Od kilku lat próbuje leczyć depresje,która najprawdopodobniej została u mnie 'wywołana' nadużywaniem (uzależnieniem) od substancji odurzających (alkohol + wszelkiego rodzaju narkotyki oprócz opiatów). Uzależnienie udało mi się zaleczyć - jak na razie jest remisja,która mam nadzieje potrwa już do końca życia. Gorzej z depresja niestety... Zażywałem już około 10 leków antydepresyjnych z wszystkich podgrup:trójpierścieniowe,czteropierścieniowe,IMAO i SSRI. Z tego co pamiętam:bioxetin,seronil,doxepin,amitryptylina,imipramina,dezipramina,effectin(wenlafaksyna),mianseryna,moclobemid,hydiphen i inne(już nie pamiętam). W sumie tylko moclobemid troszke mi pomógł,ale jego działanie poprawiające nastrój trwało zaledwie 2 miesiące.Po tym czasie koniec i znowu dołki... Zaczynam dochodzic do wniosku,że medycyna jeszcze kiepsko stoi z leczeniem depresji,jesli chodzi o farmakoterapie:( A może to moj organizm jest po prostu oporny na wszelkiego rodzaju wspomaganie farmaceutyczne (wpływ długotrwałego używania narkotyków i alkoholu?) ... Wiem,że leczenie depresji to nie tylko farmakoterapia,ale także psychoterapia plus praca własna. Tylko jak tu poradzić sobie z melancholią(zamułką,dołkiem,depresja itd.),która ciągle w mojej główce gości i poza moją kontrolą jest?
Nie poddaje się jednak i biorę się za testowanie kolejnej substancji - paroksetyna. Zobaczymy co z tego będzie...