Skocz do zawartości
Nerwica.com

Spylacz

Użytkownik
  • Postów

    95
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Spylacz

  1. Sorki. Nie miałem do tej pory czasu.

    Prawdę mówiąc nie ma o czym pisać. Żaden atak nie nastąpił. Wszystko załatwiłem bez żadnego problemu. Busik nie był przepełniony więc jechało się całkiem fajnie. Prawdę mówiąc miałem nadzieję , że będzie co opisywać ale nie ma o czym.

    Przede mną jeszcze wiele wyzwań wkrótce więc na pewno będę tu wracał i pisał, bo mi to chyba pomaga.

    Dziwne, że mnie dziś nic nie złapało. Ostatni atak był tak potężny, a dziś żadnych atrakcji. Lipa krótko mówiąc :)

    Nie traćcie jednak nadziei jeszcze będę spylał z różnych miejsc i wszystko to opisze.

  2. TakaSobieJednaJA joł joł. Fajnie. Tak tylko busik i tylko 40 minut lęków. Kurcze jak ja dojechałem w zimie do Monachium??? Dojechałem... i wróciłem a teraz??? Ależ sobie w głowie namieszałem. Wiem co to spowodowało ale dziś nie mogę tego z psychiki wyczyścić bo nie mam na to czasu. Dziś muszę w tych lękach pojechać. Co ciekawe po wyjściu z busa wszystko będzie ok a w drodze powrotnej też nigdy nic się nie dzieje.

    Dam radę i obiecuję zdać relację z podróży.

    Czy na tym forum można wstawiać zdjęcia ?:)

  3. Ja się już dwa razy z tego wyleczyłem. Okresy w których byłem zdrowy trwały razem 4 lata. Teraz mam nawrót choroby. Bardzo mi ona przeszkadza i utrudnia życie. Leki na okrągło nie mówiąc już o atakach w czasie podróży nawet tych krótkich. Choć jestem zły na to, że choroba wróciła, to jednak cieszę się na nią. Ostatnio byłem mniej doświadczony i lanie jakie jej sprawiłem było za słabe. Teraz tak jej dam w kość, że sobie pójdzie w kibini fini i to ona będzie miała paniczny paraliżujący lęk na samą myśl o powrocie do mnie. Oklepię ją teraz bardzo dokładnie.

  4. Paranija Łatwo Ci mówić chłopie, bo jesteś teraz w okresie panowania nad lękami. Ja taki okres miałem jeszcze dwa miesiące temu. Codziennie dojeżdżałem do pracy do tego samego miasta do którego teraz nie mogę dotrzeć. Któregoś dnia wszystko się zmieniło i teraz jakoś muszę to znowu poukładać a coś mi nie wychodzi. Do wyjazdu zostało 5 godzin a mnie dusi coś w płucach i coraz bardziej jestem wnerwiony na to wszystko.

    Dziś nie zatrzymam busa, mowy nie ma.

    Masz też rację jeśli chodzi o punkt widzenia kobiet na mnie. To fakt, że facet nie może być aż tak lękliwy aby nie wsiąść do busa. Najciekawsze jest to, że nie jestem raczej lękliwym człowiekiem. Mało tego mogę o sobie powiedzieć , że jestem odważny i nie boję się w sytuacjach w których inni mdleją ze strachu. Pech chce, że lęki dopadają mnie w sytuacjach prostych i bezpiecznych.

    Wiem, że już wkrótce wszystko się zmieni ale na dziś mam problem i to duży.

    Wieczorem opiszę swoją wycieczkę.

     

    PS Co do umiejętności kierowców mam duże zastrzeżenia. Zbyt wiele śmiertelnych wypadków ostatnio z udziałem busów się wydarzyło. Ten którym jeżdżę jest napchany po sam dach pasażerami. Tam nawet palcem w bucie nie ruszysz, więc nie mów mi, że to jest bezpieczne.

  5. Zostało mi 24 godziny. Mimo, że zwiększyłem dawkę leków nastrój się nie poprawił. Nie będzie więc jutro wcale łatwo i kto wie czy nie posłużę się kimś w załatwieniu tej sprawy. Towar musi być dostarczony.

    Co gorsze w tym mieście do którego jadę mieszka kobieta, którą chciałbym zobaczyć bo bardzo ją lubię ( znaczy się zakochany jestem he he).

    Coś nie jest tak?! Za mocno mnie to trzyma. Przeraża mnie perspektywa siedzenia w domu przez kilka kolejnych miesięcy i czekania "aż leki zaczną działać", w co akurat nie wierzę.

    Mam już trzeci taki okres w życiu. Te żniwa lękowe pojawiały się zawsze po utracie pracy. Właśnie został zlikwidowany oddział mojej firmy w której pracowałem - głównego źródła dochodu. Stąd właśnie te leki. Towar o którym piszę to mój mały sukces internetowy. Otworzyłem sobie sklep w internecie i zdobywam klientów. Zysku z tego jeszcze nie ma ale jeśli będę konsekwentny to za kilka lat parę groszy będę zarabiał na tym.

     

    Wracając do naszej dyskusji na temat uciekania. Wiolu jakieś trzy lata temu też zamknęło mnie w domu. Pierwsze wyjście było za próg okupione atakiem paniki. Drugie zaraz po ochłonięciu już na półpiętro. Po po zdobyciu półpiętra dałem dyla do domu. Wtedy mieszkałem sam a lodówka była pusta. Musiałem wyjść do sklepu. Udało się to pod wieczór. Wpadłem do małego sklepiku osiedlowego, wyczekawszy najpierw aż będzie pusty, bo przecież nie da rady wystać za kimś robiącym zakupy. Zagrałem wtedy rolę człowieka śpieszącego się bardzo na coś tam. poprosiłem o chleb i coś do chleba i jak tylko ekspedientka mnie obsłużyła zniknąłem.

    Piszesz, że 5 lat byłaś zamknięta. Jak już się zorientowałaś ja bym tego nie wytrzymał. Szukam ciągle metody, sposobu na oszukanie lęków, na oszukanie tego czegoś w sobie. Zawsze mi się to udaje. Jakieś dwa miesiące temu po wyjeździe do Monachium zaczynałem rozważać nawet lot samolotem. Niestety teraz muszę te plany odłożyć.

    Co powoduje te nasze stany. Ludzie tracą pracę, tracą bliskie osoby, zdrowie, domy i nie popadają w lęki, jakoś działają dalej. U nas po stracie jest jeszcze dodatkowa atrakcja w postaci lęków i depresji. O co tu chodzi.

     

    fiolka34 U fryzjera?! No to współczuję hi hi. Też coś na ten temat wiem. Wizyta u fryzjera, to raczej przyjemna rzecz. Wymagająca niestety siedzenia na fotelu przez jakiś czas. Kiedyś tak już zarosłem, że musiałem pójść do fryzjera. Pierwsza wizyta skończyłem się na "dzień dobry" i "do widzenia". Na drugą poszedłem po 5 piwach i jakoś dałem radę.

    Gorzej było natomiast u dentysty. Musiałem wyrwać ząbka. Poszedłem więc do swojej koleżanki z podstawówki. Dziewczyna była wtedy w ciąży. Ze mną nie ma łatwo a tym bardziej z moimi zębami. Po dwóch godzinach walki moja szkolna koleżanka powiedziała, że nie da rady. Czyli dwie godziny walki z bólem i lękami były stracone. Całe szczęście, że w tym czasie inny dentysta, tym razem facet z bicepsami już skończył przyjmować w swoim gabinecie. Przyjechał i po kolejnej godzinie wyrwał tego zęba.

    Osiem lat nie byłem u dentysty. Kiedy się pojawiłem po tej przerwie okazało się, że kolejne zęby są do wyrwania. Wtedy jednak byłem na etapie młodego boga i obyło się bez problemu.

     

    Wracając do mojego jutrzejszego wyjazdu. Dodaję sobie 4 godziny. Nie pojadę o 10:00 ale o 14:00.

    Dziś chyba znowu wezmę wędkę i pojadę w swoją dzicz aby uśpić lęki. Może je utopię w jeziorze :)

     

    Pozdrawiam Was i nadal czekam na Wasze hiciory ucieczkowe. Jakoś mi raźniej kiedy czytam o dokonaniach innych mistrzów ucieczki :great:

  6. Wiolu już zostało tylko 34. To nie ironia to potrzeba. Po to także tutaj się zarejestrowałem i piszę co myślę, bo to pomaga. Nie mam do kogo się wyżalić bo jestem samotnikiem. Internet jest jedynym dla mnie ratunkiem.

    Uda mi się a w poniedziałek po południu opiszę wam jak jechałem busem i dojechałem. Nie ma ten tego.

    Najgorsze jest to, że teraz jestem w takim ogólnym lęku. To znaczy nie tylko mam napady gdzieś tam ale cały czas się boję. Lęk jest tak silny, że boję się nawet połknąć tabletkę. Kroję ją więc na części i wciskam w siebie wmawiając, że ćwiartka tabletki mi krzywdy przecież nie zrobi. Po godzinie kolejna ćwiartka już z mniejszym lękiem i w ten sposób biorę całą potrzebną dawkę. Jakoś sobie trzeba radzić :bezradny:

     

    -- 11 wrz 2011, 00:22 --

     

    fiolka34 Nie czytaj jakby o sobie tylko napisz czego dokonałaś uciekając. Moje przypadki już znacie. Czekam na Wasze hity :)

  7. Wiolu optymizmu????!!!! Ja załamany jestem! Nie mogę nic robić nie mogę myśleć po swojemu, nie mogę nic zaplanować bo wszystko mi się rozsypuje przez te ataki teraz. Anafranil brałem chyba przez miesiąc i to był koszmar bez snu, któregoś dnia wywaliłem go do kosza. Teraz przypisał mi lekarz Citabax, też to nic nie daje ale przynajmniej śpię po nocach więc o tyle właśnie lepiej. Dziś zwiększyłem dawkę Zomirenu - jakoś muszę dojechać do hurtowni w poniedziałek tym przeklętym busem ... Jeśli mi się to nie uda, to będę pedałował 35 km w jedną stronę rowerem bo towar trzeba dostarczyć i już.

    Ja jeszcze kilka miesięcy temu byłem młodym bogiem a teraz jestem cały w lękach.

    Pojechałem dziś na szczupaki - to moje hobby (wędkarstwo), tam nie ma lęków, tam jestem sobą, szkoda, że mi za to nie płacą bo byłbym przodownikiem pracy. Coś chyba nie tak napisałem - przodownik pracy to był za komuny teraz jest człowiek robiący karierę, pracoholik.

  8. TakaSobieJednaJA Powyżej użytkownik wyjaśnił precyzyjnie ten mechanizm. Gdybym miał samochód dojechałbym nim wszędzie ale teraz nie mam samochodu i skazany jestem na powierzenie swojego bezpieczeństwa innej osobie. To jednak nie wszystko, bo ja jechałem nie na jakieś tortury ale na spotkanie z przyjaciółmi i po towar do hurtowni. Przyjaciel miał mnie zawieść potem swoim samochodem do innego kumpla i mieliśmy spędzić miło czas.

    O moim uciekaniu można napisać książkę. Dziwne, że udało mi się w marcu pojechać do Monachium i nie miałem żadnych jazd. Wtedy jednak brałem jeszcze regularnie Zomiren. Po powrocie powoli go odstawiłem i zaczęło się...

  9. Współczuję. Nagłe odstawienie tego leku jest bardzo ciężkie. Ja odstawiałem go kiedyś kilka miesięcy dzieląc tabletki na małe części. Po miesiącu brania masz na pewno objawy odstawienne, które nie są przyjemne.

    Skoro wytrzymałeś 5 dni to wielkie brawa, ale ja bym pobiegł do lekarza i poprosił o dawkę 0,25 żeby obniżyć skutki odstawienia. Objawy odstawienne tego leku pojawiają czasem jeszcze później i wtedy jest ciężko. Słuszne jest jak najszybsze odstawienie tego leku ale nie tak drastyczne. Dawka 0,5 niby nie duża ale jej brak organizm odczuwał będzie przez długi czas.

    Ja teraz zmuszony jestem zwiększyć Zomiren, bo lęki mnie chcą zabić. Jak wrócę do formy to będę powoli odstawiał.

  10. Spylacz, Sam zomiren? Na pewno Cię nie wyleczy. Byłeś u psychiatry?

    Oprócz Zomirenu łykam jeszcze Miansec i Citabax. Nic to nie daje. Kolejne nie trafione leki, wcześniej był Anafranil i Velafax czułem się po nich jak zombie, nie spałem w nocy a w dzień byłem senny.

     

    Co do uciekania to zaczynam mieć z tym problem. Nie mam dokąd już uciekać. Leki łapią mnie nawet w bezpiecznym miejscu. Ale zaraz, zaraz jest jeszcze miejsce w, którym nigdy lęków nie było... Hm to jest dzicz poza miastem nad jakimś jeziorem lub rzeką. Po południu tam skoczę żeby się uspokoić i przemyśleć strategię jak dojechać w poniedziałek do miasta do którego jechałem wczoraj. Muszę odebrać zamówiony towar bo klient czeka!

    Najgorsze jest to, że straciłem zaufanie do leków i lekarzy. Tak naprawdę nigdy mi to nie pomogło. Choroba w przeszłości wracała i odchodziła sama. Na pewno nie był to sukces lekarzy.

     

    marcja

    Ja jestem w 100% pewny, że zatrzymałbym samolot. No przynajmniej byłbym sławny :) Mam wątpliwość co do tego czy działanie na siłę przynosi pozytywne efekty. U mnie kończy się to zawsze źle.

    19_latek Chodzę do psychiatry nawet do dwóch, powinno im się odebrać uprawnienia.

    TakaSobieJednaJA Przed egzaminami nigdy nie uciekałem ale zrezygnowałem kiedyś ze studiów bo się ich balem, był to inny lęk niż dziś ale wtedy to się już zaczynało. Na pocieszenie dodam, że zatrzymanie busa nie jest jedynym moim wyczynem super bohatera. Największym moim dokonaniem była ucieczka ze szpitala kilka godzin przed operacją - arcymistrzostwo :)

     

    No ok ale coś musze z tym zrobić tylko co? Zostało mi mniej niż 48 godzin aby się wyleczyć i nie zmarnować tego co przez lata budowałem

  11. To dlaczego lekarze nie robią nam jakichś badań przed przypisaniem leku, tylko robią sobie losowanie i wciskają kit że ten akurat jest najlepszy. Potem okazuje sie, że on zadziała za kilka tygodni a ty się chłopie mecz. Po tych kilku tygodniach następuje zmiana na kolejny najlepszy lek na świecie i historia sie powtarza, w końcu choroba się męczy i wychodzi bokiem al lekarze wmawiają nam, że nas wyleczyli.

    To głupie leczenie oparte na losie nie ma chyba nic wspólnego z mądrością.

  12. Dziś zatrzymałem busa w szczerym polu bo atak lęków był tak potężny, że nie dałem rady kontynuować podróży. Musiałem wyśiąść i wrócić do domu. Problem w tym, że było to jakieś 20 km...:) Chęć ucieczki z busika w którym było dla mnie niebezpiecznie ( dla mnie bo inni jakoś czuli się dobrze) była większa i silniejsza niż racjonalne myślenie. Ja wiedziałem, że będę miał problem z powrotem do domu ale kontynuowanie podróży było gorsze od 20 km marszu. Uciekłem więc kolejny raz w życiu. Próbowałem dziś na siłę pokonać lęki i w końcu poczuć się normalnie. Niestety przegrałem. Potrzeba uciekania jest silniejsza ode mnie. Zawsze kiedy łapie mnie lęk muszę wrócić do swojego azylu lub przynajmniej zacząć podróż w jego kierunku. Wtedy wszystko przechodzi. Czy macie jakieś sposoby na pokonanie lęku i przekonanie samego siebie, że nie warto uciekać?

    Ze swoimi lękami walczyłem na różne sposoby, na siłę, na chama, delikatnie itd, żaden nie okazał się skuteczny. Co Wy robicie w takich sytuacjach?

    Tak sobie myślę co by było gdybym miał lęk w samolocie czy też kazałbym go natychmiast zatrzymać i wrócił do domu o własnych siłach? Pewnie tak by było a ja udowodniłbym światu, że człowiek potrafi latać!

  13. Citabax biorę już miesiąc czasu. Miał mi pomóc w opanowaniu lęków. Podobno działa przeciwlękowo, czego ja nie doświadczyłem bo ciągle mnie lęki łapią i życie zatruwają. Biorę 10 mg dziennie próbując zgodnie ze wskazówką lekarza brać 20 mg. Czasem mi się to udaje ale wtedy jestem zamulony i senny.

    Odnoszę takie wrażenie, że wszystkie leki przeciwdepresyjne ( brałem ich sporo przed Citabaksem) są nic nie warte. Przeważnie wprowadzają dodatkowe atrakcje do choroby w postaci efektów ubocznych. Same natomiast NIE dają spodziewanych efektów, NIE leczą choroby. Trudno to wszystko byłoby znieść osobie zdrowej a jeszcze trudniej depresantowi z lękiem.

    Mam już tego wszystkiego dość.

  14. Nawet nie wiem jak się przedstawić. Nie chcę podawać swoich danych do ogólnej wiedzy bo o mojej chorobie wie nie wiele osób i chcę aby tak zostało. Wymyśliłem sobie nick - Spylacz, który mnie charakteryzuje chyba najtrafniej.

    Z depresją, agarofobią i lękami żyję już 16 lat i nie jest mi z tym dobrze. Prawdę mówiąc mam tego dość a tym czasem choroba po dwóch latach zapomnienia przypomniała sobie o mnie i rozwala mi wszystkie plany. Czas najwyższy coś z tym zrobić.

    Pierwszy raz wychodziłem z tego przez jakieś pięć lat, za drugim razem przy wsparciu psychologów i terapii grupowej przez półtora roku. Dziś zaczyna się trzeci miesiąc od powrotu choroby i mam dokładnie dwa dni na jej pokonanie, bo w poniedziałek muszę jechać po towar a boję się jazdy :(

    To tyle tytułem zapoznania.

    Poszukam teraz odpowiednich tematów i spróbuję się w nich po odzywać.

×