Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mint

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mint

  1. Nie wiem po co sie z tym dziele, ale pp trzech latach niewiele sie zmienilo. Tzn. Zmienilo sie bardzo duzo i czasami bylo mi dobrze (ale uzaleznilam sie psychicznie od drugiego czlowieka), popadlam w paranoje, stalam sie cholerykiem, psychiatra po jednym spotkaniu stwierdzil mi zaburzenia lekowe i nerwice natrectw. Wiecej nie wracalam. Depresja trwa nadal. Juz nic nie wiem. Mam przepisane tabletki, ale nie mam ochoty ich brac. Nie uwazam, zeby to bylo wyjscie. Ciekawa tylko jestem czy da sie z tego wyjsc bez lekarza. Chociaz chyba i tak chyba nie chce mi sie nic zrobic. Unikam dni, spie do poludnia i w wiekszosci nie robie nic. Nie moge sobie zawalic studiow. I tak przez to prawie zawalilam 2letni zwiazek, bo zaczelam czuc cos do paru osob jednoczesnie. Zmiany
  2. Bylam raz u psychologa i jestem umowiona na trzy wizyty.. chce wyjsc z tego, bardzo, ale trudno mi w to uwierzyc. Nie chce czekac do nastepnego spotkania. Prostujac pozwysze wywody, znam tez duzo wspanialych i dobrych ludzi, jednak nie zawsze jestem przy nich taka jak chce.. chociaz wiele na pewno mnie lubi..
  3. Rozumiem... Jeszcze raz dziękuje. Zdaje sobie z tego sprawę, że wiesz o czym mówisz. Poza tym, sama zauważam, że z każdym miesiącem zagłębiam się w to. Chciałam iść do psychologa, nawet prawie zdobyłam termin, ale musiałabym długo czekać. Staram się korzystać z rad znajomych co do wyboru psychologa. Tylko obawiam się tego, że musiałabym rozmawiać przy mojej mamie, czułabym się niepewnie(chociaż mam z nią dobre relacje). Dodatkowo, nie wiem czy umiałabym tak ot mówić o tym, wolałabym odpowiadać na pytania. Nie wiem, może jednak nie mam problemu... Raz mi się wydaję, że jest cholernie źle i naprawdę powinnam coś z tym zrobić, a drugim razem czuję niechęć do siebie, wstyd i brak chęci na zrobienie czegokolwiek z tym. Poza tym dokładnie robię to, co Ty robiłaś.
  4. Znam derealizacje. Jest mi bardzo bliska. Wiem, że mam jej objawy od długiego czasu. Pisałam w tym temacie na forum... Jest dużo prawdy w tym, co napisałaś. To nie problem moich rodziców, ale mnie samej. Nie jestem w stanie powiedzieć wszystkiego. Nie jestem wstanie komukolwiek do końca się wyżalić. W końcu to tylko wyimaginowane. Jak próbuje, i tak nie rozumieją. To wyżej pisałam w notatniku, aby wreszcie coś z siebie wyrzucić. Wcześniej robiłam to za pomocą rysunków w szkole (hobbistycznie już tego nie robię, brakuje mi motywacji), ewentualnie spisywałam różne teksty piosenek albo prowadziłam coś al'a pamiętnik, który i tak polegał jedynie na krótkich zdaniach dot. miłostki, która dodatkowo się przewinęła. Blog może być dobrym pomysłem. Na razie mam tylko tumblra, tam więcej wstawiam obrazków niż słów... chociaż po jakimś czasie i tak stwierdzę, że to nie ma większego sensu, bo wcale nie pomaga mi poradzić sobie z życiem. Dziękuje, niesamowite jest zobaczyć takie słowa...
  5. Dziękuje. To nie ja ustawiłam nazwę tematu. Objawy depresji mam powiedzmy od dwóch lat. Nie wiem czy więcej czy mniej, bo takie rzeczy mi sie wymazują. Pamiętam tylko, że wcześniej tez nie było za dobrze. W tym roku się pogorszyło. W szkole ledwo zdalam. Płacze prawie kazdego dnia od bardzo dlugiego czasu. W moim otoczeniu duzo jest osob depresyjnych, ktorzy mieli kontakt z psychologiem, psychiatra,szpitalem. Zdarzylo mi sie powiedzmy ratowac przed samobojstwem. Przy czym wiem, ze nie to wywolalo we mnie takie stany, bo mialam je juz wczesniej. Chociaz zawsze przyciagalam do siebie ludzi z problemami. Uwolnienie sie od ludzi? Potrzebuje sie uwolnic mimo, ze czuje sie cholernie samotna? Mam wielu znajomych, ale przy nich tak tez sie czuje. Nie chce tego, chce sie czuc szczesliwa, ale juz nawet nie realizuje moich hobby, od dluzszego czasu. Jestem odpowiedzialna za swoje zycie, ale nie wiem czy umiem sobie z nim poradzic, czuje sie slaba. Poza tym, mam 17 lat.
  6. Przepraszam, że to wysyłam, ale nie wiem co innego mogłabym z tym zrobić. Napisałam coś pod wpływem emocji. Nikt mnie tutaj nie zna i naprawdę nie wiem czy to dobry pomysł... Najwyżej usunę, prawda? Jak mogę sprawdzić czy jestem żywa? Czym są myśli w mojej głowie? Czy na pewno pochodzą ode mnie? Czy to ciało faktycznie jest w moim władaniu? Jest częścią mnie? Wydaje mi się, jakby samo opisywanie stanu mojego umysłu było częśćią jakiegoś planu. Z pewnością mogłabym wyznaczyć konkretny cel, dla którego rozpoczęłam spisywanie swoich rozważań i głupich pytań, niemniej nie mam pojęcia czy to byłoby prawdą. W tej chwili moje myśli automatycznie skierowły się na stylistykę moich wypowiedzi. Niespodziewanie straciłam umiejętność pisania zgodnie z przyjętymi normami. Chaos przelewa się na chaos. Może to tylko iluzja. Nie wiem skąd przybyła ta samotność... i zazdrość. Jednym razem czuję jak złość przejmuję kontrole nad moimi myślami, ludzie stają mi na drodze i zmieniają mnie - rozkazują mi, a ja nie jestem w stanie nic zrobić, bo boję się ich zranić. Boję się, że coś strace. W tym wypadku obserwuję siebie z góry. Znam swoje uczucia, wiem co mną kieruje, a co mnie powstrzymuje od działania, jednak jestem od tego w jakiś niewyjaśniony sposób odseparowana. To wszystko boli. Innym razem zaczynam to wszystko analizować. Jak tylko znajdę się sama (przy ludziach za bardzo skupiam się na tym, jak bardzo żenująco się przy nich czuję i jak oni mogą mnie postrzegać... i jak bardzo mnie denerwują), wszystkie moje upadki wracają do mnie, przypominają mi o sobie i mimo wstydu, wściekłośći i smutku jakie odczuwam, wydarzenia z mojego życia stają się po prostu filmem. Wtedy zaczynam myśleć; czy ja naprawdę żyję? Czy Ci wszyscy ludzie istnieją? Czy jest to wszystko, co obserwuję? Przez to jeszcze bardziej czuję się sama. Nie wiem czy JA jestem. Prawdopodobnie to jest życie, a wszystko wokół naprawdę ma materię. Z tym że... trudno mi siebie do tego przekonać. Czyżby to przez to, że mało korzystam z życia? Chociaż w ostatnim roku to uległo zmianie? Martwię się, a ludzie mnie nie słuchają. To ja muszę słuchać ich. A jeśli nawet wpadnie coś do ich uszu, to nie potrafią tego zrozumieć... To przecież tylko kolejna sprawa do załatwienia. Poradzenie sobie z problemem na moment, żeby pogadać o czymś innym. Boję się. Ktokolwiek byłby zapewne sceptyczny albo zacząłby gadać o własnych problemach. Ewentualnie dostałabym smutny uśmiech i niezręczną ciszę, a potem usilne, bezsensowne staranie się o wyjaśnienie tej sytuacji, ogólnymi radami dla nastolatka czy człowieka. Generalizacja. Nie wiem co zrobię ze swoim życiem. Czuję się pominięta i tracę motywacje. Czasem na jakiś czas przychodzi, ale mało i na krótko. Niekiedy pragnę tylko spać albo uciec. Mimo wszystko bardzo pragnę żyć i realizować się. Nie mam siły. Nie czuję się zaakceptowana, nie czuję, że będę. Inni są zdegustowani, źli. Ciągle posiada się jakieś obowiązki wobec innych ludzi. Dobre zachowanie i unikanie konfliktów doprowadza tylko do wykorzystywania i manipulowania przez ludzi, którym zdaje się, że nie da się ich przejrzeć. Egoistyczna... nie, egocentryczna część znajomych dalej będzie ignorować moje istnienie. Zależy im tylko na komentarzu, na przychylności, na wypowiedzeniu się, na podlizywaniu i głaskaniu ich po głowie. Tak, jesteście cudowni. Tak, mogę Wam pomóc. Wszystko obraca się wokół Was. Czyżbym ja do Was należała? Mimo, że najczęściej skupiam się na Waszym życiu? A przynajmniej się staram? Czuję się wykorzystana. Wszyscy nabrali złych przyzwyczajeń wobec mnie. Rozumiem, że nie mam takich kłopotów, jak ludzie, którzy mnie otaczają. Rozumem, że przy tym jestem tylko dzieckiem wrzeszczącym bez powodu. Czy mam prawo czuć się źle? Czy mam prawdo popadać w depresję? Czy zostanę zmieszana z błotem za zły nastrój, z powodu prawie harmonijnego życia? Nie wiem czy jestem faktycznie sama, czy jestem ja i ONA, moje ciało. ONA jedne myśli, JA inne myśli. Nie chcę zabierać tej oryginalności w zaburzeniach. Co ja poradzę, że mam to samo. Nawet nie wierzę, że potrafię się starać. Nie wierzę, że potrafię zrobić cokolwiek, na coś wpłynąć. Jestem bezwartościowa, bezsilna i bezbarwna. Mimo to czuję się z siebie dumna, że to napisałam i mam nadzieję, że ktoś mnie wysłucha...
  7. Dziekuje za odpowiedz. Jesli objawy (wymyslone lub prawdziwe, nie mam pojecia) utrzymuja sie dosc dlugo i sa bardzo meczace, to powinno wykonac sie jakis ruch, jak rozumiem?
  8. Jak mozna okreslic czy faktycznie wystepuje u danej osoby depresja, czy jest to tylko jej wymysl? Jesli to w ogole mozliwe.
  9. Śmieszne jest to, że dwie osoby podziwiają właśnie moje postrzeganie. Bliska mi osoba z rodziny stwierdziła, że to jest świetne, że to bardzo wysoki poziom postrzegania, że powinnam się wtedy czuć znakomicie. Powiedzmy.. była dość zdziwiona, kiedy powiedziałam jej "nie, w zasadzie czuję się wtedy okropnie". Kiedy mówiłam jej o tych chwilach, nie byłam pewna czy naprawdę słowa kieruję w jej stronę, czy ja w ogóle je wypowiadam, czy ona jest. Byłam skłonna uwierzyć, że nic nie ma, że to iluzja. Wtedy powinno się mieć większe możliwości, prawda? To jednak nie działa w tę stronę. Chcę się rozwijać, ale mam zahamowanie. Dla mnie stało się to tak normalne, że byłam naprawdę zdziwiona.. no bo skoro wszystko czasem przestaje istnieć, to dlaczego TO istnieje? pokręcona myśl. Powinno się to leczyć? arla, zastanawia mnie jak to jest po lekach.. jak to jest bez tego. Skoro wpadałaś w panikę, to chyba nie był dobry sposób na radzenie sobie z tym... dziękuje za odpowiedź <3
  10. Ja myślałam, że po prostu inaczej postrzegam świat albo sam świat faktycznie taki jest -"Odralniam się? Okej, w porządku, może mi to przejdzie". W tych momentach było to dla mnie do zniesienia, ale potem stało się coraz bardziej męczące. Zabranie się za cokolwiek z takim odczuciem jest...dość trudne. Najgorsze są momenty, kiedy nawet rodzina wydaje się obca, nieistniejąca. Nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego jak derealizacja, depersonalizacja, dlatego nie wiedziałam, że może być ze mną źle. Nie wiem czy czuję się lepiej z tą wiedzą. Może to jednak z czasem się przyciszy?
  11. Niesamowite. Chyba właśnie zdałam sobie sprawę co jest nie tak, ale trudno mi w to uwierzyć. Nie wiedziałam, że tak to jest określone, ale chyba wszystko ma jakąś nazwę. Poczucie, że świat jest inny, nie taki jak mam odczuwać, pewna iluzja? Nie zdawanie sobie sprawy z tego kim się jest, problem z określeniem własnej osoby? Czy to może się wiązać z derealizacją/depersonalizacją? Długo się to trzyma. Myślałam, że tak po prostu jest, ale są etapy mocniejsze, które wcale nie ciągną do normalnego życia. A kiedy próbuje siebie poznać na różne sposoby i nic mi do siebie nie pasuje, bo nie wiem w końcu kim pozostałam... Są osoby, które to podziwiają, podziwiały we mnie, ale teraz nie wiem czy tak powinno być.
  12. To tutaj powinno się zacząć, tak? Nie pierwszy raz jestem na tym forum. Wiele razy poszukiwałam tu jakiejś pewnego rodzaju prawdy; próbowałam dojść do tego czy faktycznie jest niezbyt ładnie, czy tylko tak mi się wydaję. Nadal nie jestem pewna. Mimo wszystko coś się przełamało widocznie, skoro zarejestrowałam się i nawet postanowiłam napisać. Jeszcze nawet nie jestem pełnoletnia. Wszystko jest piękne, tak jak powinno być... zewnętrznie, w moim otoczeniu. U siebie, we wnętrzu,mam bałagan. Może to ma przejść? Przepraszam, że piszę pokrętnie, ale tak mi jest łatwiej. Nie byłam nigdy u psychologa. Mam znajomych, którzy uczęszczali. Zawsze myślałam, że nie mam z tym problemu. Mój charakter jest po prostu momentami poważny, jestem czasem zbyt zagubiona i za dużo się zastanawiam. Wyrzucałam z głowy takie rzeczy jak depresja, itd. Zastanawiałam się nad dystymią w zasadzie, ale potem "śmiałam się" z siebie, że tak mogłam stwierdzać. Sądziłam, że to niemożliwe. Próbowałam rozmawiać, ale w moim otoczeniu to niejako taka norma. Coś co przejdzie, coś z czym damy sobie radę sami. Ponieważ to nic bardzo poważnego. Nawet mi trochę głupio. Przy okazji, girl anachronism, już uwielbiam Cię za Leave a Scar. Edit: ja okropna.. przepraszam. Dodam, że bardzo mi miło, że istnieje takie forum, że mogę tutaj napisać i witam wszystkich, przepraszam, że przysłoniłam inne powitanie.
×