Witam, mam problem z mężem, który jest wiecznie sfrustrowany i niezadowolony z życia. Zaczęło się w od momentu kiedy rzucił palenie, zupełnie nie radził sobie z nastrojami. Może trzeba to połączyć z momentem zakupu mieszkania i dosyć dużego obciążenia materialnego w postaci kredytu. Ale tak żyje większość młodych małżeństw. Kolejnym problem w naszym życiu pojawił się w postaci problemu z płodnością u mojego męża. od 5 lat staramy się o dziecko ale nic nam z tego nie wychodzi. Jeszcze na dokładkę dołożę 7 miesięczny okres bezrobocia u mojego męża i na koniec jego nową pracę która go frustruje, dołuje, nie sprawia żadnej satysfakcji i nie daje możliwości rozwoju. Takie jest patrzenie na świat mojego męża. Okres jego frustracji i stresu trwa już dwa lata. w międzyczasie ja zdążyłam popaść w depresję i robię wszystko żeby z niejj wyjść, chodzę do psychterapeuty, zaczęłam uprawiać sport, próbuję sobie radzić sama ze swoimi emocjami bo wiem że mężowi nie moge się wyżalić bo wszystko bierze do siebie. Ma żal do całego świata o wszystko i do wszystkich. I jeszcze oczekuje odemnie że będę się skupiała na jego problemach i razem z nim się użalała. Mam wrażenie że mam w domu gościa, który utracił tożsamość samca. Nie mam już siły robić za księdza a o terapii mój mąż nie chce słyszeć. Podpowiedzcie co robić, bo zależy mi na naszym małżeństwie.