Skocz do zawartości
Nerwica.com

Torry

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Torry

  1. Torry

    Niska samoocena

    Lilith Dzieki za dobrniecie do konca mojego postu. Proste cele...mysle, ze to calkiem niezly pomysl, ale mam tendencje do zalamywania sie po kazdym niepowodzeniu i rzucania wszystkiego do czego dotychczas brnalem brnalem. marmarc Sam sie zastanawialem dlaczego tak mnie odrzuca od szkoly i nie potrafie sobie poradzic z nauka. Na mysl przychodzi mi jedna rzecz; mianowicie jak wspomnialem w pierwszym poscie rodzice nigdy mnie nie przyciskali do nauki. Na lekcjach czulem sie dosyc skrepowany, co tez nie pozwalalo mi sie wystarczajaco skupic. Do tego dochodzi tez moj charakter: zamiast stawiac czola problemom to ja od nich uciekam i jeszcze bardziej denerwuje sie na siebie, pomimo tego, ze zdaje sobie sprawe (przynajmniej tak mi sie wydaje) jakie sa tego konsekwencje. Dzięki serdeczne za odpowiedzi i pomoc. Oczywiscie nadal mile widziane Wasze opinie itp. Podziekowania rowniez dla DarkAngela, za zmienienie nazwy tematu na regulaminowa. Pozdrawiam.
  2. Torry

    Niska samoocena

    Na samym wstepie chcialbym sie ze Wszystkimi goraco przywitac jako nowu uzytkownik. Na Wasze forum natrafilem przypadkowo, szukajac czegos w internecie, i znalazlem tu sporo ciekawych tematow i problemow z ktore w mniejszym lub wiekszym stopniu dotycza rowniez mnie. Dlatego postanowilem sie zarejstrowac i sprobowac wyrzucic z siebie to, co gryzie mnie juz od dluzszego czasu i byc moze otrzymac jakas porade lub diagnoze moich problemow. Tak wiec juz od kilku lat moje zycie z roku na rok zaczalem postrzegac w coraz ciemniejszych barwach. Zaczelo sie juz na etapie pierwszych klas podstawowki (do przedszkola nie uczeszczalem, bo przed kazda proba zaprowadzenia mnie zaczynalem ryczec bez przerwy, i byc moze ten fakt przyczynil sie do dalszego rozwoju sutuacji). Bylem bardzo wstydliwy i delikatny. Kazde zwrocenie na mnie uwagi powodowalo placz. Niestety rodzice z niewiadomych mi powodow nie przywiazywali dostatecznej wagi do mojej nauki (a powodow do narzekan naprawde nie mialem, bylem wrecz rozpieszczany). W dalszych klasach sytuacja zbytnio sie nie zmieniala, nadal pozostawalem cichym dzieckiem, ktore prawie nigdy nie szlo do tablicy i wstydzilo sie odpowiedziec na najprostsze pytania. No ale podstawowka kiedys musiala sie skonczyc, i pomimo tragicznych ocen w porownaniu do rowiesnikow tak tez sie stalo. Nadeszly czasy gimnazjum. Tutaj juz doszczetnie zbuntowalem sie na nauke. Zadan domowych prawie w ogole nie mialem, z materialu przerabianego na lekcjach kompletnie bylem zielony. Jako ze jestem w miare spokojny to pod wzgledem zachowania na lekcjach nie sprawialem problemow, w klasie nie mialem zadnych wrogow i bylem uznawany za "luzaka". Jednak zaczalem dostrzegac, ze procz kolegi z lawki i klasowego rozbawiacza nic nie znacze. Mialem wiele zagrozen na koniec roku, obiecalem sobie ze sproboje to nadrobic, poprawic sie. Ale nic z tego nie wyszlo, przez co bylem zly na siebie i nie potrafilem (i nie chcialem) podejmowac zadnych wyzwan, konsekwencje mojego postepowania nie byly w stanie mnie przerazic. Dzieki znajomosciom matki udalo sie mnie przepchnac przez to gimnazjum i zalatwic 'przepustke' do ogólniaka (brakowalo mi kilku pkt, do liceum ogolnoksztalcacego). Tutaj ponownie bylem zbuntowany przeciwko nauce, moje podejscie znowu sluzylo do rozbawiania klasy. Nie mialem zadnych wrogow, wsrod nauczycieli tez nie bylem postrzegany jako jakis margines. Az pewnego dnia stalo sie, zostalem wyrzucony za moje oceny (na polrocze wystawione prawie ze wszystkiego jedynki). Przeniesli mnie do Liceum Profilowanego (oddalonego juz troche od mojego domu) gdzie chodzi niezbyt ciekawe towarzystwo. Ale niesmialosc i kompleksy skutecznie mnie powstrzymaly od pojscia tam w pierwszy dzien. Postanowilem przewagarowac caly tydzien, w weekend przemyslec to sobie i juz od poniedzialku zaczac chodzic. Jednak na postanowieniach sie sonczylo, przewegarowalem drugi tydzien, trzeci, czwarty az w koncu teraz mija piaty. Tak sie prezentuje moja "kariera" szkola w skrocie, aby dac jakis poglad na sprawe. Teraz przejde do spraw ktore skutecznie zaburzaja moje funkcjonowanie, odbieraja mi chec zycia. Pierwsza rzecz to to, ze jak juz wspomnialem jestem dosyc wstydliwy, a teraz przerodzilo sie to w pewnym sensie w strach przed ludzmi. Gdy wchodze np. do autobusu lub sklepu mam wrazenie, ze wszyscy sie na mnie patrza, ze sie wyrozniam. Zaczynam sie stresowac, wtapiam wzrok wzrok w podloge i zapominam po co w ogole przyszedlem. Oczywiscie czasami sie to objawia silniej, czasami slabiej a czasami w ogole nie czuje sie zle przybywajac w tlumie. Problemy zaczynaja sie gdy mam przeprowadzic krotka rozmowe np. z kasierka a za mna stoi kolejka. Zacinam sie, czasami przejezyczam co mnie jeszcze bardziej dobija. Sprawa ma sie podobnie z wykonaniem telefonu do obcej osoby. Do powyzszego punktu przeczynia sie pewnie to, ze mam kompleksy na punkcie swojego wygladu. Strasznie mnie denerwuje, ze jestem dosyc chudy, mam odstajace lopatki, dziecinna twarz...moglbym jeszcze wymieniac. Staje przed lustrem i nie potrafie siebie zaakceptowac. Do tego wszystkiego dochodzi brak zainteresowan, brat celow, brak wiary w siebie, niska samoocena. Nawet nie dobrnalem do najprostszego celu jakim bylo wyrobienie karty motorowerowej. Mam teraz strach i wielka niechec do podejmowania jakichkolwiek wyzwan. Moja sytuacja w szkole jeszcze bardziej mnie utwierdzala w przekonaniu, ze do niczego sie nie nadaje, ze kazdy proba zakonczy sie niepowodzeniem. Na pewno mozna by o wiele bardziej rozwinac powyzsze punkty, ale mysle ze tyle wystarczy zeby rzucic swiatla na problemy ktore mnie dotykaja. Hustawki nastroju to raczej nie sa, bo mecza mnie te rzeczy juz od dawna i tylko nasilaja sie z czasem. Zastanawiam sie czy nie skorzystac z pomocy jakiegos psychologa, czy to przypadkiem nie sa objawy nerwicy...tak czy owak tragicznie sie z tym czuje, ale dla otoczenia raczej stwarzam pozory, ze nie jest tak zle. Ciezko opisac to co czuje slownie, a tymbardziej na forum internetowym. Cos w rodzaju wegetacji, wstaje zeby przebrnac jakos przez dzien i znow polozyc sie spac. Moze ktos z Was czuje sie podobnie, lub moglby mi cos poradzic...wszelkie komentarze mile widziane. Napisalem tego posta zeby nie tlamsic tego w sobie, podzielic sie problemami. Moze i niezbyt ciekawie to napisalem, ale staralem sie jak moglem Za samo doczytanie do konca serdecznie dziekuje. Pozdrawiam.
×