Witam
Mam podobny problem. Opowiem Wam po krotce moja historie. Bylam w zwiazku z bardzo pozytywnym facetem prawie 6 lat, zostawilam go poniewaz w przez ostatni rok zaczal myslec tylko o sobie, stal sie egoista, nie okazywal uczuc a do tego spotkalam osobe ktora poznalam wiele lat wczesniej i ktora zawsze mi imponowala. Zaczelam nowy zwiazek z bardzo dobrym mezczyzna ktory o mnie dbal, szanowal, okazywal uczucia, dawal mi wszystko czego brakowalo mi w poprzednim zwiazku. Wspanialy czlowiek z ktorym zdecydowalam sie zamieszkac po 5 miesiacach, mysle ze kazda kobieta marzy aby miec takiego faceta przy boku. Wszystko ukladalo sie dobrze lecz zaczelam zauwazac ze moj nowy partner zaczyna delikatnie przesadzac ze swoja wielka miloscia (ciagle byl tam gdzie ja, nie pozostawial mi cienia prywatnosci itp). Bywal tez smutny (mial do tego swoje powody, pewien problem do rozwiazania). Czasami kontaktowalam sie z moim ex, ktory bardzo przezyl nasze rozstanie, po jakims czasie zrozumial wszystkie bledy ktore popelnil i zaczal stawac sie innym czlowiekiem. Zycie zaczelo mnie przytlaczac, zwlaszcza smutek mojego nowego faceta ktory sie mi udzielal. Zaczelam miec cien watpliwosci czy dobrze zrobilam konczac tak dlugi zwiazek dla osoby ktora wprowadza mnie w taki nastroj. Poprosilam go aby pojechal do rodzicow na 2-3 dni poniewaz musze pobyc troche sama i za nim zatesknic. Odwlekal to 3 tygodnie ale w koncu pojechal. Bylam z nim bardzo szczera i niczego nie ukrywalam (wiedzial ze czasem mysle jeszcze o ex), mowilam mu zeby wzial sie w garsc, byl bardziej pozytywny itp. Trzy dni pozniej moj facet udal sie do pubu w okolicy gdzie spotkal moja znajoma z ktora poklocilam sie dzien wczesniej, ta nagadala mu ze jestem niezdecydowana, wszystkich ranie, zeby mnie olal i nie odbieral ode mnie telefonu. Bardzo sie tym nakrecil. Opil sie i to bardzo co nigdy sie nie zdarzalo. Wrocil do mojego mieszkania nad ranem i sie polozyl. Rozmawialismy o calym zajsciu bo dobrze o nim wiedzialam i nie ukrywam ze bylam wkurzona, powiedzialam ze jesli tak ma postepowac to nie widze szans na kontynuacje tego zwiazku. Po jakiejs godzinie (juz bylo spokojnie) usiadl na mnie i zaczal mnie dusic rekoma. Bylam tak zaskoczona, ze nawet nie zdarzylam za bardzo sie obronic. Stracilam przytomnosc a on widzac co sie stalo zaczal mnie reanimowac. Ocknelam sie, zaczal plakac ze nie wie co mu sie stalo, dlaczego to zrobil. Mysle, ze bylo to po czesci spowodowane alkoholem i tekstami mojej ex kolezanki... moze tez jego depresja. Poszedl do psychologa, niebawem zaczyna terapie. Spotkalam sie z nim po kilku dniach od zdarzenia, jest zalamany, zrobilby wszystko zeby to jakos naprawic. Na poczatku sie go balam ale teraz doszlam do siebie i wiem ze jest to wspanialy, dobry czlowiek ktory gdzies w ktoryms momencie sie zatracil. Kocham go bardzo ale nie wiem czy dam rade z nim jeszcze zyc, mysle ze narazie potrzeba czasu zeby strach ustapil calkowicie.
Czy sadzicie ze mozna cos takiego wybaczyc i sprobowac jeszcze raz?
Czy mozna zyc z kims po takim zajsciu?