doskonale znane, codziennośc od lat. bo z góry wiem , ze sie nie uda, histeryczny lęk przed krytyką,przed odrzuceniem i porażką. po co skofro i tak.... etc
najgorzej teraz choruję od 2 miesięcy ,zapalenie płuc teraz oskrzela. siedze dniami , celebruję przebębnianie godzin nie robiąc nic sensownego. powinnam nadrabiac , ćwiczyć na skrzypcach ... tak powinnam. nie jestem w stanie, jakkolwiek kretyńskie sie to wydaje , nie jestem w stanie. chce nie chcac zarazem. ludzie obok gnają do przodu to oni będą bić sie o miejsce na studiach , a ja choć tak bardzo o tym marze... przez własne rozpieprzenie umysłowe koncze teraz. nie wiem jak zaczać od nowa, to wydaje się być żałosnym apogeum żałości. o wkładzie rodziców w cały "rewelacyjjny" obraz styuacji nie wspomne... patologicznie troskliwi. wyzwiskami i wpychaniem żarcia i lekarstw pomogą.i rozdartym ryjem. i ewentualnie powiedzeniem "ty popierdololeńcu w kaftan cie zamknąć życie nam niszczysz od lat wszystko jest twoją winą ty psycholu"
ok,wiem. tyle i ja wiem. ale i mnie juz powoli robi sie źle..
bo nie chciałam być taka, a stało sie.
inni sobie radzą, chciałabym być Tą z Tych Innych a nie. lata płaczu roztkliwiania sie nad sobą nad burdelem nad duchowym adhd
albo brakiem czegokolwiek wewnątrz. do niczego chyba nie chcę dążyć. bo INNI mają plan , ambicje, a Ty go nie masz.
jest świetnie. wybaczcie ilość, poniosło mnie.