Witam.Dwa tygodnie temu, w wielki tydzień zmarł mój tata. To nie był nowotwór,ale szybko postepująca niewydolność serca,miałam miesiac żeby się oswoić z tą myślą,bo lekarze mówili,że jest b.źle,ale mimi to, żyłam nadzieją,że się uda. Święta były smutne, spedzałam je u mamy z mężem i córeczką i chyba tylko dla niej starałam sie,żeby były normalne. Teraz uczę się do ważnego egzaminu, staram się żyć normalnie,ale nie jest normalnie. Ciągle jest we mnie myśl, taty nie ma i chociaż już nie płaczę jak kilka pierwszych dni po, to ten ból we mnie nie daje mi spokoju. Jak radziliście sobie z takim smutkiem i ile on trwał. Dodatkowo sytuacje pogarsza fakt,że od dziecka bałam sie duchów, miałam na ich punkcie obsesje,a właściwie mam, zapalone w nocy światło to podstawa,a teraz boje się ducha taty, to jakiś obłęd, jak sobie poradzić z takim problemem, czuje się jak w klatce,nawet w domu czuje się zagrożona i zaniepokojona jak zostaje sama,a teraz to wszystko się nasiliło. Z tatą żyłam bardzo dobrze, był kochajacym i oddanym mi i siostrze ojcem, strasznie mi go brakuje, brakuje go mojej córeczce, na myśl,że ominie go tyle z mojego życia mam łzy w oczach.