Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sparkler

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Sparkler

  1. Wyszłam dzisiaj z domu, czego unikam, bo mam fobie społeczną, do tego przewlekłą depresję i borderline. W każdym razie idę bo muszę coś załatwić i mijam na ulicy ludzi, unikam ich wzroku, unikam patrzenia na nich, omijam ich szerokim łukiem, ale najgorsze dziś było to, że jedyne co miałam w głowie mijając ich, to: "chcę umrzeć, chcę umrzeć, chcę umrzeć, chcę się zabić", tylko dlatego, że się bałam. Mam dość. Jestem zmęczona. Nie leczę się. Tylko farmakologicznie, nic poza tym, ponieważ mój ostatni terapeuta okazał się ignoranckim łgarzem. Nie chcę kolejnego, mam po prostu szczerze dosyć. Wszystkiego. Mam stan podgorączkowy i wszystko mnie boli, chciałabym spać, ale nie mogę. Do tego, chciałabym, żeby mnie ktoś kochał. Żeby się mną zajął, zaopiekował, dał poczucie względnego bezpieczeństwa i szczęścia. Chciałabym po prostu, żeby był ktoś dzięki komu poczuję choć odrobinę chęci do życia i siły, żeby się choć troszkę pozbierać... ktoś kto będzie mnie rozśmieszał głupimi dowcipami i grał ze mną w idiotyczne gierki. Ale chcę za dużo, bo nie ma kogoś takiego. Kto zniósłby mnie, razem z całą moją zrytą psychiką. Po prostu nie mam już siły. Dzisiaj diabetolog przepisał mojej mamie insulinę. A ja jedyne o czym myślę w kontekście tego, to łatwa i bezbolesna śmierć, albo chociaż śpiączka. Sama siebie przrażam. Jakiś tydzień temu, przez chwilę, czułam się lepiej. Wtedy coś się stało i miałam atak histerii który wyzwolił we mnie chęć zabicia się. Powstrzymałam to wtedy, bo mnie to wręcz przeraziło, że było ok, a tu nagle chęć samobójstwa, wyglądało to jakbym mogła sobie odebrać życie nieświadomie, kiedy wcale tego nie chciałam. To było u mnie niespotykane. Że nie chciałam. A dzisiaj? Dzisiaj jest normalnie, tak jak od kilku lat przez większość czasu. Nieustannie towarzysząca mi chęć śmierci jest tym, co jest u mnie naturalne i normalne. I niezależnie od tego, jak bardzo bym chciała, żeby było inaczej, tak jak przez chwilę w zeszłym tygodniu... Nie chce być inaczej. Ani trochę. Moja codzienność, to co siedzi we mnie w środku, to mnie wykańcza. Ja się wykańczam.. i nie mam na to lekarstwa.
  2. miałam trafić do jęczarni, ale jakoś nie znalazłam, to napiszę tu, ew potem tam. wyszłam dzisiaj z domu, czego unikam, bo mam fobie społeczną, do tego przewlekłą depresję i borderline. w każdym razie idę bo muszę coś załatwić i mijam na ulicy ludzi, unikam ich wzroku, unikam patrzenia na nich, omijam ich szerokim łukiem, ale najgorsze dziś było to, że jedyne co miałam w głowie to "chcę umrzeć, chcę umrzeć, chcę umrzeć, chcę się zabić" tylko dlatego, że się bałam. mam dość. jestem zmęczona. nie leczę się, tylko farmakologicznie, nic poza tym, ponieważ mój ostatni terapeuta okazał się ignoranckim łgarzem. nie chcę kolejnego, mam po prostu szczerze dosyć. wszystkiego.
  3. od połowy listopada dopiero. wcześniej miałam inną terapeutkę, ale nie pomagała mi specjalnie.
  4. Znów zawitałam, żeby pojęczeć. Jest niby lepiej, ale mam okres i czuję się b. źle choć uważam, że nie powinnam. Mam 3 tygodniowa przerwę w terapii przez święta i nowy rok(mój psychiatra-terapeuta sobie gdzies wyjechał) dzisiaj miałam mieć sesję o 16, ale okazało się, że go znowu nie ma, więc wizyta została przełożona na następny poniedziałek a do tego czasu skończy mi się jeden antydepresant, nie ważne. i tak czuję się źle, to jak bardzo moze być gorzej? pocięłam się przedwczoraj. żałuję ze względu na kogoś dla kogo mam się "wyleczyć" ale ten ktoś się o tym pocięciu nie dowie. mam nadzieję. w każdym razie nie żałuję bo było mi źle, a oczywiście po cięciach mój mózg uwolnił w ciele neuroprzekaźniki które sprawiły, ze poczułam się lepiej. szkoda tylko, że bez cięcia nie umiem ich uwolnić(czekolada nie działa, nie mam siły na wysiłek fizyczny, z resztą bądźmy szczerzy kiedy jest nam b. źle to nic nam się nie chce). Nie panuję nad swoim złym nastrojem, ani trochę. szukam pomocy, chwytam się wszystkiego, żeby tylko poczuć się odrobinę lepiej, zamiast tego czuję się gorzej. nic nie pomaga. nie wiem czemu. znów nie wierzę, że istnieje możliwość wyleczenia się choć w małym stopniu. chyba nigdy w to nie wierzyłam. inni, ludzie którzy mnie znają wierzą, nie wiem na jakiej podstawie. Ja wiem, ze nie mam siły, ze najchętniej bym straciła przytomność i nie budziła się, ew obudziłą się zdrowa i szczęśliwa, w dobrym nastroju z poukładanym życiem. nikt nie umie mi pomóc, sama nie umiem sobie pomóc. Mam ochotę spać bez przerwy, ale im dłużej śpię tym gorzej się czuję. mimo wszystko mój organizm usiłuje ciągle zasypiać i muszę walczyć ze sobą, żeby do tego nie dopuścic. jestem zmęczona i smutna.
  5. Przyszłam pojęczeć. Więc tak. Miałam próbę smobójczą. 4 listopada miałam próbę samobójczą. Niestety udaremnił ją mój chłopak, bo zadzwonił na pogotowie, w karetce jak straciłam przytomność ratownicy ukradli mi 50 zł. Wyszłam ze szpitala na własne żądanie o godzinie 2giej w nocy. Poszłam na piechotę do domu. W sumie chciałam się zabić dla mojego chłopaka, żeby już nie miał ze mną problemu. Po owej próbie samobójczej nie chciał się ze mną spotkać, ani nic. 16 miałam urodziny, nie przyjechał, siedziałam całkiem sama. obiecał, że przyjedzie w poniedziałek. kłamał, powiedział, że nie przyjedzie bo "boi się, że stwierdzę, że to jego wina i go zabiję" pojechałam do niego oddać mu jego rzeczy. nie wziął ich. powiedział że mnie kocha, ale potrzebuje przerwy i bla bla bla. a i że on by chciał, żeby miłość to było wieczne uczucie zakochania, a tak się nie da, bo mózg się przyzwyczaja do neuroprzekaźników jakie organizm wydziela podczas zakochania. nieistotne. we wtorek powiedział, że mu "smutno i czuje sie niepotrzebny" ... ja mu powiedziałam, że nie chce byś potrzebny, bo ja go potrzebuję, a on nie chce.... wyśmiał mnie i potraktował jak śmiecia. więc powiedziałam mu, że nie zasłużył na moją miłość... poza setką obelg pod adresem moim i mojej mamy powiedział "szkoda, że się nie zabiłaś" i że żałuje każdej chwili spędzonej ze mną. do tego że niby seks był okropny(choć to on zawsze go chciał i go inicjował) i żałuje każdego razu, i w ogóle że jestem brzydka i gruba i masa innych obelg. nie odzywaliśmy się do siebie, ale stwierdziłam dziś, że ma mi oddać moje rzeczy. nie odebrał telefonu, nie odpowiadał, przysłał swojego przyjaciela który mi powiedział, że mam nie pisać i nie dzwonić, bo mój były nie chce mnie znać, ale w końcu kazałam przekazać temu przyjacielowi, że ma mi oddać moje rzeczy. powiedział "podaj mi listę rzeczy które mam oddać, jak czegoś nie będzie na liście to tego nie odzyskasz" to były 2 książki, 2 tel kom, iBook, monitor, breloczek...(przynajmniej te rzeczy które pamiętam i chcę odzyskać). a on jeszcze bezczelnie do mnie z tekstem, ze iBook i monitor miały być prezentami. (jakbym miała zliczyć ile i za ile mu zrobiłam prezentów w ciągu paru miesięcy naszego związku, już nie mówiąc o tym, że rozwalił mi samochód i musiałam za naprawę zapłacić 7,5k, to normalny człowiek by się za głowę złapał.) więc jak widać, poza byciem chamem i prostakiem (mówieniem takich rzeczy jakich żaden mężczyzna nie powinien mówić do kobiety) to jeszcze jest bezczelny. Nie wiem, musiałam się wyjęczeć. Jestem w koszmarnym stanie psychicznym, rozpoczęłam terapię (kolejną) w zeszły poniedziałek i nie wiem czy dotrwam do następnego. do tego jutro miałam jechać po skarba - małą chihuahuę, z warszawy do wrocławia, ale jestem w tak złym stanie psychicznym że nie pojadę, choć wiem, że ten mały skarb mógłby mnie podnieść na duchu, ale po prostu nie dam rady przejechać 700 km w ciągu jednego dnia, ledwo wstaję z łóżka. nie mam siły jeść, nie mam siły isć do toalety, nie mam siły się przebrać, umyć, ubrać, rozebrać. przekręcić. nie mam siły żyć. spróbowałabym się zabić znów, ale nie mam sił ani środków. chce mi się wymiotować, ale nie mam czym. ogólnie jest do dupy... szukam też jakiejś przyjaznej duszy która by mnie wyciągnęła z tego stanu, ale wątpię czy się da... w sumie tyle.. nie mam już siły jęczeć. papa. Ania. PS. do tego po tej kłótni kiedy to osoba którą kochałam zwyzywała mnie od najgorszych i powiedziała, że szkoda, że się nie zabiłam, włączył mi się stan lękowy, tak głęboki, że aż mnie paraliżuje(nie jestem w stanie wyjść z domu, jak ktoś dzwoni do drzwi to wpadam w panikę, najchętniej schowałabym się gdzieś i już nie wychodziła) i chyba nigdy nie miałam aż takiego lęku, a przez te kilka miesięcy z moim byłym miałam też terapię na której pracowałam właśnie nad fobią społeczną i tym irracjonalnym lękiem, myślałam, że choć odrobinę mi się poprawiło, ale teraz... nigdy nie bałam się aż tak.
  6. ja czasami nie jestem nawet w stanie pójść do toalety kiedy mi się chce. moje życie w zasadzie toczy się w moim łóżku. pomijam takie rzeczy jak mycie zębów, czesanie, kąpiel, bo zmuszenie się do którejś z nich jest dla mnie niewyobrażalnie trudne , mimo iż lubię być czysta i ładnie wyglądać i pachnieć. sprzątanie, zmywanie, pranie, gotowanie i inne domowe czynności to dla mnie coś niemożliwego do osiągnięcia... ostatnio za pranie zabierałam się cały tydzień... w poniedziałek zaczęłam wkładać rzeczy do pralki, ale dopiero w sobotę rano byłam w stanie nalać tam płynu do prania i do płukania i ją nastawić... moim jedynym stałym punktem dnia którego nie jestem w stanie odwlekać jest wyjście z psami na 5 min na dwór, ale zostaję do tego raczej zmuszona przez jednego z zainteresowanych. budzi mnie rano, potem męczy w południe, potem męczy po południu i jeszcze wieczorem. jest bardzo natarczywy. może jakby mnie ktoś tak męczył w sprawie innych czynności to w końcu udałoby mi się zacząć coś robić... nie wiem.
  7. bardzo, bardzo, bardzo brzydko. naprawdę, bardzo. aż nie chce się wierzyć. i to niestety się dzieje w szpitalach, że wiążą cię bez twojej zgody i szprycują lekami mimo iż wcale nie stanowisz dla nikogo zagrożenia. słowa "ogarnij się" świadczą tylko o twoim braku wrażliwości i świadomości jak głębokie może być ludzkie cierpienie i jak ciężko może być sobie z nim poradzić. szkoda, że zaczynam moją przygodę na tym 4um od odpowiedzi na tego posta, ale nie mogę tego nie zrobić. z całego serca życzę tobie, żebyś cierpiał/a tak, jak naprawdę chorzy potrzebujący ludzie z problemami, żeby wtedy traktowano cię jak śmiecia i szprycowano lekami które nie pomagają i , żeby jedyna "dobra rada" jaką usłyszysz od "życzliwych ludzi" brzmiała: "ogarnij się" tylko ktoś kto naprawdę nie ma bladego pojęcia o LUDZKIEJ emocjonalności może użyć tych dwóch beznadziejnych słów. ja nie znam gorszych wolałabym usłyszeć "pier.dol się", "Zamknij się", "i tak nikt ci nie pomoże i nikogo nie obchodzisz" te zwroty naprawdę byłyby bardziej pomocne nawet w moim najcięższym stanie choroby, niż te dwa zimnie, pozbawione jakiegokolwiek wsparcia i rozsądku słowa, które mogą tylko zaszkodzić w każdej sytuacji. nigdy nie byłam w psychiatrycznym szpitalu jako pacjentka(choć moja psychiatra mi to proponowała) ale byłam w takim szpitalu odwiedzającą dwa razy i po tych dwóch krótkich razach(wtedy jeszcze byłam mała i nawet nie do końca ograniałam co tam się dzieje) wiedziałam, że w takim miejscu stan każdego człowieka, może się tylko i wyłącznie pogorszyć. moja najlepsza przyjaciółka w ostatniej klasie liceum trafiła do psychiatryka na około miesiąc, nie miała myśli samobójczych, po prostu lekką depresję przez głupią szkołę, jak duża część młodzieży. dzięki "cudownemu" szpitalowi zaczęła mieć myśli samobójcze. pocięła się swoim rozbitym lusterkiem kosmetycznym, czego w życiu bym się po niej nie spodziewała. a kiedy powiedziała, ze chce wyjść (była tam z własnej woli i TEORETYCZNIE miała prawo wyjść kiedy chce), to przywiązali ją do łóżka i wstrzyknęli środek uspokajający. bez jej zgody. gdyby mi coś takiego zrobiono to z całą pewnością wytoczyłabym sprawę cywilną całemu oddziałowi. lekarze potrzebują pisemnej zgody na każdy zabieg, tak samo nie mają prawa szprycować pacjenta czymś na co ten się nie zgadza,,(każdy lek niesie ze sobą jakieś ryzyko.) ja musiałam podpisać zgodę nawet przy zwykłej gastroskopii, która wydawalo mi sie nie była żadnym inwazyjnym badaniem, więc naprawdę nie rozumiem, jak ci "lekarze" mogą tak traktować pacjentow(jak bezwolne zwierzątka) i nie ponosić za to żadnych konsekwencji. w głowie mi się to nie mieści bo przecież to jest prawnie uregulowane i tacy lekarze powinni natychmiast tracić prawo do wykonywania zawodu.
×