Skocz do zawartości
Nerwica.com

awakemysoul

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia awakemysoul

  1. he he he dobra historia ; > Twoje problemy nie są mi osobiście tak dobrze znanę, bo moje sa trochę innej natury, ale chyba doskonale rozumię twój ból i frustrację..Nie wiem.. może na ciebie podziałają znakomite pocieszenia typu jesteś jeszcze młody, całe życie przed tobą. Odnajdź radość w najdrobniejszych błahostkach, znajdź sobie jakieś ciekawe hobby. Co tam jeszcze było.. takie standardowe carpe diem, zyj chwilą. Albo super przekonywująca maksyma; doceniaj to co masz, bo inni maja dużo gorzej i tu można podciagnąć zdrowie, że nie jesteś kaleką, że nie cierpisz na żadne inne dolegliwości fizyczne, albo krótkie, ale jakze skuteczne no już już..jutro będzie lepiej. I co.. już lepiej się czujesz? hehe żart.. Wszystko to co wymieniłem jest tylko jednym wielkim szyderstwem, kpiną, niezrozumieniem i krótkowzrocznością którą mogą zaoferować ci ludzie.. Otóz juto bedzie gorzej i nie ma gwaracji, że kiedykolwiek w tym życiu sie to zmieni. Ale można w tym wypatrzeć szczypte optymizmu, życie jest krótkie(no w sumie zajebiście długie..to chyba zły przykład) i jesteśmy śmiertelni a co za tym idzie wszystko się kiedyś skończy, wszystko przeminie.. Wyrzekając sie tego życia powinienes nabrać większego dystansu do wszystkiego . Bo można by rzec, że jesteś już martwy, chociaz ci się nie udało to wpewnym sensie się zabiłeś i jako trup możesz dużo więcej niż zyjący.. Jakakolwiek nieracjonalna, szalona decyzja zawsze będzie słuszna, bo nic już nie tracisz, bo na niczym ci już nie zależy, bo jestes martwy.. Skoro w każdej chwili możesz stąd odejść, jesteś gotowy opuścić to prymitywne życie.. to daję ci to taką swobodę, że możesz jeszcze zyć. Masz ciało które mozesz jeszcze doszczętnie wyeksploatować.. nie ponosisz zadnego ryzyka, bo możesz w kazdej chwili odejść.. I tu niestety pojawia sie malutki problem jeśli mozesz zrobić wszystko to nie widzisz sensu by zrobić cokolwiek.. Ale zawsze można się zmuszać..
  2. buhahahaha dobre.. co by nie było to jest twój punkt widzenia, twój świat, który wykreował taki a nie inny poglad na wszystko.. W pewien szczątkowy sposób szanuję to, ale nic na to nie poradzę, że co drugie twoje słowo jest dla mnie jakims kiepskim żartem.. A odnośnie kwesti lenistwa i ogólnego nie chcenia. Często jest tak, że nie chce mi się jak cholera wstawać do nowego dnia, iśc do pracy, wychodzić z mieszkania, , jeść , oddychać, żyć itd(mógłbym wymieniac jeszcze długo) ale mimo to nadal skrupulatnie wykonuje te wszystkie czynnosci, siła woli zmuszam sie do tego. Rozwiązaniem wszystkiego co mnie boli , irytuje jest niewątpliwie śmierć , ale póki co zamierzam żyć (czy tam wegetować..niewazne) więc jakieś lenistwo czy inne słabości nie stanowią żadnej przeszkody.. Gdybym wiedział, że leki pomoga to nawet jutro rano zapisał bym się na wizytę.. jaki problem? co niby może mnie powstrzymac? Nie mam większych problemów z rodziną, bo się w pewnym stopniu od niej odciąłem.. nic nie ma na mnie wpływu tylko ja sam..nie mam sumienia, bo nie wierze w już żadne katoliskie brednie.. Od dawna nie mam już nic do stracenia i moge zrobić ze swoim życiem dosłownie wszystko.. "Być może masz problem z samotnością,ale to w jaki sposób to wyolbrzymiasz świadczy o tym że zatraciłeś realny ogląd,wyolbrzymiasz problem a raczej depresja go wyolbrzymia" Mój problem z samotnością nie jest wynikiem depresji ani też nic nie jest przez nią wyolbrzymione.. Tak samo miałem kilkanaście lat temu.. to jest mój stały problem, który towarzyszy mi od zawsze i z upływem lat tylko tylko w nieznacznym sopniu się przobraził.. Moja domniemana depresja jest tylko następstwem tego problemu i nie ma na niego żadnego, większego wpływu. No chyba, że depresję mam od urodzenia, to wtedy mógłbym się zgodzic.. A co do leków to prawie każde mają jakieś efekty uboczne i w pewnym stopniu uzależniają.. Może teraz tego nie widzisz, ale za kilka lat może się okazać, że nie bedziesz w stanie bez nich funkcjonować.. a po ich odstawieniu może być jeszcze gorzej.. Że niby na jakiej zasadzie jakiś lek ma naprostować całe twoje życie? wszystkie twoje przemyślenia, wnioski, wspomnienia, przeżycia maja zniknąć? czy inaczej masz to wszystko interpretować? Pamiętam w psychiatryku jaki był efekt po lekach.. Nagle , niewiadomo skąd pojawiła się nadzieja.. bardzo mała, ale zawsze jakaś optymistyczna obietnica na przyszłość.. Ale było jedno ale.. nie miała ona żadnego sensu, nie wynikała z niczego.. po prostu pojawiła się z nikąd.. taka doczepiona.. stworzona przez leki.. "Tylko lekarz może stwierdzić czy masz depresje czy nie i powinieneś się do niego udać." buhaha lekarz to żaden cudotwórca, geniusz czy guru. nie zgłębił żadnych sekretnych tajemnic ani nie posiadł całych mądrości tego swiata. Wiec w jaki sposób moze mi pomóc jesli też jest prymitywnym człowiekiem z problemami.. Wszystkie swoje rady może wysnuć jedynie ze swoich prymitywnych studiów, gdzie uczył się podrecznikowej wiedzy innych martwych, prymitywnych ludzi.. Za cholerę nie jest to dla mnie przekonywujące..
  3. "Nie bać się pójść do fachowca" już raz miałem do czynienia z takim fachowcem za przymusem rodziny i dla swiętego spokoju byłem chyba na 2 wizytach.. I co ciekawe jego głupota pogłębiła moją depresję i pojawiły się chyba nawet nowe objawy. Nieodparta, psychopatyczna chęć zabijania takich ludzi.. Nie jest powiedziane, że to co działa na wszystkich (mówię tu o lekach) podziała również na mnie.Co zauważyłem; im rzadszy kontakt z ludźmi tym jestem w lepszej formie.. Potrafię nawet czerpac, któtkotrwałą, ulotną przyjemność z jakiejś błachej czynności (chociazby z gry na konsoli).. Ale zdaje sobie sprawe, że jest to bardzo krutkotrwałe rozwiązanie(chodzi mi o izolowanie się od ludzi)..
  4. awakemysoul

    Mój przypadek..

    Dzisiaj zarejestrowałem się na tym forum. Sam nie wiem dlaczego. Nie oczekuje od nikogo pomocy, bo wiem, że nikt nie jest w stanie mi pomóc. Ale może taka anonimowa, wirtualna konwersacja pomoże choć troche zabić nadmiar wolnego czasu. Od czego by tu zacząć. Mam 23 lata i mieszkam w pewnym mieście na podkarpaciu. Moja historia jest dość przydługawa i pełna absurdu. Do końca nie jestem przekonany do tej swojej depresji, ale załużmy, że właśnie cierpię na tą chorobę. A dokładnie jak to pewien specjalista określił; podejrzenie schizofreni maniakalno-depresyjnej nieznanego typu.. buhaha głupcy! Nie wiem jakie są przyczyny depresji u innych ludzi, ale u siebie jednoznacznie moge stwierdzić , że była to samotność.Wychowywanie się w małej wsi, gdzie jedyna okazja do spotkania większej ilości ludzi była niedzielna wizyta w kościele i problem jąkania, który pojawił się w wieku 6 lat.. sprawiły, że zamknałem sie w sobie i miałem poważne problemy z przystosowaniem do życia w społeczeństwie. Wszystko zbierało się we mnie, nic nie dawało upust emocjom.. nie było z kim porozmawiac. A jeśli była taka okazja to nie było sposóbu by wydobyć z siebie odpowiednie słowa. Strach.. od początku mi towarzyszył i do teraz stanowi moja nieodłączną naturę. W każdej chwili czuje wewnętrzny niepokój. Udało się przez lata pokonać w sobie dużo słabości. Od zawsze miałem naturę wojownika i słowa "to niemożliwe" były dla mnie tylko prowokujacą zachetą..Także problemu jąkania już praktycznie nie ma, można powiedzieć, że lęku o praktycznie wszystko tez już nie ma(oprócz tego wewnętrznego, który utrzymuje się na stałym poziomie). I co więcej mając przez całe życie tylko jednego rozmówcę(swoje własne myśli) rozmyślałem bardzo często i wnikliwie nad wieloma dylematami egzystencjalnymi. Nad życiem, jego sensem, śmiercią itp. he he i od początku miałem w sobie największe marzenie, które tym samym stanowiło sens tego wszystkiego. Odnalezienie bratniej duszy, prawdziwej miłości.. moim sensem, celem tego życia miała być miłość. I jak się łatwo dymyśleć to nic dobrego mi nie przyniosło. . Walczyłem, zawsze walczyłem.. wyprowadziłem sie z domu, porzuciłem absurdalna religię , żyłem i jak na razię nadal żyje po swojemu. Pomimo wszystko próbowałem gonić za swoim marzeniem. I próba samobójcza też była walką, buntem, gruntownie przemyślanym działaniem, nie mającym na celu unicestwienie siebie tylko drogą do innego(może lepszego) świata.. Ale cóż jestem tutaj, bardziej wegetujący niż żyjący. Normalnie funkcjonuję, bo pracuję i żyję w pełni samodzielnie, ale nic nie sprawia przyjemnosci, nic nie cieszy... jedynie sen przynosi ulge, bo moja nieszczesna świadomość może sobie wtedy odpocząć..Nie moge zgodzić się na leki, bo pamiętam z wizyty w psychiatryku na jakiej zasadzie działały..(człowiek był na pół przytomny, senny, ogłupiały).. Wiem, że moim jedynym lekarstwem jest kobieta,nawet iluzja związku czy fikcyjna miłość, ale nie jest to możliwe w moim obecnym stanie. Brakiem pewności siebie, pesymizmem, desperackimi sposobami na pewno nikogo nie poznam.. A jak nie poznam to sie nie wyleczę, a jak się nie wylecze to nie poznam.. i ot co całe moje błędne koło.. I może tak na koniec.. mam w sobie dziwną nienawiść i pogardę do ludzi, do świata.. Nie chce mi się żyć a temat śmierci jak na razie jest najpopularniejszy w mojej głowie.. Nic tak nie sprawia przyjemności jak apokaliptyczne wyobrażenia świata i koniec naszego życia, śmiertelność ktora napawa mnie ogromnym optymizmem..Ale jak na razię będe żył, na pewno przez najbliże kilkanaście lat, nie ma się do czego śpieszyć.. hmn jakby to powiedzieć ostatnia wizyta po drugiej stronie nie zostawiła przyjemnych wspomnień..
×