Przechodziłam przez derealizację i miałam identyczne myśli... W końcu wpadłam na taki pomysł- nie ważne czy świat to moja iluzja-ważne że MI wydaje się że jest, że odbieram go swoimi zmysłami- i przestałam zamartwiać się rzeczami na które nie mam zupełnie wpływu.
Ale ile ja wycierpiałam, ile ja wyłam po nocach... Wtedy nawet nie chciałam szukać pomocy specjalisty bo skoro nic nie istnieje to nikt nie może mi pomóc itd. A zaczęło się od zajęć filozofii (a konkretnie rozważań na temat śmierci)- że trafiło na podatny grunt czyli mnie, tak mocno wywarło to na mnie wrażenie, że lęk dawał o sobie znać bez przerwy. I w koło Panie Macieju chodziła mi myśl po głowie że tak będzie że mnie nie będzie i inne takie egzystencjalne myśli. I tutaj też doszłam do wniosku, że przez ten czas co jestem, to chcę go wykorzystać i żyć jak dawniej. Udało się, ale długo i stopniowo musiałam wychodzić z tego stanu. Tak wyobrażam sobie piekło :/.