Witam, mam 19 lat. Od zawsze interesowaly mnie kobiety,podniecały, byłem pare razy zakochany, o jedną byłem wstanie oddać życie, i do teraz mam problemy z przegrodą nosową(po bójce o jej dobre imie.). Teraz wszystko zawaliło się jak domek z kart. Ale od początku, wszystko zaczelo się, od informacji że jeden z moich znajomych okazał się homoseksualny. I od tego czasu zaczalem mieć myśli, że może ja też?, bylo to jakoś rok temu w pazdzierniku, ale szybko przeszly. Teraz miesiac temu, był temat o nim i przypomnialem sobie to i zaczelo się na dobre. Zycie zmieniło się w koszmar. Ciągłe wkrecanie że jestem homo, i walka z tymi myslami, ciagle nakrecanie się, i tak w kółko. Im bardziej odpychalem ta myśl, tym mocniej mnie trafiala spowrotem. Ciągle szukanie potwierdzenia czy jestem, patrzenie sie na krocza, tyłki facetów i strach przed podnieceniem. Bałem się nawet sprawdzać tych mysli w necie, gdyż wmawialem sobie, że jak sprawdze, to się nim stane. przekonałem się, i dzieki Bogu dowiedzialem się że nie jestem sam z tymi myslami. Dzięki bógu, bo w ten sam dzień co pojawiły się te natrectwa, mialem myśli samobójcze, w nocy bylo cudem bym usnął, by te myśli uszły w niepamięć. Trwało to okolo 2 tyg, po czym przekonałem się, i dzieki Bogu dowiedzialem się że nie jestem sam z tymi myslami. Teraz już jest względnie lepiej. Przeczytalem, ze nie wolno tych mysli odpychać, tylko pozwolić im przepływać przez umysł. Dowiedzialem się również że z orientacją się rodzimy wiec skoro caly czas podniecaly mnie kobiety, i zakochiwalem/byłem zauroczony w nich, to wszystko wskazuje na nerwice natrectw. (Nawet nie wiecie jak mi lżej kiedy to pisze). Nie wiem czy wybrać się, do psychologa, psychiatry czy te myśli miną.
Jeszcze teraz mam kolejne natrectwa, że jeśli już się nie boje tych myśli, bo dowiedzialem się wyżej wymienionych rzeczy, to moze jednak jestem homo.
Odechciało mi się spotkań towarzyskich, nie wychodze na dwór, tylko praca i tyle, stąd kolejne natrectwa iż jestem aseksualny bo nic mnie nie cieszy.
Są takie momenty że jakby ręka odjął, mam ochote na spotkania, randki mysle że wszystko jest już ok, a tu zaraz bum, znów myśli natrętne.
Mam w domu pare leków psychotropowych jak depakine, anafranil,biotropil,seronil gdyż moja mama cierpiala również na nerwice, oraz schizofrenię i niestety ciągnie cały czas na w/w lekach. Więc myśle że to może być wina w genach.
Aha, musze dodać że od roku , zyje w ciągłym stresie. W domu jest nieciekawie, ciągle kłotnie, problemy rodziców, wydzieranie się, policja. Często miedzy kłotniami rodziców, muszę stać obok, i pilnować by komuś nie puściły nerwy.
I nie wiem, czy iść czy nie iść do specjalisty, jutro okaże się, czy zdam mature, i moze zmiana otoczenia (studia dzienne) pomogą mi, czy jednak potrzebna bedzie terapia.
edit. Ale sciana tekstu, jak ktoś to przeczyta to podziwiam :).