co jest trudniejsze: urodzić się bez nóg i nie doświadczyć nigdy pełnosprawności, czy też być zdrowym i pewnego dnia popaść w kalectwo. oczywiście, że to drugie.
ja cierpiałem znacznie mniej dopóki nie uwierzyłem po raz pierwszy w życiu, że TO jest także dla mnie możliwe. wierzyłem w to tak mocno, że w mojej głowie urosło to do rangi faktu. ale tylko w mojej głowie. zderzenie z rzeczywistością boli do dzisiaj.
z teoretycznego pkt widzenia wydaje mi się, że ci, którzy faktycznie byli w jakichś związkach, poważnych, kilkuletnich itd są w innej sytuacji niż ja. upierałbym się wręcz, że w dużo lepszej. jeśli coś zdarzyło się już raz lub kilka razy, to istnieje większa szansa, że powtórzy się w przyszłości, niż gdy nie zdarzyło się nigdy. wiem, że te słowa nie zmniejszą waszych cierpień.
wykonanie tego pierwszego kroku - tak, w pewnym sensie to właśnie jest wyjście z tej sytuacji. nie mam problemu ze zrobieniem pierwszego kroku. mój problem to, że efekt tego pierwszego kroku jest zawsze taki sam: rozczarowanie, odrzucenie lub nawet upokorzenie. za którymś razem człowiek wypala się i zostaje w nim jedynie popiół zwątpienia, cynizmu i nienawiści.