Skocz do zawartości
Nerwica.com

Katia23

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Katia23

  1. Witajcie. Pisze tu poniewaz mam nadzieje, ze ktos bedzie potrafil mi wytlumaczyc co sie ze mna dzieje... Tzn. moze od poczatku: Moja przygoda z nerwica... No cos - zaczela sie w wieku 14-15 lat. Wtedy poraz pierwszy odczuwalam problemy zwiazane z sercen (szybkie bicie jego, bole w klatce) wtedy z babcia juz niestety niezyjaca porobilam wszelkie badania krwi, tarczyca, cukier, ob, mocz i ekg. Wszystko wyszlo bardzo dobrze, a lekarka stwierdzila silna nerwice. Jednak wtedy jeszcze nie mialam zupelnie pojecia co to wogole jest i wcale sie tym nie przejelam. Mialam wtedy ciezka sytuacje w domu, w rodzinie, naduzywanie alkoholu, problemy w szkole itd. Ogolnie mowiac nie mialam czasu na kontrolowanie samopoczucia i wbijanie sobie do glowy, ze istnieje takie cos jak nerwica. Sporo czasu minelo, az do momentu kiedy mama po rozwodzenie zdecydowala sie z Nami (ja i moja siostra) wyjechac za granice. Wtedy mialam niecale 18 lat. Przez rok bylo ok chociaz nie bylo Nam latwo. Nic mi nie dokuczalo. Niestety kolejny dziwny incydent pojawil sie w wieku 19-20 lat kiedy zmarla nagle prababcia. Siedzac sama w domu dostalam nagle dziwnego ataku spowodowany szybkim biciem serca. Wybieglam przed dom niewiedzac co sie dzieje, pukalam jak szalona do sasiadow bo myslalam, ze umieram, ze serce mi zaraz stanie... Na szczescie nikogo nie bylo (obeszlo sie bez wstydu) a ja usiadlam przed domem i zaczelam sie uspokajac. Bardzo szybko tym zapomnialam do momentu kiedy nie zmarla moja ukochana babcia. Wtedy zaczelam bac sie spac w nocy, ciagle myslalam, ze ktos obok jest, balam sie wieczorami wychodzic na ulice, a na pogrzebie babci mialam straszne poczucie slabosci, omdlenia i ze nie dam rady dalej wystac... Po czasie znow minelo. Wtedy wrocilam do Polski na rok czasu. Tam poszukiwanie pracy, miedzy czasie rozstanie z chlopakiem i okresowo problemy z szybko bijacym sercem przed snem, po posilku. Wtedy jednak pomagala melisa, polopiryna, drzemka i przechodzilo. W wieku 21 lat wrocilam do Irlandi, do mamy. Tu pracowalam, ale tylko tyle. Odizolowama sie od ludzi, czesto przebywalam sama w swoim malym pokoju, wieczorami lubialam wypic przed snem 3-4 piwa, upic sie i isc spac... Czesto mowilam do siebie wyobrazajac sobie rozne sytuacje, ludzi.... Czulam sie beznadziejnie, niepewnie, bylo mi smutko, przykro, plakalam itd. Wtedy sie zaczelo.... poczucie dretwienia rak, nog, problemy z paleniem - odczuwalam po zapaleniu mokre-zimne rece. Poczucie oslabienia, spiaczki, dusznosci, myslalam, ze mam raka... chyba kazdego rodzaju. Poznalam chlopaka, spotykalismy sie az wkoncu zamieszkalismy razem, a ze mna bywalo roznie - raz lepiej, raz gorzej, ale objawy byly czesciej i coraz mocniejsze. Wtedy myslalam, ze cos sie ze mna dzieje, ze jestem na cos chora dlatego zrobilam badania i troche sie uspokoilam. Znowu wszystko ok. W listopadzie tamtego roku przyszedl pierwszy silny atak. Zaczelam chodzic nerwowo, serce bilo jak oszalale, a ja poprostu z sek na sek. popadalam w jakas paranoje, az wkoncu wlecialam do pokoju z placzem, trzesac sie cala jak wariatka zaczelam panikowac i mowic, ze chyba cos sie zlego ze mna dzieje, ze serce mi mocno bije i oddychac juz nie moge... Poszlismy z chlopakiem do lekarza. Tam doszlam do siebie, zmierzono puls, cisnienie itd. Lekarz wspomnial o depresji, nerwicy i o leczeniu, przepisal leki na uspokoejnie oraz depresanty. Po nich bylo koszmarnie, nie wytrzymalam nawet 4 nocy... Pozostalam przy lekach doraznych typu: relanium, hydroksyzyna, tranxene. Wszystko od tamtej pory sie zmienilo. Zylam w ciaglym leku, czulam nieuzasadniony strach, niepokoj, ciagle plakalam, nigdzie nie wychodzilam, dokuczalo mi serce, dusznosci.... I tak przez dlugi okres. Potem psycholog, tabletki, zaczelam duzo czytac, poznalam troche ludzi i na dzien dzisiejszy wiem jak bardzo przebiegla jest nerwica i ile trzeba sily by moc ja zwalczyc i pokonac. Wiem, ze objawiac sie moze w roznej postacji i kiedy tylko chce... Jest ok, ale niestety.... popadlam w pewne bledne kolo. Od pewnego czasu bardzo szybko bije mi serce po posilku. Na poczatku wystarczyla aspiryna i przechodzilo. Jednakze pozniej juz bylo coraz gorzej. Pewnego razu po zjedzeniu zwyczajnie zwymiotowalam bo juz wytrzymac nie moglam - zauawazylam wtedy, ze serce sie uspokoilo i zaczelam czus sie lepiej. Od tamtej pory robilam to czesciej a dzis... dzis wymiotuje kazdego dnia i kilka razy dziennie ;( Jak tylko cos zjem czuje, ze mi w brzuchu to jedzenie przeszkadza i ide do lazienki. Juz nawet czesto nie mam sily i mi sie nie chce wymiotowac, a serce bije spokojnie to ja jednak wpadlam w straszny nawyk i musze isc cofnac bo jesli tego nie zrobie odczuwam wscieklosc, zlosc, dziwny niepokoj w zoladku i nie uspokoje sie do momentu kiedy nie oddam tego co zjadlam Nie mam bulimi, ani anoreksji. Nie odchudzam sie na sile - wrecz przeciwnie. Mam apetyt, chce jesc wszystko, chce przytyc, ale to glupie uczucie zoladka, niepokoj, nerwy powoduje, ze zwyczajnie chodze do lazienki i zwracam a juz naprawde boli mnie caly brzuch od tego, buzia, gardlo, chodze glodna, czuje sie zmeczona, slaba, chce mi sie plakac i nie wiem co robic. Boje sie wciagnac przez to w jakies choroby, boje sie ze zniszcze sobie zoladek a co najgorsze... nie wiem jak zwalczyc to, ze tak silnie to wszystko siedzi w psychice...
×