Skocz do zawartości
Nerwica.com

djmajonez

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia djmajonez

  1. chodzilo mi dokladnie o to , ze mnóstwo nerwusków zamyka sie w czterech scianach domu, bo tam sie czuja bezpiecznie. a izolacja to pozywka dla tej pi...y nerwicy.chodzilo mi o to, ze mozna te ataki paniki kontrolowac w taki sposób, ze np,ja jesli mam kołatanie serducha to wmawiam sobie ze to tylko nerwica, ze nic mi nie jest, ze za mlody jestem na jakies problemy z serduchem itp.albo jezeli mam uderzenia gorąca/zimna na przemian to w zaleznosci od tego co jest to albo sciągam sweter albo go ubieram objawy idzie zracjonalizowac i wsunac je wszystkie do szufladki z napisem nerwica.mozna je wziąć na przeczekanie. poza tym trzba miec podejscie takie: przezylem juz nie jeden atak i nic mi sie nie stalo to przezyje i nastepny i tez mi nic nie bedzie (z medycznego punktu widzenia) mi pomaga tez fakt akceptacji swojej choroby.nie tyle nastawiam sie na walke z nia (choćwalcze), co ucze sie z nia współżyć, chociaż to momentami jest niezwykle trudne.
  2. witaj. wydaje mi sie, ze unikanie miejsc publicznych to kiepska strategia walki z pania nerwica, bo oznacza ona izolacje w czterech scianach włąsnego domu. a to jest rzecz którą nasza pani sie zywi. im wiecej człowiek sie izoluje od swiata tym bardziej pogarsza sie jego stan psychiczny, a co za tym idzie pogłebia sie nerwica. rzecz w tym, ze trzeba swoim lekom wyjsc na przeciw. zamiast sie poddawac im. wiem o czym mówie, bo sam sie z cholera od dwoch lat zmagam. wiadomo, raz jest lepiej raz gorzej, ale trzeba sie nauczyć z nia funkcjonowac.ja ze swoja nerwica przez 10 miesiecy chodzilem nieleczony do pracy i wszedzie.bywalo nieraz ciezko, ale zaciskalem zeby i szedlem. wiec teraz, kiedy sie lecze to tym bardziej nie mam zamiaru sie dac zamknąć naszej pani w czterech scianach mieszkania.najwazniejsze jest to, by przestac bac sie swoich lękow. wyjsc i złapac byka za rogi. musisz uświadomic sobie, ze to co sie dzieje z twoim ciałem, to tylko i wyłacznie sprawa twojej glowy, a nie jakas powazna choroba - tzw.racjonalizacja objawów.wierz mi, ze to pomaga. wiem to po sobie.poza tym miej swiadomość, ze w miejscu publicznym zawsze jest ktos, kto moze ci pomóc lub ewentualnie wezwac pomoc. zacznij od stosunkowo niedalekich wyjsc , np do sklepu . a potem w miare sukcesów gdzies dalej. jesli masz leki - wez ze soba tzw zestaw podreczny i do ataku:)w walce z tą choroba trzeba byc twardym i konsekwentnym.pozdrawiam i powodzenia
  3. gdyby nie wiara w wyleczenie to nie wiem co by bylo. wiara dodaje nam sił do codziennego zycia, pozwala nam walczyc o kazdy pozyteczne spedzony dzień.wiara jest motorem napedowym działan.:)
  4. he he grunt to optymizm. tylko ciezko czasami o niego jak cie franczeska dopada w swoje objecia:) ale jakos staram sie byc optymista. zawsze bylem silny i ze wszystkim sam sobie radzilem. to i franczeska mi nie da rady, ja sie smieje ze mnie to mozna tylko granatem dobic:)nawet na poczatku choroby jak jeszcze nie brałem leków to zaciskałem zeby, jechalem do pracy i pracowalem choc czasami musiałem mocno sie trzymac maszyny zeby nie pasc. teraz jest o niebo lepiej jak biore dropsiki. walcze o kazdy dzień i kazdy dzien staram sie jakos wykorzystac chyba ze juz tak mnnie powali sennosc ze ciezko mi funkcjonowac (zdrowy rozsadek mi mówi np zeby wtedy nigdzie nie jechac samochodem)to wtey łozeczko i piusiu, ewentualnie przesiadka w komunikacje zbiorowa i dwie zapałki pod powieki
  5. Witam:)jako nowy forumowicz zmagający sie z ta przekletą choroba chcialbym zapytac was czy można z nią normalnie żyć, planować założenie rodziny i jakąkolwiek przyszlosc? obecnie mam 26 lat. przygoda z moją Panią Franczeską (w momentach gorszego samopoczucia jest Francą:) )zaczęła się jakies dwa lata temu . nagle zacząłem się żle czuc (dziwne drapanie w gardle, stany pseudogoraczkowe, zmęczenie i sennosc dziwne pragnienie itp.) potem doszly dalsze dolegliwosci (zaburzenia snu stany apatii itd). przeszedlem caly korowód badań lekarskich (łącznie z badaniami na onkologii - czego nikomu nie zycze)koszmar i tu zonk - okazalo sie ze jestem zdrowy jak ryba. wtedy po raz pierwszy uslyszalem ze te wszystkie dolegliwosci to moze byc nerwica lękowa. Nadmienie, iz mialem ciężką sytuacje rodzinną - dom gdzie bylo dwoch alkoholików, dlugi i permamentny stres którego myśle ze nie potrafilem w dobry sposób odreagowac, tylko tlumilem w sobie. moj lekarz internista zasugerowal spotkanie z psychiatra i psychoterapie. wydaje mi sie ze dobrz e trafilem, bo moja pani psychiatra to przemila babka, która pozwolila mi sie wygadac i zaserwowala leki (neurol 0,25 mg raz dziennie i miansec 10 mg raz dziennie)w stosunkowo niewielkich dawkach, które pozwalaja mi normalnie pracowac i jakos egzystowac. rozpocząłem równiez psychoterapie, dzieki której udaje mi sie wprowadzac stopniowo pozytywne zmiany w swoje zycie.problem w ty, ze mechanizm tlumienia w sobie emocji mam opanowany do perfekcji i zupełnie nie moge tego stanu rzeczy zmienic. wyprowadzilem sie z domu, staram sie sobie ułożyc jakos zycie prywatne i zmieniac sie na lepsze, bo doszedłem do wniosku, że najlepszym psychoterapeutą dla siebie jestem ja sam:)tylko mam taki dylemat. czy z tą choroba można myśleć o założeniu rodziny i o jakichskolwiek planach dlugoterminowych(np kredycik na mieszkanie)?na dzień dzisiejszy biore leki, jestem w stanie pracowac i jestem w dalszym ciągu pozytywnie nastawiony do życia z moją Franczeską, aczkolwiek mam w pamieci koszmar jaki przeszedlem przed lekami i swiadomość ze leki kiedys trzeba bedzie odrzucic.pogodzilem sie tez z faktem, że pewnie co jakis czas franczeska bedzie mnie nawiedzac. jakie sa wasze doświadczenia w tej materii?
×