Skocz do zawartości
Nerwica.com

tula

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tula

  1. Mnie też nie było stać na terapię..ale wzięłam kredyt..trudno..przecież z nerwica trudno jest robić kariere zawodową.Wiedziałam, że dopóki nie wyzdrowieję i tak nie bedę mieć pieniedzy.Mając nerwicę trzeba czasami postawić wszystko na jedną kartę , zacisnąć zęby i walczyć ze wszystkich sil. Przecież wszystko jest lepsze niz "marchewkowanie " :). A poza tym sami też możemy dużo zrobić...trzeba jak najwięcej wiedzieć o swoim wrogu ,żeby móc go pokonać.Dlatego trzeba czytać..książki, artykuły,strony internetowe.
  2. Witam wszystkich, Zaglądam tu często i czytam sporo wypowiedzi w róznych tematach. Wiem co czujecie, wiem co przeżywacie.Nerwica dopadła mnie 3 lata temu. Nagle zasłabłam w tramwaju. A potem już nigdy nie było jak dawniej. To był koszmar.Przez 2 lata dosłownie "marchewkowałam" jak ja to nazywam.Potworne zawroty głowy, hiperwentylacja, ataki serca, derealizacja, kłopoty z brzuchem.Siedziałam w domu i wariowałam. Problemem było głupie wyjście do sklepu, koszmarem dojazd na uczelnię,a niemożliwością wyjście z domu gdziekolwiek samej. Na samą myśl o wyjściu wpadałam w panikę. Moje życie zaczęło się walić. Zaległości w studiach bo przecież się nie mogłam uczyć, odsuwałam się od przyjaciół, problemy w związku. Na początku była ciągła wędrówka od lekarza do lekarza, z których każdy miał swoją teorię na temat tego co mi jest. Jeden wymyślił nawet ,że mam guza mózgu. Co przeżyłam to moje. W końcu po wielu miesiącach męczarni padła diagnoza: nerwica lękowa, z napadami lęku panicznego, fobie społeczne, hipochondria...lista była bardzo długa. Cała rodzina uruchomiła znajomości żeby szukać sposobu ratunku. Ja też już miałam dosyć takiego życia. Znalazłam polecanego psychologa, zaczęłam terapię. A przede wszystkim zaczęłam pytać szukać drążyć temat. Terapia była drogą przez mękę. Pół roku terapii behawioralnej żeby nauczyć się w ogóle panować nad sobą i swoim ciałem. Mnóstwo prób i błędów zanim znalazła się metoda która poskutkowała na mnie.Potem kolejne pół roku terapii analitycznej, wywlekania wszystkiego, rozdrapywania starych ran. 4 godziny tygodniowo na przysłowieowej kozetce, i ciągła praca w domu, w szkole, na ulicy w sklepie, przed snem...Wiele razy było gorzej, wiele razy się załamywałam, ale wiedziałam, że tak musi być zanim będzie lepiej. Dzisiaj mogę powiedzieć , że jest o wiele lepiej. Ze zaczynam być zdrowa. Terapię skończyłam, choć nadal jestem pod skrzydłami mojej Pani psycholog. Sama o wiele więcej wiem. Co się ze mną dzieje, jakie są sposoby walki z tym itd... Dlatego jak czytam niektórych to włos mi się jeży na głowie.Kochani, nerwica to nie grypa czy angina na którą jest lekarstwo.To nie jest wirus , który może dopaść dowolną osobę. Nerwica i lęki to efekt wielu miesięcy bądź lat problemów które nas dotykają, nie radzenia sobie z czymś co nas w życiu spotyka, sytuacji w której tkwimy lub która nas dotknęła.To efekt a nie przyczyna.Leki nic nie pomogą.Wskazane są tylko i wyłącznie w odosobnionych przypadkach!! One tylko zagłuszają problem, a nie likwidują go. Więc nie dziwcie się, że gdy je odstawiacie on wraca. Żeby wyleczyć nerwicę musicie wyleczyć siebie. A to długa droga , czasem bardzo długa. Jak kiedyś powiedziała moja psycholog, żeby zdeptać człowieka wystarczy sekunda, żeby go z tego podnieść potrzeba lat... Moje leczenie trwa nadal, wciąż wymaga ode mnie pracy chociaż już innej. Dzisiaj z pełnym przekonaniem mogę wam powiedzieć że z nerwicy da się wyleczyć. Ale trzeba to zrobić mądrze :) Pozdrawiam Was i życzę powodzenia :)
  3. Bywam na tym forum już od około 1,5 roku, odkąd zaczęły się moje problemy z nerwicą. Teraz jestem w trakcie leczenia i raz bywa lepiej raz gorzej...wiadomo. Ale zauważyłam że niewiele jest postów dotyczących problemów ze snem. a dla mnie to wyjątkowo uciążliwe. Już wieczorem zaczynam mieć zawroty głowy, derealizację i "gonitwę myśli",a najgorzej jest gdy mam sporo pracy i wiem że rano muszę wcześnie wstać na zajęcia. Wtedy już właściwie zaśnięcie staje się niemożliwe . Budzę sie, męczę, śnią mi się koszmary, cały czas coś mi przeszkadza. Próbowałam już wielu rzeczy, od melisek i środków uspakajających poczynając na różnych metodach oddychania kończąc. Może ktoś z was też ma takie problemy i wie już jak sobie z tym radzić??
  4. Skoro to temat jak opanować nerwicę, sprzedam wam patent jaki opracowałam razem z moim psychologiem.:) Zawsze kiedy zaczyna się atak, wyobrażam sobie swój lęk: jak wygląda i gdzie sie znajduje. A potem zamieniam go w coś smiesznego: ja np przerobiłam go na " maskotke " głoda" z reklamy danio. A potem w głowie robie mu krzywdę: kopię, depcze po odciskach, walę palką w łeb . Wyobrażam sobie jaka wtedy minę robi ten żółty stworek (pamiętacie te wyłupiaste oczy?). Niejednokrotnie kończyło się tak że wybuchalam śmiechem w zatłoczonym autobusie, ale dojeżdżałam bezawaryjnie . polecam
  5. moż ktoś z was ma jakiś pomysł. Mam nerwicę. zaczeła sie rok temu, potem sie uspokoiło, a teraz, kilka dni temu wróciło ze zdwojoną siła. A muszę wyjechać na 5 dni!! Przeraża mnie myśl że sama bede musiala leciec samolotem, bo stamtad nie bede miala jak wyjsc. Podobnie sie czuje w autobusach i tramwajach, ale wtedy mozna wysiasc. Ma ktos jakies sprawdzone metody jak zapanować nad atakami paniki w samolocie i na lotnisku???
  6. tula

    nerwica a rodzina...

    no ja wlasnie sie dowiedziałam, ze sobie" wymyslam" zeby sie wymigac od szkoly, obowiazkow w domu, pracy.ja wiem ze moj chopak nie moze sobie wyobrazi jak ja sie czuje...ale dlaczego nie moz przynajmniej przyjac do wiadomosci ze to ni moj wybor.przeciez gdy mnie poznl nie bylam taka.bylam szczeslia wa , usmiechnieta, wszedzie mnie bylo pelno, robilam tyle rzczy naraz.a przede wszystkim nigdy nie bylam od nikogo zalezna. a teraz gdy pojawila sie choroba, on ma nagle dosyc, wszystko go drazni, nie ma ochoty jechac ze mna do lekarza itp. a przeciez milosc powinna byc na dobre i na zle..a moze si myle?
  7. powiedzenie "zrob tak zeby tak nie bylo" jast proste,ale trudne do wykonania.bo przeciez w podswiadomosci te mysli gdzies siedza, ze moze cos zaniedbalam nie sprawdzilam itd. najgorsze jest to ze ja MAM motywacje i to duza,bardzo mi zalezy na studiach, ktore uwielbiam i pracy ktora jest moja pasja.zawsze to wszystko robilam dla przyjemnosci. ale "dopada" mnie wtedy kiedy wlasnie o tym w ogole nie mysle i robie cos fajnego.np wczoraj: imprezka rodzinna, wszystko super i nagle siedzac przy stole czuje ze mnie znowu odcina od rzeczywistosci, lapy mi lodowacieja i ogolnie strach. tylko wtedy problemu nie ma bo wiem ze moge isc sie na chwile polozyc ktos przy mnie posiedzi i zaraz jest ok. problem pojawia sie gdy sama wychodze z domu,jestem w autobusie tramwaju, szkole na egzaminie...i nawet powtarzanie sobie ze jestem glupia i nic mi nie jest i zaraz przejdzie, nie pomaga...
  8. a ja juz myslalam ze ze mna naprawde jest mocno nie tak. no wszystko fajnie, ale skoro wszyscy tutaj twierdza ze walcza z tym tyle lat i nie przechodzi, to malo optymistycznie...naprawde jest tak zle? do konca zycia bede biegac po lekarzach z kazdym pryszczem ktory w moich oczach urosnie do rangi raka?? przeciez tak nie da sie zyc??!!
  9. witam, jestem tu po raz pierwszy, przyznam szczerze chyba juz z braku pomyslow co sie ze mna dzieje. od pol roku jestem wylaczona z normalnego zycia, a liczba objawow jakie mnie mecza wciaz sie wydluza. ktos zasugerowal mi nerwice. w sierpniu zaslablam w tramwaju i tak to sie zaczelo.najpierw ciagle zawroty glowy i zaslabniecia, potem bole glowy, zaburzenia rytmu serca, pulsowanie w glowie, uczucie jakby wlasnie stanelo mi serce, wrazenie ze wszystko dzieje sie "poza mna"...a ostatnio uczucie panicznego leku, ze cos mi jest i na pewno zaraz umre. to wszystko niszczy moje zycie.zawsze tyle robilam, wszedzie bylo mnie pelno a teraz boje sie nawet wsiasc w autobus i pojechac do szkoly... bylam u masy lekarzy:kardiolog, endokrynolog, czeka mnie jeszcze neurolog...a badania ok. i co ja mam zrobic? gdzie sie zglosic?i jak w tym wszystkim nie zwariowac? macie jakies pomysly? pozdrawiam
×