Skocz do zawartości
Nerwica.com

pł1

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez pł1

  1. mam identycznie, poza tym mam takiego farta, ze zawsze jak się odezwę, to ktoś z rozmówców zrobi to w tym samym momencie, oczywiście uwaga jest skierowana na tą osobę, a nie na mnie. dobrze czuję się tylko w grupie bardzo bliskich znajomych.
  2. pł1

    help !!

    dokładnie, psychoterapia lub przyjaciele, moze milosc?
  3. Mnie wstąpienie do związku pozbawilo objawów, wszystko wrocilo do normy, niestety po 3 latach, gdy sie rozpadl, depresja wrocila rzutem na tasme, totalnym ciosem
  4. Pod wieloma z tych rzeczy, co wymieniles sam mógłbym się podpisać, znam te odczucia i wiem jak są dołujące i upokarzające. Trzeba sie nauczyc pchac z butami do ludzi, bo oni wielokrotnie źle odbierają nasze zażenowanie i wstyd samego siebie - odbierają nas jako nieciekawych ludzi, nudnych, 'zajebanych' - coraz bardziej wprost proporcjonalnie do starań. Nie mam póki co dobrej recepty na podwyższenie tego poczucia wartości i pewnosci siebie, które to rzeczy są podstawą żeby rozpocząć walkę. Trzymaj się chłopaku i walcz, pamiętaj - poddawanie się sprowadza o parę leveli w dół.
  5. Też mi się tak wydaje, ze leki na dłuższą metę to złe wyjście - wolałbym wzmocnić swoją psychikę niż ciągle ją reanimować. -- 14 cze 2011, 16:37 -- Jeszcze ktoś ma jakieś rady, opinie? Byłbym wdzięczny. Przepraszam za post pod postem.
  6. Witam, nazywam się Maciek i mam 20 lat. 3 lata temu przechodziłem zaburzenia depresyjno - lękowe, przyjmowałem Asentrę. Lęki trwały ok. 3 miesięcy i ustąpiły po znalezieniu drugiej połówki. Z Olą spędziłem najlepsze 3 lata swojego życia, nigdy przedtem nie zaznałem takiej bliskości - związek oparty był w dużej mierze na przyjaźni, pozbawiony tajemnic - czułem, że mam bliską osobę, na którą zawsze mogę liczyć. Od dzieciństwa byłem osobą mało pewną siebie, o niskim poczuciu własnej wartości, słabym charakterze, natomiast podczas tego związku udawało mi się stopniowo zmniejszać powyższe mankamenty, poprawiać zdanie osobie i wiarę we własne siły, dzięki czemu udało mi się osiągnąć kilka rzeczy, które dawniej wydawały mi się nie do osiągnięcia dla mnie. W zeszłym roku Ola rozpoczęła studia, w tym celu musiała wyjeżdżać na tydzień i wracać na weekend (mieszkamy ok. 100km od miasta, w którym studiuje), co mocno ograniczyło nam czas przebywania ze sobą. Dla mnie nie stanowiło to problemu - czułem się w miarę pewny tego, że jej nie oszukam, ani że nie odmieni mi się nic, oboje traktowaliśmy to jako czas, który udowodni siłę naszego związku. Nic nie wskazywało na to, że mogłoby się to rozpaść. Niestety miesiąc temu, przekazała mi informację o tym, że musimy się rozstać. Poprzedzone było to jeszcze jednym takim wyznaniem, jednak wtedy po paru godzinach udało się załagodzić sytuację. Tym razem niestety już nie. Tłumaczyła to tym, że czuła, że to już nie to, że tak naprawdę nie zaznała jeszcze "prawdziwego życia" (imprezy w akademikach i bycie singlem, "nowe życie" na studiach) i chciała sprawdzić, jak to jest. Dla mnie był to największy wstrząs w życiu - nie mogłem uzmysłowić sobie, że tak bliska osoba, podpora i fundament większości moich działań jest w stanie mnie opuścić. Przestać być w moim życiu, być ze mną. Być może, być dla kogoś innego. Przez ostatnie lata skupiałem się na tym, by ustabilizować moje, wcześniej rozedrgane, życie wewnętrzne - osiągnąć spokój, by lepiej radzić sobie z problemami. W dużej mierze udało mi się to. Po tym traumatycznym zdarzeniu w mojej głowie zapanował chaos - zacząłem z powrotem odczuwać lęki, mieć ataki paniki, płaczu. Przez ostatni miesiąc jadłem średnio raz dziennie, małe ilości, przez ciągły ucisk w żołądku, poważne zaburzenia apetytu. Sytuacja wydawała mi się bez wyjścia, przyszłość wydaje mi się szara i za mgłą. Dobrym wyjściem wydaje mi się częstsze spotykanie się z ludźmi, jednak nie mam za dużo przyjaciół. Potrzebuję wsparcia i rozmowy, ale nie lubię się narzucać, a raczej jest mi głupio zalewać kogoś swoimi problemami. Od zawsze mam utrudnione kontakty z nowymi osobami, po części przez moje dzieciństwo, po części przez niską samoocenę i wstyd. Ci, którzy mnie znają mają wrażenie, że jestem żywiołowym, błyskotliwym i pozytywnym człowiekiem, natomiast mam problem z wywieraniem dobrego wrażenia na nowopoznanych osobach. Jestem przy nich raczej małomówny, zamknięty, często zachowuję się nie tak, jakbym chciał - mam jakąś blokadę osobowości, sprawiam błędne wrażenie o sobie. Ominęło mnie przez to fajne życie towarzyskie od podstawówki aż do wczesnego technikum. Mam straszne wahania nastroju, dręczę się myślami o niej, nie mogę się z tym pogodzić, boję się ludzi, świata, przyszłości - mimo, że nie miałem tych objajów tak silnych już od paru lat. Jak to przejść? Jak powrócić do dawnej stabilizacji i równowagi? Psychoterapia? Leki? A może jakieś rady, jak otworzyć się na ludzi? Przepraszam za tak długie "wypracowanie", starałem się jak mogłem streścić to w miarę. Pozdrawiam serdecznie.
×