Skocz do zawartości
Nerwica.com

malacath

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez malacath

  1. Po części się zgodzę. Ale ona może już z tego wyszła? Może kiedyś cierpiała na to, co my, ale udało jej się to pokonać zmianą swojego myślenia? W każdym razie gratuluję podejścia, ja od kilku lat walczę i nie potrafię się przestawić.
  2. Lęk przed wychodzeniem z domu? Właśnie chyba nie... Bo ja lubię przebywać na dworze, wychodzić do kina itd... Tylko boję się tego wszystkiego z jednego powodu - boję się, że mogłoby mi się zrobić niedobrze i mogłabym zwymiotować lub zemdleć w miejscu publicznym. To niedorzeczne, ale boję się tego jak niczego innego na świecie. I gdyby nie ta dolegliwość, najpewniej biegałabym wszędzie jak szalona... A tak? Przed wyjściem z ludźmi albo jedzeniu gdzieś przy ludziach nakręcam się, że jak zjem albo wyjdę, to jak zrobi mi się niedobrze to co to będzie - i nagle robi mi się niedobrze i zazwyczaj nie wychodzę z domu. Zaczynam teraz nowe studia, biorę niebawem ślub. Chcę z tego wyjść... Mam nadzieję, że leki i psychiatra sprawią, że minie mi to raz na zawsze. Chcę żyć!
  3. Cześć wszystkim. Niestety też choruję na emetofobię. Właściwie to do dziś nie wiedziałam dokładnie co mi jest, jednak postanowiłam przetrzepać wszystkie fora dotyczące nerwicy i depresji, aż w końcu znalazłam i odkryłam co ze mną nie tak. Zaczęło się od tego, że na początku liceum wychowawca oskarżył mnie o anoreksję (byłam wtedy szczuplejsza niż teraz, ale chora nie byłam na to nigdy). Ogólnie to bzdura, bo figurę mam po mamie i w mojej rodzinie to wszyscy bardzo szczupli są i nikt nigdy się nie odchudzał, ja też nie. Nigdy wcześniej przed tym osądem nie interesowałam się swoją figurą - wyglądem tak, bo malowałam się i stroiłam, jednak nie przyszłoby mi nigdy do głowy żeby się odchudzać. Dla mnie taki osąd był totalnym zaskoczeniem. Od tamtej pory, czyli od 5 lat, ciągle zwracałam uwagę na to jak wyglądam, czy aby nie schudłam, ważyłam się co kilka dni, sprawdzałam, czy nie widać mi kości. P iopadłam w zupełną obsesję na puncie jedzenia. Jak tylko nie miałam apetytu zmuszałam się do jedzenia, bo bałam się, że schudnę. Ech, jak jeden człowiek może zmienić całe życie na gorsze... Udałam się do endokrynologa na wszelkie badania i okazało się, że jestem zupełnie zdrowa. Tarczyca itd w normie. Przytyłam zwyczajnie z wiekiem (niewiele, bo na 165cm ważę 44kg, a mam teraz 20,5 roku) i w zasadzie od 2 lat nigdy nie słyszałam od nikogo, że wyglądam na anorektyczkę - raczej mówią po prostu, że jestem szczupła/zgrabna/drobna. Niestety, lęk pozostał. Rok temu po maturze zaczęłam się bać wychodzić z domu, jeździć pociągami, autobusami, tramwajami, być w miejscach gdzie jest dużo ludzi. Całe szczęście przed maturą poznałam wspaniałego chłopaka i obecnie mojego narzeczonego, który bardzo mnie wspiera w tym wszystkim. Rok temu zaczęłam studia i zwyczajnie po pół semestru się poddałam. Lęki stały się tak silne, że zaczęłam wychodzić nagle z wykładów, przestałam chodzić na ćwiczenia bo bałam się, że zasłabnę, że zwymiotuję i ktoś sobie pomyśli, że się odchudzam (bo jestem szczupła), a tak nie jest. Doszło do takiej paranoi, że rzuciłam studia. Kilka miesięcy mieszkałam z narzeczonym, próbowaliśmy odwieźć mnie od tych głupich myśli, ale niestety nie udało się do tej pory. Teraz mieszkamy razem na stałe, o moim problemie wie tylko On. Rodzinie się nie przyznam, bo sądzę, iż ich reakcja będzie bardzo nieodpowiednia (coś, że przesadzam itd.). Od przyszłej soboty zaczynam inne studia (tym razem zaoczne, żeby nie musieć 5 razy w tygodniu chodzić na zajęcia, bo chyba bym zwariowała - rodzice oczywiście prawie mnie zatłukli za to, że rzuciłam tamten przyszłościowy kierunek i że poszłam na zaoczne, ale w tej chwili jakoś się już z tym pogodzili). Niestety... Lęki znowu są tak silne, że nie wiem czy dam radę iść na rozpoczęcie w środę! :/ Boję się na godzinę zostać z obcymi ludźmi na dużej sali, gdzie jakby było mi niedobrze, to każdy to zauważy, a jak zwymiotuję to już z góry będę miała nieciekawie w grupie. Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że boję się spotkań z ludźmi, że mam jakąś fobię społeczną, ale doszłam do wniosku, że te wszystkie lęki związane z przebywaniem między ludźmi, jedzeniem w miejscu publicznym itd łączą się ze strachem przed wymiotami! I gdyby nie to... byłabym normalną 20letnią dziewczyną. Panicznie boję się wymiotować, szczególnie, jeśli miałby to ktoś widzieć. Najbezpieczniej czuję się przy narzeczonym i mogę jeździć z nim samochodem, bo wiem, że jak coś to się zatrzyma i zawsze zrozumie (złoty człowiek <3). I w zaciszu naszego pokoju, w jego obecności zazwyczaj nic mi nie jest. Dopiero zaczynam się bać, jak pomyślę, że muszę wyjść z domu, wtedy od razu robi mi się słabo i niedobrze i boję się, że jest mi na tyle niedobrze, że mogę zwymiotować akurat jak się oddalę z domu. I najczęściej zostaję w domu. Bardzo mnie to przytłacza... Powinnam znaleźć pracę (mam ku temu super okazję, bo koleżanka pracuje w bardzo fajnej firmie i załatwia mi tam pracę), ale boję się, że jak znajdę to mnie wyrzucą, bo co chwilę będę albo się zwalniała, bo będzie mi niedobrze, albo nie będę przychodzić w ogóle do pracy. Powiedzcie mi, da się to jakoś wyleczyć u psychiatry? Czy leki mogłyby powstrzymać te moje chore myśli? Z moim narzeczonym myślimy o tym, aby udać się do lekarza, bo zatruwa mi to życie (czuję też, że mimo miłości narzeczonego do mnie, jest smutny, że nie jestem w stanie cieszyć się życiem). W dodatku za niecałe 3 lata mamy ślub i panicznie boję się, że mogłabym zwymiotować w kościele lub na swoim weselu. O zgrozo! Tą chorobę leczy się lekarstwami (są szkodliwe?), czy psychoterapią? Nie chcę oglądać filmików z wymiotującymi ludźmi (nie, że się boję tylko mnie to odpycha...). Pomocy, pomocy, pomocy... Nie chcę sobie zmarnować życia przez jeden bezsensowny lęk!! Jestem zdrowa i nie mam powodu by wymiotować (ostatni raz było to kilka lat temu jak byłam chora na grypę żołądkową). Dodam też, że tak jak niektóre z was jem tylko świeże produkty i nie mieszam czegoś co mogłoby mi siąść na żołądku (chociaż muszę przyznać, że jestem czekoladoholiczką i czasem zjem 3 batony, czekoladę i mnóstwo słodyczy w ciągu jednego dnia I to akurat mi nie szkodzi haha bo ogólnie to ja uwielbiam dużo jeść... Ech, gdyby nie ten chory lęk przed wymiotami!). Przepraszam za tak chaotyczną wypowiedź, ale chciałam wszystko naraz z siebie wyrzucić.
×