Czesc , jestem tu nowa ale "choroba" o ktorej piszecie nie jest wcale dla mnie taka obca, cierpie na nia od 1,5 roku. Poczatki byly ciezkie, pozniej opanowalam ja sama. Balam sie wychodzic sama z domu, z czasem minelo. Powtarzalam sobie ze to tylko wytwor mojej wyobrazni, ze nie zemdleje, przeciez jestem zdrowa, nic mnie nie boli a zmiany jakie sie u mnie dzieja sa wywolane strachem i panika. Zawsze jak wychodzilam z domu sama zakladalam sluchawki na uszy i odcinalam sie od swiata, nie interesowali mnie ludzi obok, bylam ja i moje mile mysli, ktore pomagaly mi podczas jazdy autobusem itp. Jesli krecilo mi sie w glowie i czulam ze nogi sa jak z waty nie stawalam w miejscu, nie bralam oddechow, nie przyspieszalam krokow tylko szlam normalnie i powtarzalam sobie - chcesz to mdlej ale i tak idziesz dalej, padniesz to Cie podniosa, nie to podniesiesz sie sama. Z czasem nauczylam sie wszedzie chodzic sama. Choroba jakby minela. Ale na krotko - teraz znow sie zaczela a ja juz nie na nia sily z nia walczyc bo widze ze z nia nie wygram, tak czy siak znow nachodzi.