Skocz do zawartości
Nerwica.com

stres

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez stres

  1. Nie jestem specjalistą, ale gdy dopada mnie strach, stres przed czymś, jakąś sytuacją to zadaję sobie pytania. Czemu boje się? Coś mi zagraża? Mam powody do obaw? Odpowiedź jest zazwyczaj taka, że moje obawy nie mają uzasadnienia, a wtedy uśmiecham się i śmieję się z samego siebie, a zarazem motywuję się i nabieram pewności siebie. To mi pomaga, ale tylko w sytuacjach tego typu, bo jak już coś konkretniejszego mnie czeka, coś od czego zależy np. moja przyszłość i to jak dalej potoczą się moje losy to ten sposób pomaga, ale tylko do momentu przejścia przez drzwi od których zależą moje losy, bo za drzwiami już często sobie nie radzę. Byłem na dwóch weselach z moją dziewczyną (byłą z resztą) i dobrze się bawiłem. Na początku lekki stresik, bo wiadomo, że nowe otoczenie i trzeba uważać żeby się jedzeniem nie poplamić. :) Po wypiciu kilku kieliszków zupełnie nie odczuwałem lęku. Nawet złapałem to co pan młody rzuca... nie krawat, a?? - nie pamiętam i musiałem tańczyć z tą co złapała welon podczas gdy wszyscy inni patrzyli. Mistrzem tańca wtedy nie byłem, ale dałem radę Idź i baw się dobrze! Przecież nic złego tam Ci nie grozi, no chyba, że dobra zabawa to zło. Korzystaj z życia, bo później będziesz żałować.
  2. stres

    Fobia społeczna!

    Lęk przed wystąpieniami i co jeszcze… Witam Zacznę od tego, że odkąd pamiętam zawsze byłem wstydliwy, nieśmiały i bałem się. We wczesnych klasach podstawówki (1-3) byłem zawsze na uboczu, nie bawiłem się z innymi dziećmi, bo wolałem siedzieć sam w klasie, albo stać pod ścianą… Pewnie na moje zachowanie mogło wpłynąć to, że mój ojciec lubił sobie wypić i czasem tak sobie pił przez miesiąc dzień w dzień i nie różnił się niczym od żula spod sklepu. Bardzo się za niego wstydziłem, chodziłem okrężnymi drogami do szkoły by go przypadkiem nie spotkać. Jak już byłem w domu czy na podwórku to normalnie się bawiłem jak inne dzieci. Na szczęście moja mama to anioł. Gdy dorosłem i ojciec znów rozpoczął maraton alkoholowy namówiłem ją byśmy się wyprowadzili i tak też zrobiliśmy. Chodząc do szkoły obawiałem się wypowiedzi ustnych, albo tego, że będę musiał podejść do tablicy. Nie mogłem znieść myśli, że inni na mnie patrzą, a ja się zbłaźnię. Zawsze bałem się tego co inni o mnie pomyślą, co powiedzą, czy będą się śmiać. Do końca liceum jakoś sobie z tym wszystkim radziłem. Maturę zdałem i byłem szczęśliwy. Poszedłem na studia i tu również sobie jakoś radziłem. Egzaminów ustnych nie było wiele i udało mi się przez to przebrnąć. Zawsze gdy miałem odpowiadać towarzyszył mi ogromny stres, który czasem paraliżował mnie na tyle, że nie potrafiłem sobie przypomnieć tego co umiałem. Już wolałbym uczestniczyć w bitwie, bo tam mógłbym działać, a nie bezczynnie siedzieć czy stać i dusić w sobie te wszystkie nerwy. Czasem czuję podniecenie przed wypowiedzią ustną, bo to będzie dla mnie wyzwanie, pobudza mnie to, czuję siłę fizyczną. Wszystko jest ok., ale im bliżej egzaminu tym bardziej się stresuję. Gdy wchodzę do gabinetu to staram się być opanowany i myślę o tym byle zacząć mówić to dalej jakoś pójdzie, bo po mówieniu przez minutę stres opada. Gorzej jeżeli na wstępie zawalę, albo profesor zacznie mi przerywać i swoją postawą jeszcze bardziej mnie stresować tak jak to miało niedawno miejsce na obronie pracy. Zawaliłem na samym wstępie, bo zaciąłem się na drugim, bądź trzecim słowie i była cisza przez jakiś czas. Nie zdołałem sobie tego przypomnieć i zacząłem dalej mówić. Po chwili profesor przerwał i mówi do mnie, że nie mówię o tym o czym powinienem (oczywiście nerwy podniosły się o 100%), a nie mówiłem o tym, bo jeszcze w swojej wypowiedzi do tego nie doszedłem. Co chwilę mi przerywał i nie dawał skończyć (na obronie mieli na każdego wyznaczoną ilość czasu i pewnie dlatego przerywał i nie mogłem powiedzieć wszystkiego tak jak się przygotowałem). We własnym odczuciu wypadłem słabo, ale na tyle dobrze, że myślałem, że 3 dostanę, bo odpowiedziałem na jedno pytanie całe, a dwa pozostałe częściowo. Na ocenę z obrony składa się średnia z 3 lat nauki, którą miałem ponad 4, ocena za pracę licencjacką, która również nie miała szans być niższa niż 4 no i ocena z odpowiedzi. Zaskoczyło mnie to, że nie zdałem. Zawsze jak miałem mieć jakiś egzamin to stresowałem się i myślałem, że nie dam rady, a tu wyjątkowo pierwszy raz byłem przekonany, że wszystko pójdzie dobrze, że nie ma szans na oblanie tego (no i się przeliczyłem). Stres mnie na obronie otępił, zapomniałem wielu ważnych rzeczy i poległem. Wstydzę się, gdyż jako jedyny z mojej grupy nie zaliczyłem, zawiodłem mamę i siebie. Czeka mnie poprawka, ale problem nie tkwi w wiedzy, a w tym żeby nie dać się pożreć przez stres, nerwy. Gdy się denerwuję nie rozumiem co się do mnie mówi, prostych rzeczy, zapominam to co utrwalałem od kilku dni i umiałem perfekt. Przy drugiej próbie jeszcze bardziej będę się bał. Najbardziej obawiam się, że stres znów mnie pokona i ośmieszy. Poradźcie co zrobić by jakoś zapanować nad nerwami. Tylko nie wysyłajcie mnie do terapeutów, bo nie mam na to pieniędzy. Często sam siebie potrafię zmotywować, ale trudniej jest przed wejściem do gabinetu – wtedy zaczyna się największa walka z sobą, którą niestety często przegrywam. (tak na marginesie to się nie zgadzam z oceną, ale cóż… widocznie nie spodobałem się). Przed wejściem powtarzałem sobie cały czas pierwsze zdanie, a i tak zaciąłem się w nim. pozdrawiam
  3. stres

    Witam Was

    Cześć, mam spory problem i dlatego też się tu znalazłem. Przejrzę forum i może stworzę temat w którym opiszę co mnie nęka. pozdrawiam
×