Skocz do zawartości
Nerwica.com

protege

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia protege

  1. Dzisiaj znowu doznalam tego paskudnego uczucia w zoladku znanego prawie kazdemu "nerwicowemu". Cos na zasadzie -"cos jest nie tak". I lek. Paniczny lek, ze to wszystko powroci. Pare sekund w strachu i mysli klebiace sie "a co jezeli...". W koncu obudzilam sie z tego pieprzonego letargu i powiedzialam sobie DOSC!!! DOSC!!!! DOSC!!!! Wrocilam do domu i narazie funkcjonuje. Jest ok. Bedzie ok. Musi byc ok. To tylko umysl robi mi psikusy. Umiem nad nim zapanowac. Pozdrawiam wszystkich walczacych.
  2. Dawno mnie tu nie bylo. Widze, ze walczycie i bardzo dobrze. Ja nie mialam nawrotu od jakis 3 miesiecy. Czuje sie wspaniale. Znowu sama zostaje w domu, funkcjonuje normalnie, jestem wypoczeta i rozluzniona. Jak dlugo? Nie wiem. Staram sie o tym w ogole nie myslec. Zdazaja sie i takie dni w ktorych czuje sie troche nieswoja ale najczesciej sa to dni zaraz przed moim okresem wiec zwalam wine na hormony. I wlasnie o hormonach chcialabym tu nadmienic. Dziewczyny ja wiem ze tabletki antykoncepcyjne sa wygodne i prawie w stu procentach niezawodne, ale... Ja bralam tabletki przez 10 lat i mialam nerwice non stop z kilumiesiecznymi przerwami. W koncu moj wlasny maz zadecydowal, ze odstawimy tabletki i zobaczymy co sie stanie. I wiecie co? Po 2 miesiacach (podejzewam ze tyle zabralo organizmowi oczyszczenie sie z "toksyn") leki i nerwica minely jak reka odjal. Nie wiem czy to ma cos wspolnego z odstawieniem doustnej antykoncepcji, ale narazie widze i czuje OGROMNA roznice. Do tych dziewczym, ktore biora tabletki: Odstawcie je chocby na 2 miesiace i poczekajcie. A moze w tym u niektorych jest sek. Kto wie. Pare miesiecy temu myslalam ze nie ma dla mnie ratunku. A teraz szczesliwie wyczekuje swiat i kto wie moze powiekszy nam sie rodzina. ( na razie wstepnie rozmawiamy, nic przesadzone;)) pozdrawiam was wszystkich i zycze wielkiej wytrwalosci.
  3. annabel lee. Przeczytalam Twoj post i poczulam sie jakbym znalazla duga JA. U mnie w domu tez nie bylo kolorowo. Moj ojciec jest alkoholikiem a nalogowo pil przez pierwsze 12 lat mojego zycia. Nie musze wyjasniac, ze dziecinstwo to bylo pieklo. U mnie zaczelo sie od nerwicy zoladka. Wymioty, biegunka itd. Zawsze zylam w stresie, bo kiedy zegar pokazywal 6;00 a jego nie bylo w domu to wiedzialam, ze nie wroci trzezwy i na pewno bedzie z tego ogromna awantura. Nie moglam spac. Udawalam wyczekujac pod koldra kiedy wroci. Kiedy slyszalam klucz w drzwiach a raczej szamotanine z nimi zastygalam bezruchu i nie moglam zlapac tchu. Wyobraz sobie wiec, zyc w takiej psychozie przez 12 lat. Moj tato to najwspanialszy czlowiek na ziemi. Bardzo sie kochamy i od kad nie pije swiat jest piekny i kolorowy, ale co sie stalo to sie nie odstanie. Moja mama tez nigdy nie potrafila mnie wesprzec. "Wez sie za nauke i do roboty, a nie pierdoly ci w glowie". Pamietam,ze jak na ironie to moj tato pierwszy wyciagnal do mnie reke i zaprowadzil mnie do lekarza. Wtedy zostalam zdiagnozowana z nerwica wegetatywna i przepisano mi Xanax, ale on tylko mnie usypial i nie bylam w stanie normalnie funkcjonowac w szkole. I znowu mama " Ona to robi bo nie chce jej sie uczyc!!" W koncu lekarz zalecil terapie i ta pomogla jak reka odjal. Przez dlugie lata mialam z tym spokoj i nagle wszstko wrocilo ok 1.5 roku temu. Mam juz wlasna rodzine i jestem na swoim i nagle wielkie BUM!! Chodze na terapie, ale ta nie pomaga mi tak szybko jak tamta. Mimo tego staram sie myslec pozytywnie i to pomaga mi najbardziej. Wmawiam sobie ze to wszystko nie istnieje i moge byc szczesliwa. Zacznij myslec pozytywnie i idz na terapie to naprawde pomaga. pozdrawiam i zycie wytrwalosci.
  4. sleeping pill. jestem niesamowita szczesciara, ze trafilam na taka terapeutke. Kobieta ma "jaja";) Nie owija w bawelne i stara przedstawic mi swiat takim jakim jest. Nie jest kolorowo, ale nie jest tez az tak zle zeby zawijala sie w kokon i sparalizowana wyczekiwala nastepnego dnia. Kiedys nie prowadzilam samochodu bo sie balam ze cos mi sie stanie i zabije siebie i innych w trakcie jazdy. Teraz smigam bo wiem ze nie mam innego wyjscia. Dziecko do szkoly, na pilke nozna, na basen, na zakupy. To wszystko musi byc zrobione, bo nikt tego za mnie nie zalatwi. Moje leki i fobie sa nierealne, wrecz GLUPIE. Nie ma ich i juz. Otwieram szafe z lekkim lekiem ale nie panikuje juz i nie uciekam pod koldre. Dzisiaj jest dzisiaj, a o jutro bede sie martwic jutro. Zycze Ci szybkiego powrotu do "normalnosci". Ale co to jest normalnosc? Jak to moja terapeutka powiedziala "Twoja normalnosc jest zupelnie inna niz moja czy twojego sasiada. Gdybysmy byli tacy sami, to dopiero bysmy wariowali" pozdrawiam
  5. driver. Tak z nerwica jak najbardziej da sie zyc. Ja na nia choruje od 4go roku zycia i jak widac nadal zyje i funkcjonuje. Nigdy jednak nie przyjmowalam na nia zadnych lekow. Zawsze staralam sie walczyc do konca bez pomocy farmakologii. Jedyne co moge Ci zaproponwac to tzw. pozytywne myslenie. Kiedy czuje to znajome uczuczucie w zoladku powtarzam sobie, ze wszystko jest w porzadku, ze jestem od tego silniejsza. Moja terapeutka swietnie okreslila moje leki. Powiedziala mi tak: Wyobraz sobie,ze te leki to potwor z szafy,ktorego tak starsznie sie balals jako dziecko. Przeciez wiesz ze on nie istnieje a jednak boisz sie go panicznie, trzesac sie i placzac pod koldra. Twoje leki to taki potwor, ktorego nigdy nie widzialas a jednak smiertelnie sie go boisz. Otworz "szafe" i przekonaj sie ze nic tam nie ma. Z dnia na dzien czuje sie lepiej. Sa tez gorsze dni, kiedy budze sie nieswoja i nerwowa. Wtedy powtarzam sobie, ze wszystko bedzie ok, ze mam wspaniala rodzine, dach nad glowa, przyjaciol, ktorzy mnie wspieraja i ,ze sa na swiecie ludzie, ktorzy naprawde maja sie o co martwic i maja prawo miec depresje. To mi bardzo pomaga. Teraz jestes w tzw. czarnym dole. Widzisz wszystko w czarnych barwach i jestes nieszczesliwy, ze musisz sie z tym borykac. Powtarzasz sobie Dlaczego ja? Ale sa na swiecie ludzie smiertelnie chorzy, ktorzy nie maja juz na nic wplywu. Ty musisz sie nauczyc nie reagowac na nerwice i po prostu powiedziec jej zeby sie ODCHRZANILA i juz. Zycze Ci wytrwalosci i powodzenia.
  6. Czesc wszystkim. Po przeczytaniu kilku postow postanowilam sie zalogowac i podzielic moimi doswiadczeniami z nerwica lekowa. Na nerwice choruje od 4-tego roku zycia (!) Odkad pamietam zawsze balam sie zostawac sama, panicznie balam sie smierci, i od zawsze roznei glupoty przychodza mi do glowy i zamieniaja sie w leki. Dodam, ze nigdy nie bralam na to lekow. Staram sie walczyc samemu ale ostatnio powoli sie poddaje. Poczucie bezpieczenstwa to dla mnie rodzina. Nigdy przedtem nie mieszkalam sama. Zawsze ktos byl ze mna w domu. Teraz mieszkam w Stanach z mezem i synem. Moja rodzina jest tysiace kilometow ode mnie. Rodzina, ktora dawala mi najwiecej bezpieczenstwa. Teraz zostaje sama w domu przez caly dzien i nie moge miec na to wiekszego wplywu. Moj maz jest zolnierzem i pracuje na "nocna zmiane". Wychodzi z domy o 13.30 a wraca o 24.30. Caly dzien, i wieczor spedzam sama z naszym 5-cio letnim synem. Do tego doszlo to okropne lato w tym roku, gdzie nie mozna nawet wyjsc do zoo, czy do parku, zeby chociaz na godzine wyrwac sie z domu. Wiec siedze i mysle. A jak kazdy "nerwicowy" wie, myslenie jest dla nas zgubne. I znowu sie zaczelo. Ataki placzu, leki przed zupelnie niedorzecznymi rzeczami jak: A co jak wjade samochodem pod prad i zabije siebie i innych, albo co jezeli wezme noz i okalecze siebie i dziecko. Co jesli umre? Co stanie sie z moimi najblizszymi itd itp. To wszystko sprawia ze potrafie zwinac sie w kulke i plakac godzinami. Do tego dochodza straszne dolegliwosci zoladkowe. Potrafie nie jesc przez kilka dni. Juz nie wspominajac od klasycznych dusznosciach, omdlewaniu itd. Jutro mam druga wizyte u terapeuty. Mam nadzieje ze to pomoze. Jesli nie zaczne sie chyba wspierac lekami. Chce byc po prostu szczesliwa jak kiedys. Zycze wszystkim wytrwalosci i odwagi. Pozdrawiam
×