Skocz do zawartości
Nerwica.com

nieznosna_ciezkosc_bytu

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nieznosna_ciezkosc_bytu

  1. co to jest? uczucie beznadziejności pustka emocjonalna zaprzestanie spółkowania nadmierny apetyt uczucie nudy i wiecznego zmęczenia częste bóle głowy moje paranoje izolacja pedantyzm pod pewnymi względami łatwe popadnie w złość ekstremalne huśtawki nastroju niska samoocena czy trafiłam na dobre forum? [ Dodano: Czw Sty 25, 2007 8:02 am ] aha, no i jeszcze bezsenność i całkowity brak koncentracji. Jakbym funkcjonowała tylko w swoim świecie, bo takowy istnieje. I jeszcze nadmierny krytycyzm, często przeradzający się w chamski cynizm.
  2. dzięki za odpowiedź, mnie tymczasem trochę pociesza fakt, że może przeprowadzę się stąd po zimie. W małe, piękne, górskie miasteczko...
  3. nie wierze w zadnego boga, jestem zwolenniczka matki natury. Jednak nie o tym mowa. Chcialam sie tylko zapytac, czy przez jakas chorobe i pustke emocjonalna, moze mi sie wydawac, ze juz nie kocham?
  4. moja babcia tez ma urojenia, przy czym jej lekarz stwierdzil, ze ma nerwice ogolna, ale jakos nie chce mi sie wierzyc w tak "lagodna" diagnoze. Ona ma 84 lata, moj dziadek 80, przy czym ona wkreca sobie, ze on ma kochanke, ze ona za nimi jezdzi samochodem i wydzwania do domu. Ze mna tez nie wszystko jest w porzadku i boje sie, a nawet tak mysle, ze moze to byc dziedziczne. Ona narazie bierze leki lagodne, ale za miesiac ma kolejna wizyte. Zobaczymy, co wtedy.
  5. Piszę, pierwszy raz przed tyloma ludźmi się otwieram. I nie wiem, od czego zacząć. Moje życie się zmieniło. Za bardzo i w złą stronę. Może wszystko wzięło się od tego, że 3 lata temu poroniłam i musiałam poradzić sobie z tym sama? Miałam wtedy 18 lat, rodzice starali się, abym jak najszybciej o tym zapomniała. Uporałam się z tym. Po dwóch latach. Teraz wiem, że tak już musiało się wydarzyć. Od dwóch lat nie mieszkam już w domu, przeprowadziłam się do Wrocławia. Na początku mi się podobało, jednak teraz nie potrafię się w nim odnaleźć. Moi znajomi zerwali ze mną kontakt, nagle zostałam sama. Gdyby nie mój partner, którego nie potrafię nazwać inaczej niż przyjeciel, z którym sypiam, pewnie wróciłabym do rodziców. Teraz mam pracę, uczę się, jednak każdy dzień zatruwają mi prześladowcze myśli. Bywa i tak, że przez sen budzę się bardziej zmęczona niż przed pójściem spać. Moje sny są chore i niezwykle realne. Kiedy wstaję i patrzę na to małe mieszkanko, za które muszę płacić prawie 1000 zł miesięcznie, robi mi się niedobrze. Mieszkam razem z moim przyjacielem. Po roku, jak zwykle w moich związkach, zaczęło się psuć. Chwilowe kłótnie przerodziły się w codzienne awantury. Robię mu jazdę a potem sama się dziwię, skąd mogło mi to przyjść do głowy. Ale wystarczy jego jedno niewłaściwe (wg mnie) słowo albo spojrzenie. On też już traci do mnie cierpliwość i nasz związek kruszeje. Miałam przed nim chłopaka, tego z którym zaszłam w ciążę, on był toksycznym człowiekiem. Moi wszyscy znajomi mi to mówili, a kiedy sama to dostrzegłam, byłam uwikłana w związek po uszy. Nie mogła się z tego wyrwać. Nie mogłam mówić tego co chciałam, moje zdanie zawsze było złe, nie mogłam ubierać się po swojemu, malować, nigdzie sama wychodzić, żeby się z kimś spotkać, a broń boże dać komuś całusa w policzek na powitanie. Nawet koleżankom. Wiem, że może nie w tej skali, ale te zachowania przeszły na mnie. I teraz obrywa się mojemu przyjacielowi. Nie potrafię sobie dziś poradzić. Z reguły nie lubię ludzi, stronię od zaludnionych miejsc, dużych miast. Najchętniej przeniosłabym się na jakieś totalne odludzie. Przeze mnie też mój przyjaciel traci swoich znajomych. Nie lubią mnie. Większość z nich studiuje psychologię, jednak żaden z nich nie jest w stanie zobaczyć, że coś mi jest. Ja też nie obnoszę się z tym. Tylko on wie, co siedzi w mojej głowie, choć opowiadam mu i tak tylko o namiastkach. Mam 22 lata, nic w życiu nie osiągnęłam, nie robię tego, co lubię, straciłam motywację do życia. Nie wiem, co mam ze sobą robić. Już nawet nie potrafię rozmawiać z ludźmi. Mówię tylko wtedy, kiedy muszę odpowiedzieć na pytanie. Bardzo chętnie poszłabym do psychologa, gdyby tylko było mnie na to stać, ale nawet i tu pojawia się taka myśl, że odprawi mnie z receptą i powie, żebym się tak nie przejmowała i że wszystko będzie dobrze. A mi jest coraz ciężej. Kiedyś wybuchnę. I nie wiem, co wtedy zrobię. Jezu, jak się cieszę, że to napisałam.
  6. Nie wiem, co mam pisać. Chcialabym się przywitać z Wami. Nie czytałam jeszcze żadnych postów. Zazwyczaj siedzenie przy kompie, wpatrywanie się w ekran niezwykle mnie nudzi. Nic nie mogę robić dłużej niż 10 minut. Zaraz wbiję na jakiś inny temat i się napiszę do woli. Mówię mojemu ... hmmm... chłopakowi i zarazem przyjacielowi, co dzieje się u mnie w głowie, ale on niewiele może zdziałać. I traci do mnie cierpliwość. Pozdrawiam wszystkich zryciuchów i ... do przeczytanie, hehe.
×