Nie wiem dlaczego znalazłam się na tym forum. W sumie wpisałam tylko w wyszukiwarce słowo 'depresja' i tak jakoś wyszło samo. Nie wiem od czego powinnam zacząc, bo nie wiem gdzie jest początek tego cyrku, w którym od jakiegoś czasu biorę udział...
zacznę więc tak...
w tym roku skończę 20 lat, a od ponad roku czuję, że jest źle. wcześniej myślałam, że to tylko małe załamanie. miałam problemy w szkole i kłóciłam się z rodzicami. ostatnią klasę liceum zakończyłam wielką kłótnią, bo kierunek studiów, który wybrałam nie podobał się rodzicom. ojciec potrafił przyjśc do mnie i pytac non stop "za co będziesz się utrzymywac?", bolało jak cholera. chciałam studiowac dziennikarstwo, miałam wielkie plany i byłam w ich pewna w ponad 100%. gdy okazało się, że nie przyjęli mnie na studia ojciec znów mógł się na mnie wyrzyc. powiedział, że pasożyta trzymac nie będzie, nieraz wspominał mi jaka jestem głupia i beznadziejna, używał okropnych uwag co do mnie. myślałam, ze wytrzymam, ale nie dawałam rady...jeszcze przed maturą zaczynałam się głodzic, płakałam, nawet zaczynałam się ciąc....każdy mnie ignorował.
czy to tak wiele o co prosiłam? chciałam, zeby tylko ktoś powiedział, że jest ze mnie dumny... to dla ojca konczyłam szkoły z najlepszymi ocenami, chodziłam na konkursy i chciałam byc idealna. czy jemu naprawde to sie nie podobało? juz trzy razy omal nie popełniłam samobójstwa. ratują mnie głupstwa... każdy jednak ma mnie gdzieś, a ja panicznię boje się rozmawiac z innymi. nie wychodzę z domu, płaczę, jedno słowo wystarczy bym zamykała sie w pokoju, mało jem, mam napady lęku. nawet jesli nie umie wyslac głupiego SMSa zaczynam plakac...
boję się...nie wiem co mi jest
coś co kiedys dawało mi radosc, teraz mnie tylko pogrąża. od roku nie mam kontaktu ze znajomymi, a dwie moje przyjaciółki panicznie się o mnie boją...
to nie ejst miłe.
nie chce wszystkiego zwalac na ojca. to czesc mojego wychowania, tak musi przeciez byc...
chcialabym uciec. rzucic to wszystko w cholere. najchetniej jednak bym zniknela. mam metlik w glowie. za miesiac ponownie mam przystapic do matury, a potem isc na studia lecz wiem, ze znowu bede miec karczemna awanture i znowu bede plakac po nocach.
nie wiem co powinnam ze soba zrobic. z osoby pelnej optymizmu i planow na przyszlosc, stalam sie cieniem czlowieka....
cieniem dawnej mnie...
nawet pisanie nie sprawia mi takiej przyjemnosci jak kiedys, a kiedys byl to sens mego zycia...
co mi jest? znikam?