Kurczę… Tak czytam ten wątek i doszło do mnie, że ktoś tu wyartykułował coś, o co mam po cichu trochę żal do mojego chłopaka, a czemu nie poświęciłam tyle uwagi, żeby samej to nazwać i określić…
U mnie najgorsze jest to, że mam w pamięci poprzedniego chłopaka (1,5 roku razem, rozstaliśmy się we wrześniu ubiegłego roku), który kiedy np. płakałam w kątku pokoju, roztrzęsiona, bo nie potrafiłam zmusić się do pojechania na obowiązkowy wf na uczelni (nie chodziłam na wfy w szkole od czasów gimnazjum, zawsze byłam słabsza i mniejsza od innych dzieci i wyszło to jakoś tak, że boję się takich zajęć, nie mówiąc już o obcych ludziach), a wiedziałam, że muszę to w końcu zrobić, to jak tylko się dowiedział, przyjechał, pomógł mi spakować potrzebne rzeczy, doprowadzić się do porządku, zawiózł, wprowadził do sali, dopilnował czy wszystko ze mną ok i czekał aż skończę zajęcia. Każde moje spanikowane "nie chcę, nie mogę, nie pójdę, boję się" itd. spokojnie tłumaczył i nigdy nie czułam się dla niego ciężarem z tego powodu. I tak przez ładnych kilka tygodni, dopóki była taka potrzeba.
Niestety obecny mój partner nie ma takiego wyczucia i chyba nie bardzo do niego dociera sens tego, że pewnych rzeczy po prostu nie robię, nie umiem, nie potrafię, boję się, mam blokadę i potrzebuję pomocy w wydostaniu się z trudnej sytuacji lub jej przebrnięciu. Nie jesteśmy ze sobą długo, kilka miesięcy, ale jakiś czas temu powiedziałam mu jak to wygląda, starałam się wytłumaczyć, ale wciąż mam wrażenie, że np. próbuje na mnie wymusić podejmowanie inicjatywy w sprawach, które są mi zupełnie obce ze względu właśnie na lęki.
Nie wiem jak mu to wyjaśnić, by nie tylko nie sprawiał mi dodatkowych trudności, ale też był wsparciem, bo raczej nie jest typem, który z własnej woli oferuje jakąś pomoc, kiedy równie dobrze mogłaby daną rzecz zrobić jedna osoba (jak w tym przykładzie z wfem), a mnie też ciężko sprecyzować swoje lęki na tyle, żeby można było sobie wytworzyć jakiś schemat działania, dobry na każdą sytuację…