfiku przez cały tydzień albo i dłużej dopóki się nie zaśmierdnie), - wyrzucanie resztek jedzenia i mycie naczyń (hmm, zeschnięte kawałki pizzy da się zjeść po wielu dniach!), - w ogóle sprzątanie w domu... ale jak widzę po Waszych postach to wszystko standard