Mam stwierdzoną nerwice lękowo-depresyjną zaawansowaną. Moja "przygoda" zaczeła się pod koniec kwietnia ubiegłego roku. Miałem omdlenia, zawroty głowy, podwyższone ciśnienie, duszności, mrowienia. Panicznie bałem się samotności (mieszkałem sam), nie mogłem usiedzieć na zajęciach (studiuje), byłem rozdygotany i nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Biegałem do lekarza który w końcu skierował mnie do psychiatry. Wziołem urlop dziekański na rok i przeniosłem się do rodziców, zacząłem pracować. Pracowałem do października, nie spotykając się wogóle ze znajomymi (zrobiłem się odludek ja+praca+dziewczyna+rodzina). Totalne zero kontaktów towarzyskich, bałem się poprostu gdziekolwiek wychodzić. W końcu w październiku przeniosłem się do akademika i odrzyłem towarzysko, dyskoteki, imprezy, spodkania nie są już dla mnie problemem. Bałem się wcześniej przebywać w zamkniętych przestrzeniach pełnych ludzi (np. supermarket), czułem się po prostu tragicznie. Teraz mimo że też nie czuje się najlepiej przełamałem tą bariere. Do dziś przyjmuje 60g Mianseriny dziennie. Pozostał tylko jeden, lecz ogromny problem (zwarzywszy że lada dzień musze wrócić na studia) mam potworne duszności, radze sobie z nimi (podejżewam) jak więkrzość osób z Globusem: łukam powietrze (coś podobnego do ziewania, lub zachłystywania się powietrzem) czasem wychodzi, czasem nie.. daje to ulge na jakiś czas lecz nieustannie powraca i nie chce przejść. Nie wyobrażam sobie nauki na uczelni z takim problemem... Pozatym mam kłopoty z koncentracją .... I nie wiem co teraz mam zrobić, może leki które przyjmuje (mianserina) nie wystarczają, lub powinienem udać się do psychoterapeuty. Nie mam pojęcia co zrobić . PROSZE O POMOC!!!!