Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sassolina

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Sassolina

  1. Hej, przepraszam, że dopiero teraz odpisuje, może komuś będzie się chciało tu jeszcze zajrzeć :) W międzyczasie mieszkałam jednak w tym pustym mieszkaniu przez jakiś miesiąc, ale nie czułam się do końca dobrze. Przed świętami partner mamy się wyprowadził i jakoś tak wyszło że wróciłam do domu...Sama nie wiem, mam wrażenie że gdziekolwiek i z kimkolwiek bym nie była to jest mi źle. Leków nie biorę bo nie chcę, moja pani psychiatra mówi że jestem w stanie sama sobie z tym poradzić chodząc na psychoterapię. Od września się zawzięłam i naprawdę chodzę na terapię równo co 2 tygodnie, ale...mam wrażenie że coraz mniej mi to daje. Nie umiem sobie odpowiedzieć na bardzo ważne pytania - co lubię robić, kim chciałabym być w przyszłości itd. Mam możliwość wyjechania na jakiś czas do Londynu i byłoby to super sprawą dla mojego rozwoju (studiuję nauczanie angielskiego) ale jak pomyślę że miałabym tam gdzieś iść do pracy czy do szkoły to ogarnia mnie przerażenie :/ A dodam, że wcześniej jeździłam do babci (mieszka tam od 20 lat) do szkoły i normalnie jeździłam sama autobusami, chodziłam do szkoły językowej itd. Dorosłość mnie przeraża, nie jestem prawie w ogóle asertywna, trochę boję się nadal ludzi :/ W ciągu ostatniego pół roku nie pamiętam okresu dłuższego, w którym byłabym naprawdę szczęśliwa, strasznie mnie to dołuje. Może ktoś kiedyś był w podobnej sytuacji, miło by było usłyszeć parę słów otuchy :) Pozdrawiam
  2. Hej, mam na imię Paulina i często Was tu czytam, ale odzywałam się jak na razie tylko w 1 wątku założonym przez siebie "Obawa przed alergią i uduszeniem". Pierwsze silne objawy nerwicowe (bo jak patrzę wstecz to na pewno z dnia na dzień to nie przyszło) miałam w 2011 roku podczas zajęć na uniwersytecie (byłam na japonistyce, jednak tak bardzo się przestraszyłam wtedy że zostawiłam ją w końcu). Miałam wtedy 20 lat i naprawdę się przestraszyłam tym nagłym poczuciem duszenia i mdlenia...A dodam że było ze mną tak źle że przez prawie 1,5 roku studiów jak miałam gdziekolwiek wyjść albo byłam na mieście to nic nie jadłam bo miałam lęki że zwymiotuję. Nie było to oczywiście normalne ale jakoś funkcjonowałam. Tego feralnego dnia poleciałam do domu i zaszyłam się w łóżku, prawie nie wychodząc z niego przez 2 tygodnie...Tak bardzo się nakręciłam, że nie mogłam być nawet przez chwilę sama, doszło do tego że jeździłam z mamą do pracy (jest pielęgniarką) i leżałam u niej w szpitalu gdzieś zbunkrowana, bo tam czułam się bezpiecznie :/ Z badań, przez które się przwinęłam to m.in. gastroskopia, prześwietlenie klatki piersiowej, USG jamy brzusznej, EKG, spirometria, badania krwi na tarczycę...Oczywiście wszystko w normie. W końcu trafiłam do psychiatry, który przepisał mi Parogen i doraźnie Afobam. Początki były bardzo trudne, bałam się brać leków, ta trauma że jestem "psychiczna" itd...W międzyczasie wywalczyłam urlop zdrowotny na rok, ale na japonistykę już nie wróciłam. Powiem tak: jak leki zaczęły już działać, to było jak jakieś uzdrowienie, czułam się zdrowa, pełna energii jak nigdy (nawet przed nerwicą zawsze byłam leniwa, ospała, wiecznie śpiąca, lękliwa). Wstawałam o 6 rano i miałam entuzjazm i odwagę, poszłam pierwszy raz do pracy (wcześniej bardzo długo się bałam), nawiązałam masę kontaktów, ogólnie euforia. Pierwszy nawrót miałam chyba gdzieś po roku w wakacje, kiedy wróciłam do Warszawy i nie miałam co robić...Akurat miałam zostać sama w domu i zaprosiłam do siebie kumpla na parę dni a tu rano bach, znowu na maksa spięcie i uciekłam do dziadków (mieszka z nimi też tata). Właśnie wtedy pojawiły się też lęki przed alergią czy czymkolwiek innym, co miało mnie doprowadzić do uduszenia...Potem miałam jeszcze 2-3 nawroty, nowy lek - Faxolet, teraz jestem na 3 roku studiów. Mam 23 lata, mieszkam z mamą i bratem, a ostatnio wprowadził się do nas partner mamy, jednak ja nie akceptuję tego związku. Mam możliwość mieszkania w mieszkaniu babci, które stoi puste (babcia jest w Londynie), jednak po podjęciu decyzji o wyprowadzce pojawił się właśnie nawrót i zostałam :/ Okej w sumie nie wiem czy ten opis się komukolwiek przyda, po prostu chciałam to napisać. A teraz mój zasadniczy problem: otóż jestem w trakcie kolejnego nawrotu i od tygodnia biorę leki spowrotem (odstawiłam w lipcu). Nie jest to skonsultowane z moją panią psychiatrą (wizytę mam 23.10), byłam u innej w mojej przychodni ale generalnie mnie zjechała i wypisała leki ale potraktowała mnie jakbym chciała je wymusić :/ Widziałam się też z panią psycholog, która z grubsza radzi mi, żebym sama podejmowała za siebie decyzje. Ale ja chyba nie umiem Z tymi lekami było tak że ja sama bardzo chciałam odstawić, bo było naprawdę spoko, ale moja mama (ona jest z tych "kontrolujących", chyba sama powinna się leczyć) chodziła za mną i mówiła, że bez leków nie dam rady i że zrobię sobie krzywdę, że to wróci...Niby się tym nie przejmowałam, tłumaczyłam jej, że odstawiam stopniowo pod okiem pani doktor, ale widocznie mój mózg jednak to chłonął...Lęki zaczęły się już w sieprniu, we wrześniu było w miarę, a teraz zaczęły się studia a ja ledwo funkcjonuję, wszystko odkładam, rano potrafię 4h przeleżeć w łóżku myśląć, miałam robić prawo jazdy ale jak biorę znowu leki to chyba nie mogę jeździć i nie wiem jak rozwiązać tę sprawę i wiele innych...Nachodzą mnie takie myśli, że wszystko, co udało mi się osiągnąć przez te 3 lata, wszystkie te fajne momenty, kiedy czułam się pewna siebie i odważna, to było tylko dzięki lekom :/ Sama nie wiem co mam myśleć, może ktoś jest w stanie rzucić dobrym słowem (Przepraszam za chaotyczną wypowiedź) Paulina
  3. Hej, u mnie teraz jest w miarę spokojnie, chociaż bywa rożnie od mniej więcej 1,5 miesiąca biorę Faxolet (wcześniej Parogen - trafiony w dziesiątkę ale po roku przestał chyba działać, potem Depralin). Powiem wam że czasem mam wrażenie że tylko leki trzymają mnie na nogach ale z drugiej strony i na lekach zdarzają mi się "trzęsiawki" a czasem jestem w stanie to opanować...myślę że w przypadku nerwicy na pewno podstawa to regularna psychoterapia a u mnie niestety ciągle to nie wychodzi :/ powiem wam że mi z tą alergią minęło, racjonalizacja bardzo pomaga. Prawdopodobnie wszyscy z nas mieli kiedyś na coś uczulenie a może nawet coś nas ugryzło (ja np. przypomniałam sobie że co najmniej 2 razy użądliła mnie pszczoła i jakoś żyję ). Alergie to choroba cywilizacyjna, każdego czasem coś swędzi czy puchnie. Nie ma co przejmować się skrajnymi przypadkami bo to tylko nakręca - ile znacie osób które coś takiego dotknęło? ja w każdym razie żadnej. pozdrawiam
  4. Właśnie po raz milionowy wbijałam swoje objawy w przeglądarkę i wyskoczył mi ten temat, dopiero po chwili kapnęłam sie ze sama go zakladalam, nieźle, co? Boże czemu ja tu wcześniej nie zajrzałam?? Może to egoistycznie zabrzmi ale cieszę ze nie jestem jedyna z takimi myślami, bo już sobie wkręcałam, że jestem zupełnie dziwna...jak wam idzie walka kochani?? Może jakieś sukcesy? U mnie ostatnio znowu gorzej, szczególnie rano, kosztuje mnie masę wysiłku żeby zwlec sie z łóżka i wyjść na studia czy do pracy...na szczęście mam wsparcie rodziny i znajomych, to strasznie pomaga. Jeśli jest wam cieżko to ja podobno jestem dobrym słuchaczem, postaram sie podnieść na duchu bo i ja czuje sie lepiej jak pomagam innym :) przepraszam jeśli pisze jakieś głupoty ale nie jestem przyzwyczajona do pisania, raczej do czytania postów pozdrawiam, mam nadzieje ze ktoś sie tu jeszcze odezwie
  5. Witam Jak pewnie wiele osób od dawna czytam sobie wątki na forum ale dopiero teraz po raz pierwszy sama tu piszę. Leczę się na nerwicę od roku, właśnie jestem w trakcie męczenia się z drugim nawrotem. Z przerwami chodzę na terapię (jak tylko poczuję się lepiej to przestaję chodzić, teraz wiem jak bardzo głupie jest to posunięcie), przyjmuję też leki - przez ostatni rok byłam na parogenie (1 do 1,5 tabletki na dobę), na początku wspomagałam się afobamem (1 tabl. dziennie ale odstawiłam bo nie był mi już potrzebny, poza tym wiem że uzależnia), od drugiego ataku (w wakacje) sporadycznie biorę też zomiren. Z tego co pamiętam moje lęki zaczęły się od obawy przed uduszeniem najbardziej...Do tej pory nie znalazłam odpowiedzi czemu daję moim lękom władzę nad całą sobą, co prawda już wiem że nic mi nie grozi ale czasem mnie to nie przekonuje, jak teraz :/ strasznie boję się że nagle coś mi się stanie, a najbardziej że właśnie spuchnie mi język, gardło, krtań i będę powoli się dusić ( Dziś wzięłam po raz pierwszy nowy lek, Depralin, który miałam brać od piątku ale oczywiście wyczytałam w ulotce że może powodować duszności oraz właśnie alergię więc panicznie bałam się go wziąć...dzisiaj tak ułożyłam sobie dzień żeby cały czas była przy mnie mama (jest pielęgniarką i jakoś pewniej się przy niej czuję) bo balam się że wystąpią u mnie efekty uboczne W czasie dnia było całkiem okej, nawet się rozluźniłam choć na początku faktycznie miałam jakby taki ucisk na przeponę i wydawało mi się że ciężej trochę oddycham, ale przeszło...A teraz znowu siedzę i wymyślam że swędzi mnie jezyk i wargi i na pewno zaraz zaczną puchnąć i się uduszę...mama idzie na noc więc jadę do dziadków ale caly czas mam schizy że coś mi się stanie i karetka nie zdąży przyjechać, przez to wszystko nie mogę się na niczym skupić a w tym tygodniu mam sporo zaliczeń na studiach, a ja albo się boję albo dostaję depresji, już nie wiem jak mam sobie tłumaczyć żeby myśleć inaczej :// Przepraszam jeśli kogoś wkurzę tym moim słowotokiem ale czy ktoś miał takie lęki przed alergią?? Dodam że czasem mam tak nawet w stosunku do jedzenia, boję się że dostanę nagle alergii i zacznę się dusić chociaż oprocz lekkiego swędzenia podniebienia po zjedzeniu orzechow i słonecznika nic mi igdy nie było :/ a w wakacje mialam tak też jak myslałam że ugryzie mnie jakaś pszczoła i nosiłam przy sobie strzykawkę i adrenalinę...(tak wiem chore). No nic, w każdym razie chętnię z kimś pogadam a w każdym razie miło by było gdyby ktoś się odezwał z dovrym słowem Pozdrawiam, Paula
  6. Sassolina

    FREAKZLOT 2012 - POGAWĘDKA

    Hej mam takie pytanko...Czy można się jeszcze załapać na wyjazd na zlot ? Jestem nowa na forum ale namówił mnie mój kolega który jest już zapisany podobno. Bardzo chętnie pogadałabym z ludźmi którzy też walczą z tą przebrzydłą maszkarą
  7. Hej, nie łam się! na więzienie to ja jeszcze nie wpadłam, skąd ta myśl ? ja teraz przechodzę lekki nawrót choroby ale jak na razie się nie daję, wiem że to tylko emocje/nastrój/moja wyobraźnia...wiem że nie zawsze łatwo to sobie wytłumaczyć, wiem bardzo dobrze...ale trzeba. I nie poddawać się, tylko żyć! Podczas mojego największego kryzysu jakieś pół roku temu leżałam tylko w łóżku właściwie czekając na śmierć która według moich chorych wyobrażeń miała zaraz nadejść...coraz bardziej się tylko nakręcając, bo im więcej czasu tym więcej nieracjonalnych myśli...Teraz nie popełnię tego błędu! Staram się jak mogę odwracać uwagę, skupiać na tym co mam do zrobienia i racjonalizować! Ja najbardziej boję się śmierci ale stwierdzam powoli że całe to wyolbrzymianie i strach jest pewnie bardziej bolesne niż samo umieranie...więc nie ma co się nad sobą użalać, tylko wziąć się w garść i przeżyć życie najlepiej jak się da :) trzymaj się!
  8. Nerwica Hej dziewczyny i chłopaki, nie wiem czy dobrze trafiłam ale dostałam adres tego wątku od kolegi, który namawia mnie na wyjazd...dla wyjaśnienia: oboje cierpimy na nerwicę, oboje się leczymy (Bartek pozdrawiam jakby co ). Ja zachorowałam po raz pierwszy jakieś pół roku temu, zaraz przed sesją zimową (studiuję japonistykę jakby co). Zaczęło się na zajęciach od uczucia słabości, myślałam że zaraz zemdleje i w ogóle co za wstyd, w końcu wydukałam coś po japońsku i wyszłam, pojechałam prosto do domu. Moja mama jest pielęgniarką i ma bardzo, jakby to powiedzieć, przyziemny sposób myślenia więc oczywiście stwierdziła że przesadzam itd. a ja wiedziałam że już coś nie gra. W następnych dniach probowałam na siłę chodzić na zajęcia ale albo nie mogłam się skupic albo uciekałam. W końcu moje lęki "usadowiły się" w okolicach gardła. Co chwilę wydawało mi się że się duszę, prawie nic nie jadłam bo przecież można się zakrztusić, bałam się w ogóle ruszać z łóżka, masakra. W najgorszym punkcie jeździłam z mamą do szpitala w którym pracuje bo przecież w szpitalu to na pewno jakby co mnie odratują, no przecież to taki normalne i logiczne xD W końcu zaczęłam myśleć że umrę i że stracę nad sobą kontrolę, nie mogłam na godzinę nawet sama zostać, chciałam już iść do psychiatryka żeby nie obciążać innych i czuć się bezpiecznie. W końcu trafiłam do psychiatry (jezu ale sie wtedy bałam, jak wtedy nie umarłam to już chyba bardziej nasilonych objawów nie można mieć) i do psychoterapeutki, która skierowała mnie do swojej grupy "lękowców". Dostałam leki (dokładnie parogen i afobam), na początku brania było jeszcze gorzej, masakra, wymioty które w moim chorym mniemaniu mnie uspokajały i pomagały, uczucie że zaraz zacznę się dusić, będzie cholernie bolało i nie zdążą mnie uratować. Co tu dużo gadać, poddałam się totalnie, noce z szeroko otwartymi oczami, urlop zdrowotny na uczelni, zero życia towarzyskiego...I ten okropny ścisk w gardle i w piersi...Ale po jakimś czasie zaczęło się poprawiać, zaczęłam się otwierać na grupie, zobaczyłam że z lękami można żyć i uświadomiłam sobie że tak naprawdę boję się czegoś innego niż sama śmierć. Do końca jeszcze nie wiem czego ale wiem że odpowiedź jest gdzieś we mnie. Powoli zaczęłam wracać do "normalności", chodzić na niektóre wykłady, nawet pierwszy raz poszłam do pracy (wcześniej strasznie się bałam). Bardzo się przez ten czas dowartościowałam i myślalam że już będzie w porządku...do niedawna. Sytuacja jest taka że zostałam sama w domu, bo reszta domowników powyjeżdżała, jestem tylko z psem I jakoś zaczęłam wracać myślami do tego co było i z pewną pychą stwierdziłam że juz nawet nie pamiętam jak to było czuć to napięcie...no to moje ciało mi przypomniało ;P nie jest tragicznie, panuję jeszcze nad sobą w większości ale denerwuje mnie że znowu mam myśli że nie moge zjeść tego czy tego bo może jestem uczulona i spuchnie mi gardło (a dodam że nigdy nie miałam wypadków poważnego uczulenia na cokolwiek do jedzenia) albo ze nie mogę przełknąć bo się uduszę...jezu myślałam że to już nie wróci a tu takie coś :/ no, ogólnie chciałam się przywitać, opowiedzieć swoja historię i posłuchać Waszych :) Może coś nam to pomoże :)
×