Mam remisję, to moge napisać, dlaczego boję się nawrotu (i chyba kilka osób mi znanych na tym przykładzie też wolałoby na nią nie zachorować):
-Bo człowiek chory (w domyśle:ja) pochłonięty jakaś bardziej sensowną lub mniej ideą nie widzi niczego obiektywnie, za to widzi i traktuje wszystkich ludzi dokoła jak wrogów. (a większość z tych ludzi nie ma pojecia o tym, dlaczego tak robimy i nie chcą budować relacji od nowa po wyzdrowieniu-->zwłaszcza rodzina daje w kość)
-Bo podczas nasilenia objawów czuje się prawdziwy lęk i strach (i w sumie nie miałam większego z ,,rzeczywistych powodów"), wogóle większośc z nich była nieprzyjemnie niesamowita, nadwyczajna, ale niewygodna
-Czasem próbując wyrzucac z siebie, to, co we nim siedziało, mocno się okaleczałam. Pominąwszy fakt, że bolało na zewnątrz, ale jak to bolało w środku!
-No i z perspektywy czasu, czowiek ma wrażenie, jakby mu ktoś zrobił przykrą dziurę w życiu, które wygląda potem jak funkcja nieciągła.
-Bo długo to trwa zanim jest lepiej.
-Bo społeczna wiedza o tej chorobie jest żadna, a jej odbiór- bardzo negatywny.