Skocz do zawartości
Nerwica.com

ona_em

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ona_em

  1. Niestety uważam, że homoseksualizm nie jest do końca normalny.... i może to być powód do wstydu dla rodziny.... ale i tak kocham brata i nie odwrócę się od Niego.
  2. Mój partner chyba nie potrafił mi niestety tak przedstawić swojej przeszłości... a może nie chciał....
  3. Witam. Mój problem to homoseksualizm brata i nieumiejętność radzenia sobie z tym rodziców. Nie wiem jak mogę im pomóc. Najbardziej martwię się o mamę, ponieważ jest słaba psychicznie i boję się, że coś sobie zrobi :< Proszę tatę, żeby ją wspierał i jej pilnował, ale wiadomo, że nie da się nikogo upilnować... Dla rodziców homoseksualizm brata to wstyd. Wstyd przed rodziną, przed obcymi ludźmi, przed całym światem.... Najgorsze jest to, że brat wie o tym, że rodzice się o niego martwią, nie radzą sobie z tym wszystkim, odchodzą od zmysłów, a on jeszcze im dokłada, pokazując filmy które opowiadają o chłopcu, który nie radził sobie ze swoją orientacją, był odrzucony przez społeczeństwo i w konsekwencji popełnił samobójstwo... Rodzice boją się cokolwiek zrobić, czy powiedzieć, żeby brat sobie czegoś nie zrobił... Ciągle tylko mówi, że oni go nie rozumieją, że ich nienawidzi, a oni po prostu chcą żeby on był "normalny". Ja też nie akceptuję tego, że jest gejem, ale potrafię z tym żyć. Dlaczego tylko on tak się z tym obnosi w domu?? Mam wrażenie, że sprawia mu to przyjemność jak my się tak martwimy, a mama mało co nie zwariuje... :< nie wiem jak pomóc rodzicom sobie z tym poradzić, nie wiem jak rozmawiać z bratem.... proszę o pomoc
  4. Niestety też się z tym męczę... Jestem z chłopakiem 2 lata. Jest moim Pierwszym. Ja niestety jego nie.... Był z dziewczyną 2 lata, gdy go zostawiła, trochę poszalał... teraz jest ze mną. To też nie miało trwać tak długo, ale nadal jesteśmy razem, kocha mnie i zapowiada się na długi związek, o ile ja nie zwariuję, bo od jakiegoś roku nie radzę sobie z jego przeszłością i nie potrafię go kochać tak jak mogłabym i jak kochałam przez pierwszy rok.... Na początku nieświadoma konsekwencji pytałam o jego przeszłość. Odpowiadał mi i to nawet na szczegółowe pytania. Twierdzi, że nie chciał mnie okłamywać, chciał być szczery. Nie przeszkadzało mi to wszystko na początku, ale jak tylko zobaczyłam zdjęcia byłej na komputerze to wszystko się popsuło.... Zaczęłam tak drążyć temat, że już chyba przekroczyłam wszystkie granice.... Sprawdzam jego komputer, fb, tel w poszukiwaniu nie wiem czego... Nie wiem czy to strach, czy to zazdrość.. raczej to drugie, ale o co? o to że był z kimś? że sypiał z innymi? że nie jestem tą pierwszą? Myślałam, że gdy poczekam z TYM na odpowiedniego partnera, to będę z siebie dumna. G... prawda... teraz żałuję, bo psuje to nasz związek, który mógłby być na prawdę wspaniały... Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Jak przetłumaczyć sobie, że przeszłość to przeszłość, każdy ma jakąś. Każdy szuka szczęścia i miłości....
  5. ja nie cierpię przemądrzałych osób, a z jedną taką mieszkam no i nie rozmawiamy prawie wcale, tylko tyle ile jest konieczne. Z pozostałymi jest ok :) Nigdy nie wybierałam sobie współlokatorek, zawsze w ciemno. W ogóle na studia poszłam do miasta, gdzie nie znałam nikogo! Pewnie to też miało wpływ na to, że długo i trudno było mi się zaklimatyzować, właściwie to chyba nadal się nie zaklimatyzowałam. Zbieram kasę na karnet na zajęcia i jak tylko będę miała odpowiednią sumę to lecę wykupić ;D A to, że jesteś jak słup, można zmienić :> tylko trzeba uwierzyć, że się uda! no ale sama wiara nic nie zdziała oczywiście ;p
  6. Tylko, że wydaje mi się, że na uczelni, w pracy tak dużo czasu spędzasz z tymi ludźmi, że siłą rzeczy jakieś przyjaźnie powinny się nawiązać, ale faktycznie moje najlepsze kumpele to dziewczyny które poznałam na zajęciach tanecznych. Połączyła nas wspólna pasja i chyba w tym tkwi recepta na przyjaźń, wspólna pasja, wspólny język. Dzisiaj byłam na tych warsztatach o których wspominałam i jestem tak naładowana pozytywnie, że aż gęba sama się śmieje;p Jeśli człowiek robi to co lubi i wie, że robi to dobrze, wtedy czyje się panem sytuacji i to chyba właśnie daje szczęście, takie poczucie, że jest się wartościowym człowiekiem, ale bez pochwał i wsparcia otoczenia, nie jest to takie łatwe. Niestety nie jestem typem przywódcy, raczej obserwatora i myśliciela ;p Powiem Wam też, że często mam problem z tym, żeby powiedzieć komuś, że nie podoba mi się to co robi, a mi przeszkadza. Jestem mało asertywna, ale moja nowa współlokatorka na samym początku powiedziała, że nie mam się przejmować i być z nią szczera, jeśli co mi nie będzie pasowało i dzięki temu nie miałam problemu z tym, żeby jej powiedzieć co sądzę o pewnych jej zachowaniach, których nie mam zamiaru tolerować. Odebrała to b. w porządku, uszanowała moje zasady i żyjemy sobie bez stresu i niejasności. Pamiętajcie! Warto być szczerym od samego początku, niż dusić w sobie jakieś żale, aż w pewnym momencie miarka się przebierze, kłótnia murowana i będzie o wiele gorzej załagodzić sytuację. Jak to się mówi 'lepsza pierwsza złość'. Macie jakieś historyjki związane ze współlokatorami i jak sobie z nimi poradziliście?
  7. aż mi się łezka w oku zakręciła;p Najgorzej jest się przełamać... Ale macie racje. Mniej przejmowania się ludźmi, którzy na to nie zasługują. Niech myślą sobie co chcą, taka już jestem. A jeśli chodzi o mnie, to studiuję fizjoterapię. Gdyby nie samozaparcie i może bardziej to, że nie chciałam mieć lat w plecy, już dawno zrezygnowałam bym ze studiów, a przynajmniej z tej uczelni < z tych ludzi>, ale mimo wszystko czekam na koniec tego roku! Zacznie się mgr i możliwość rozpoczęcia wszystkiego od nowa, ale nie będę się na nic nastawiała jak wtedy, kiedy szłam na I rok!! Taniec moja pasja ;D Tańczyłam jakieś 4 lata współczesny. Dzięki niemu mogłam wyrażać siebie bez słów. Słyszałam i czułam, że ludziom się podobało jak tańczyłam, każdy występ była jak oczyszczenie ze złych emocji. Później się posypało... matura, dziecko instruktorki, studia.... Warsztaty w niedzielę są głównie z jazzu, ale też współczesny. Nie mogę się doczekać ;p może będą to ludzie bliżsi mojemu sercu. Jeśli chodzi o terapię, to tak się złożyło, że mieszkam z 2 studentkami psychologii. Dziewczyny na prawdę się do tego nadają, bez problemu człowiek się przed nimi otwiera. Dzisiaj sobie porozmawiałam z jedną i na prawdę ulga ogromna. Oczywiście rozmowa nie była, aż tak szczera, żeby omawiać konkrety, ale uświadomiła mi wiele ogólnych spraw. Sama chodzi do psychologa i może kiedyś się odważę. Aha i jeszcze te antydepresanty... Gdyby nie były na receptę to pewnie bym spróbowała, ale póki co wole sama sobie radzić z problemami. Jak każdy chyba, mam lepsze i gorsze dni, ale zawsze w końcu się polepsza < ostatnio było beznadziejnie, ale już widzę jakieś promyki nadziei na lepsze dni> . Na szczęście jest kilka osób, z którymi mogę porozmawiać, ale są to osoby z rodzinnego miasta. Trzeba się otworzyć na ludzi z najbliższego otoczenia. .
  8. pewnie, że myślałam o tym, ale nie wiem czy dałabym radę tak się otworzyć. tu wiem, że nikt tego nie wykorzysta, nie muszę się wstydzić, a powiedzieć to komuś prosto w oczy to chyba zbyt trudne. boję się, że psycholog by mnie wyśmiał, może nie wprost, ale na pewno bym zrobiła z igły widły... a na tańce nie mam czasu chodzić, bo mam plan zajęć rozłożony na prawie cały dzień.... ale w niedzielę wybieram się na warsztaty taneczne :D mimo, że brakuje mi czasu, postaram się od następnego miesiąca zacząć jakiś ruch, myślałam o fitnesie na uczelni, zawsze coś, a endorfinki się wydzielą
  9. Cześć, nie wiem czy komukolwiek będzie chciało się to przeczytać, ale jeśli tak i ktoś mi coś poradzi to będę wdzięczna! Łatwiej jest mi napisać o tym do obcych mi ludzi, niż porozmawiać o tym z kimś znajomym, czy rodziną. Mój problem jest bardzo rozległy… Nie mam już sił, żeby ciągnąć to dalej ;( Sama nie wiem jaka byłam kiedyś, wiem, że nie byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie, ale chyba nie było też tragedii. Nigdy nie miałam paczki znajomych...Odkąd pamiętam, zdarzało się, że budziłam się w nocy i płakałam, byłam tak spanikowana, przygnębiona, smutna, czułam ogromny żal, nawet nie wiem dlaczego! Teraz mam 21 lat i nadal mi się to zdarza. Myślę, że jest to odzwierciedlenie tego co dzieje się w moim życiu…. Studiuję dziennie w dużym mieście, jakieś 200 km od rodzinnego miasta. Szłam na studia z myślą, że teraz będzie tylko lepiej, poznam nowych ludzi, zaprzyjaźnię się z nimi, na pewno zakocham się, będę imprezowała, rozwijała swoją największą pasję jaką jest taniec….. i wiele innych oczekiwań…… Jest zupełnie odwrotnie! Ludzie są strasznie fałszywi, tylko patrzą, aż się potkniesz, żeby się z ciebie naśmiać. Wiem, że nie wszyscy tacy są, ale są to ludzie jakby nie osiągalni dla mnie….. Na pierwszym roku mieszkałam sama w pokoju, obok w pokoju mieszkała koleżanka, która miała swój świat….. Była na tym samym kierunku i uczelni co ja i dlatego starałam się wypytywać ją o wszystko, ona sama mi wiele opowiadała, dzięki niej trochę poznałam miasto i to tyle. O bardziej osobistych sprawach nie rozmawiałyśmy, często też miałyśmy sprzeczki o jakieś głupie drobiazgi . Na drugim roku zmieniłam pokój i mieszkałam z taką dziewczyną i w sąsiednim pokoju też były 2 dziewczyny. Nie dogadywałam się ze współlokatorką ze swojego pokoju. Nie kłóciłyśmy się, ale po prostu mało rozmawiałyśmy, aż w końcu nasza "rozmowa" ograniczyła się do "cześć" rano i wieczorem……...Teraz jestem na trzecim roku i mieszkam z 3 dziewczynami< mam nową współlokatorkę, a tamte są te same>, i właśnei z jedną z nich nie dogaduję się już w sumie drugi rok. Odnoszę wrażenie, że wiele rzeczy robi mi na złość i jest strasznie nie odpowiedzialna< np. prawie spaliła nam dom!>, ogólnie ma dużo znajomych, ale mnie bardzo irytuje, i w ogóle mnie wkurza, już ze wszystkim. Na uczelni jest podobnie. Nie mogę z nikim złapać lepszego kontaktu tak, żeby pogadać, iść na imprezę, na piwo, na kawę czy film……. Po prostu zaprzyjaźnić się z kimś. Jak komuś zaufam to za chwilę okazuje się, że ta osoba zupełnie nei jest tego warta. Wiem, że duszą towarzystwa nie jestem, ale chyba każdy znajduje ludzi podobnych do siebie z którymi spędza czas !? Cieszę się wyjazdami do domu, bo tam, zawsze < prawie zawsze> znajdzie się ktoś z kim można spotkać się, pogadać, pobawić. Cieszy mnie też to, że rodzice i brat za mną choć trochę tęsknią jak długo nie przyjeżdżam ALE w rodzinie jest sytuacja taka jak ze znajomymi. Rodzice są pokłóceni z babcią < długa historia, ale opowiem w skrócie. Kiedy dziadek zmarł, babcia poznała faceta, o którym nie było dobrej opinii, ale wyszła za niego, w końcu stało się tak jak przewidywali rodzice, babcia brała rozwód, dziad chciał ją zostawić z niczym, ale udało się mało wiele dobrze, była też próba samobójcza…. Główny problem w tym, że babcia mimo, że rodzice tak bardzo jej pomagali w tym czasie, nie raz do ludzi mówiła na nas okropne rzeczy, nie doceniła nigdy tego co dla niej zrobili. Rodzice przez to b. się kłócili, już prawie doszło do rozwodu…… czasami miałam wrażenie, że o to chodziło babci….> I nie pozwalali nam do Niej chodzić, ona ma teraz do nas o to pretensje…. Druga babcia tez ma do nas żal, że jej nie odwiedzamy . Ale mam na obronę to, że nie mamy z bratem takiego nawyku odwiedzania rodziny, bo nigdy nikogo nie odwiedzaliśmy z rodzicami i nikt do nas nie przyjeżdżał… Prócz pewnego okresu, kiedy z rodziną brata taty się spotykaliśmy, ale oczywiście to się skończyło. Jeszcze baaardzo dużo mogłabym napisać, ale chyba nikt by tego nie przeczytał….. Wiem, że chaos niesamowity, ale pisałam co mi przyszło na myśl. Pytajcie jeśli chcecie coś wiedzieć. Proszę poradźcie mi coś! Ps. Od razu lepiej się czuję, kiedy to z siebie wyrzuciłam!
×