
Phobos1
Użytkownik-
Postów
86 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Osiągnięcia Phobos1
-
Współczuję, mi w zeszłym zmarła mama - nagle na ulicy padła, do dzisiaj nie do końca wiadomo na co. Na pewno pomogło mi przejść to, że byłem na lekach już od pół roku wcześniej. Rada - przebywać z ludzmi, rodziną, znajomymi, mozna gdzieś wyjść. Byle nie siedzieć samemu w domu, bo wtedy się zwariuje. Dojście do wzglednej równowagi trochę trwało - z 2 miesiace gdzieś. Potem jeszcze były inne wydarzenia, które jakoś wybijały, gdyby ostatni rok był bez zakłoceń to myslę, że już bym wyszedł z depresji.
-
Książka o depresji Beaty Pawlikowskiej
Phobos1 odpowiedział(a) na bedzielepiej temat w Depresja i CHAD
Jakiś czas temu dostałem tą książkę w prezencie. Dzisiaj skończyłem czytać. Ogólnie to to może być poradnik na lenistwo, marazm i chwilowy dołek, ew. lekką depresję z jakimiś problemami wewnętrznymi, ale nie mającą negatywnego wpływu na codzienne funkcjonowanie. Przez pół dość grubej książki to pisanie o podświadomości, która nas kontroluje i że musimy sami przejąć kontrolę nad swoim życiem. Poza tym ciągłe porównania i metafory - podświadomość jest raz komputerem, raz bobasem za kierownicą, depresja jest jak pustynia, a ona znalazła na niej kiełek nadziei itp. Są też jakieś jej wątki z życiorysu, które można sobie złożyć w całość i ocenić całą depresję Beaty. Można wywnioskować, że ogólnie Beata radziła sobie w życiu świetnie - miała rodzinę, pracę i pieniądze, skoro pojechała walczyć z depresją do dżungli amazońskiej (taki wyjazd to łącznie z 10 tyś zł kosztuje), a całym problemem Beaty było złe postrzeganie siebie i napady doła w samotności w domu. Złe postrzeganie siebie mogło być spowodowane jakimś konfliktem między rodzicami i ich problemami, których Pawlikowska jako małe dziecko nie rozumiała i to się na niej później odbiło. I największy błąd autorki - uznanie, że wszystkie depresje są takie same i każdy przypadek jest właściwie podobny do niej. Widać to we fragmentach jak sie zwraca do czytelnika - wbija, że depresja jest na pewno spowodowana zachowaniem rodziców i innych dorosłych gdy byliśmy małymi dziećmi. Nigdy nie było np. odrzucenia przez rówieśników, jakieś wstrząsające wydarzenia, czy nawet w późniejszym życiu - jakimiś osobistymi porażkami. Czy nawet jakiś fizycznych schorzeń, które mogą też wywołać depresje. Tego pani Pawlikowskiej juz do głowy nie przyszło. W innym fragmencie uważa czytelnika za dobrego rodzica , i sumiennego chwalonego pracownika. A dlaczego musi mieć swoją rodzinę, może przecież być sam, może nie byc zdolny do założenia rodziny choćby przez depresję. Dlaczego nie może być bezrobotnym, albo mieć problem z utrzymaniem się w jakiejkolwiek pracy też przez depresje - wystarczy dostać jakiegoś doła, który się negatywnie odbije na pracy i już grozi wyrzucenie. W drugiej części książki dopiero Pawlikowska coś tam zaczyna pisać o ćwiczeniach , ale oczywiście powoli, żeby strony zapełnić ciągłym wodolejstwem o pustyni łez i podświadomości. Czyli mamy spoglądanie w lustro i mówienie "kocham cię", wychodzenie codziennie na spacery, wyliczania sobie pozytywów życia na palcach i pisania notatek w zeszycie o pozytywach dnia. Z tymi spacerami to też Beata nie wzięła pod uwagę, że niektórzy z depresja mają psy, które i tak wyprowadzają na spacer, niektórzy uprawiają sport, a jakoś z depresji nie wyszli. Te ćwiczenia nie są jakieś tam złe - jeżeli nasz problem dotyczy tylko nieprawidłowego postrzegania siebie, a poza tym nie mamy większych problemów, bo mamy swoje miejsce w życiu i sobie dobrze radzimy (czyli jak Pawlikowska). Dalej mamy też parę rozdziałów o medytacji, ale dość po macoszemu i zbyt słabo - lepiej puścić treningi Schutza i Jacobsona z jakiegoś nagrania, albo zgłosic się do kogoś kto się tym zajmuje fachowo i nas rzeczywiście nauczy. Pod koniec jeszcze po części teoriami spiskowymi o medycynie (dzisiaj się leczy słabiej niż w starożytności), żywności (sama chemia, przez którą mamy depresję) i jakieś paplanie sekciarskie jak to odrzuciła nałogi bo znalazła jakieś wielkie dobro w sobie. Aha w jednym rozdziale zahaczyła o reinkarnacje - jeżeli nie wyjdziemy z depresji teraz to moze nam się uda w następnym wcieleniu . -
U mnie się pogorszyło w ostatnich dniach. Jestem zły, nie rozumiem dlaczego. Przecież się poprawiało, zioła antynerwicowe już idą 5 tydzień. W niedziele się troche pogorszyło, nie wyspałem się, jakiś katar mnie męczył po obudzeniu, że dochodziłem godzinę do siebie. Popołudniu jakieś natręctwa silniejsze nieco były, ale jeszcze w granicach normy. Wieczorem wypiłem parę piw, rano sie obudziłem na kacu i dostałem jakiś silnych ataków natręctw. I do dzisiaj (już 3 dzień) jest wyjątkowo paskudnie, mam jakieś silne lęki (musiałem zrobić swoje rytuały, które troche mnie uspokoiły), drżenie rąk,jakieś lekkie zawroty głowy i mi serce czasem mocniej bije. Nie wiem dlaczego i tego nie rozumiem. Może mi coś jeszcze dolega, może jeszcze jakaś inna choroba, jakieś niedobory czegoś mam, może jakieś alergie ? W każdym razie jestem wściekły na tą sytuacje. Naprawdę myślałem, że wszystko idę w dobrym kierunku, a tu nagle wracam do punktu wyjścia sprzed miesiąca. Poczułem się bezradny, nie wiem co robić dalej. Jeżeli mam jakąś inną chorobę to psychiatra mnie nie wyleczy. Jeżeli tak to do jakiego lekarza iść najpierw ?
-
Chciałbym jakos tutaj sie wyzalic ale nie wiem nawet co pisac. No boje sie strasznie ze to prawda i tyle jutro chyba znowu umówie sie na kolejną wizytę. Lekarka ostrzegała ze te leki jedynie sprawią ze napięcie będzie mniej odczuwalne a do całkowitego wyleczenia będzie długa droga. Jesli ja w ogóle jestem chory bo moze ja jestem biseksualny tylko jesli tak jest to ja nigdy tego nie zaakceptuje bo za pózno to sie ujawniło. Gdyby były znaki w okresie dojrzewania wtedy bym miał czas na zaakceptowanie tego ale teraz nigdy sie z tym nie pogodze Też mi się wydaje, że leki nie wyleczą. Moje zioła też tylko zmniejszyły napięcie i poziom lęku do max średniego. Jakaś psychoterapia chyba jest potrzebna. Chociaż nie wiem na ile to da radę, dlatego tylko jeszcze nie byłem z tym u psychaitry/psychologa. Nie wiem czy dzisiaj nauka zna na tyle dobrze ludzki mózg. Poza tym z lekami za wielki biznes się zrobił kosztem efektywnego leczenia (mówię ogólnie). W każdym razie - nie jesteś żadnym gejem/bi, nawet autentyczny homoś w wątku ci napisał. To zwykła NN, która atakuje twoje fundamenty wartości. Sam pisałeś, że masz jeszcze drugie natręctwo dotyczące rozstania z twoją dziewczyną. Gdy jest to drugie to pierwsze staje się nieważne. Tak działa NN. Możesz wymyśleć zawsze nowe np. że poderżniesz gardło dziewczynie - wtedy twoje poprzednie natręctwa staną się nieważne - przecież bycie psychopatą i mordercą jest gorsze od bycia gejem/bi. Po jakimś czasie mógłbyś uznać, że to za duży kaliber, wtedy wróciłbyś do poprzednich natręctw. Tak to działa.
-
To leki nie działają ? Tak by wynikało z twoich emocji. U mnie znośnie, dzisiaj minęło 3 tygodnie odkąd biorę zioła. Powininem je częściej mieszać, dzisiaj przesypałem je z metalowego kotła do dużego słoja - potem jak zaparzyłem były wyraźnie mocniejsze. W każdym razie - w panikę raczej nie wpadam, chociaż są wahania nastroju - od całkowitego spokoju do powiedzmy średniego niepokoju. Zdarza się mieć dobry humor, ale i depresyjny czasem wciaż jest - jak czuję pustkę w życiu (zresztą przy swojej sytuacji trudno się dziwić). Trzeba narzucić sobie reżim ćwiczeń fizycznych - 2 dni ostatnie troche treningu siłowego (hantle i pompki), na rowerze niestety juz nie byłem tydzień. Piwa zaczyna mi brakować, wraz z początkiem ziołowej kuracji postanowiłem nie pić przez co najmniej 4 tygodnie. Przez ten czas wypiłem tylko 1 piwo, jak mi kumpel przyszedł z 4-pakiem, żeby już nie pił sam.
-
To się jakoś łączy często. Ciężko mi powiedzieć co było pierwsze i co powoduje. Jest jeszcze nerwica lękowa - może towarzyszy nerwicy natręctw, a może to je wytwarza ? A moze z organizmem coś nie w porządku i to źle wpływa na mózg. A jak tam twoje leki - działają ? U mnie ostatnio lepiej - w tym tygodniu poza okresem wtorek wieczór-środa do popołudnia jest całkiem dobrze - może zioła już dobrze działają, albo udało mi się wystarczająco zracjonalizować moje wszystkie ostatnie natręctwa. Realizacja programu, który napsialem idzie słabo -w te 2 tygodnie miałem 3 wypady rowerowe (zamiast 6) i 2 treningi siłowe (zamiast 6) - po części przez kiepskie dni, gdy nerwica i depresja za bardzo przeszkadzały. Mam nadzieję, ze będzie lepiej w kolejnych tygodniach.
-
Ja tak mam. Jak się budzę to te myśli nie mają żadnych zahamowań. A to napięcie jest związane zapewne z próbą pozbycia się tych myśli i byciem w stanie czuwania. Czasem jest tak, że czuję, jak ta myśl nadchodzi i się przed nią bronię, a jak jeszcze czytam w tym czasie to się irytuję, że nie mogę przeczytać i to powiększa to napięcie. Moim zdaniem najlepiej jest przestać na chwilę, dać myśli przejść i wrócić do czytania. Ja mam inaczej. Wiedząc, że męczą mnie jakieś natręctwa to nie mam ochoty budzić się i wstawać, jak się obudzę to próbuje spać dalej. Wstaje jak już nie mogę dalej spać. Po obudzeniu mam zresztą tendencje do szukania negatywnych rzeczy z poprzedniego dnia. Silne natręctwa potrafią mi się śnić i wtedy budzę się z lękiem zanim jeszcze pomyśle. Ale to rzadko.
-
Zależy tylko od natręctw. Ja się potrafię irytować grą jak mnie najdzie natręctwo (niektóre mogą dotyczyć gry). Z ksiażkami/czytaniem nie masz żadnych ?
-
Za wcześnie może stwierdzać, z postów wynika, że jeszcze wczoraj miałeś fatalny. Wcześniej też miałeś wahania nastroju. Ja też zresztą mam - w zeszłym tygodniu była rosnąca poprawa nastroju do czwartku, a potem niestety obniżka. Dzisiaj dopiero lepiej. Jak utrzymasz dobry nastrój przez dłuższy okres czasu (conajmniej z tydzień) będzie można mówić o pozytywnym działaniu leków. Jeśli chodzi o mnie - mieszanka ziołowa trochę chyba pomaga, nie mam jakiś mega ataków paniki jak przedtem, troche też jestem spokojniejszy. Na razie to 11 dzień mieszanki się kończy - czytałem, że mają być efekty po 2 tygodniach, w cieższych przypadkach po 3-4. Pójdę do psychiatry po leki jak nie będzie dobrego efektu po tym czasie. Nie wiem czy psychoterapia nie będzie potrzebna i tak i tak. Bo nie wiem czy jakiekolwiek leki czy zioła powstrzymają całkowicie NN.
-
Dlatego rzuciło ci się takie natręctwo, bo tzw orientacje traktujesz priorytetowo w swoim systemie wartości. Tak jak swój związek z dziewczyną (co raczej naturalne) - boisz się utraty swoich wartości. Nawet jakbyś rzeczywiście odkrył skłonności homo i byś się z nimi pogodził, związek by ci się rozwalił to i tak byś znalazł sobie nowe natręctwa (może nawet gorsze niż te co masz), bo tak ta nerwica działa. Nie rozumiem tylko co jest powodem i jak przeciwdziałać. Czy to jest tylko wadliwe myślenie, czy jakiś wewnętrzny niepokój rzuca się na mózg i każe tworzyć te natręctwa ? I czy niepokój spowodowany jest jakimś osłabieniem organizmu, brakiem czegoś (minerałów, witamin, hormonów w mózgu) ? A może to niepokój i wewnętrzna walka z nerwicą ten organizm osłabia. U mnie ostatnie 2 dni pogorszenie nastroju - natręctwo jedno męczy od tygodnia, a w zasadzie zaczęło się na początku marca, dzisiaj jeszcze mnie złapał depresyjny nastrój przez to, że nie mogę sobie z tym poradzić.
-
U mnie coraz lepiej - wczoraj ze 2x miałem fantastyczny nastrój. Rower wrócił z naprawy, teraz jeździ się lekko - w końcu był trening kondycyjny . Natręctwa udaje mi się racjonalizować, czuję, że lęki ustępują. Ciekawe czy to wahania nastroju, czy te zioła takie dobre - a teraz dopiero 7 dzień leci. Pogoda dobra 2 dni to może też mieć wpływ.
-
Minęło 5 dni od początku swojego programu. Zioła piję regularnie 3 dziennie - chyba zaczęły działać. Przebłyski dobrego nastroju pojawiały się 3 dnia, w połowie 4 dnia w zasadzie ustąpił depresyjny nastrój (z wyjątkiem nielicznych momentów) i pojawiła się jakaś pozytywna energia. Natręctwa tylko zostały - sa chwilę, że nich nie ma, ale wracają. Zobaczymy co będzie dalej - nie można jeszcze chwalić dnia przed zachodem Słońca - zobaczymy co będzie za 2-3 tygodnie. Z innych punktów - treningów relaksacyjnych Schultza/Jacobsona nie robię tyle ile zaplanowałem, zresztą nie wiem czy jest sens robić je tyle i w takim harmonogramie. Czasem zresztą jest problem z należytą koncentracją na tym. Treningów siłowych robiłem 2x z czego raz gdy mnie dopadły lęki (w pierwszy dzień), kondycyjnych jeszcze ani razu (może dzisiaj jakieś bieganie). Dobrze, że dałem rower do naprawy.
-
Trzeba zmienić sposób myslenia - przeszłość jest już niezmienialna, trzeba by skupic na celach w przyszłości. Jak nie ma trzeba by je znaleźć. Roztrząsając przeszłość niszczysz sobie tylko życie. Sam mam ten problem.
-
Ja wierzę w swój program, psycholog nie ucieknie w razie czego. Opieram się na założeniu, że potrzebuję pomocy jak czegoś nie potrafię sam zrobić, bądź nie jestem przekonany, że potrafię.
-
Dzisiaj nawet nienajgorzej się czuję, zmieszałem w końcu te zioła (chociaż w poniedziałek już miałem komplet). Szybko okazało się jak dużo tego jest, wyciągnąłem zwykła misję, to po wsypanieu 1 torebki już z niej zrezygnowałem i wyciągnałem z szafki jakiś gar metalowy z 50 litrów. Cała mieszanka i tak wypełniła ponad połowę tego naczynia. Od jutra zaczynam pić. Humor poprawiło, że w końcu coś zrobiłem i nawet natręctwa przeszły. Teraz trochę niepokoju jest, ale generalnie mam dobry nastrój. Sporządziłem swój plan wyjścia z NN i depresji - post2221231.html#p2221231 , który zaczynam od jutra. Zobaczymy jaki efekt przyniesie. Jak nie będzie dobrego efektu po 6 tygodniach to zapiszę się do psychologa, albo psychiatry.