Skocz do zawartości
Nerwica.com

venlafaxinum

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez venlafaxinum

  1. Witam wszystkich, to mój pierwszy post na forum :) Autor tematu ma absolutną rację. U mnie właśnie tym "zapalnikiem" była trawa. Zapaliłem kiedyś b. dawno, potem nie miałem styczności, aż do poprzednich wakacji. Zapaliłem raz i wszystko było super, potem za drugim razem miałem bad tripa i to dość ekstremalnego, bo przez jakieś 10h wydawało mi się, że zaraz umrę. Serce waliło mi jak młotem, miałem wrażenie, że wszędzie są ludzie (było to podczas wyjazdu), miałem też bardzo charakterystyczny objaw dla mojej późniejszej nerwicy, tj. stan, w którym wydaje mi się, że będę za moment wymiotował/że zemdleję. Takie dziwne mrowienie, które przemieszcza się od wnętrza klatki piersiowej przez przełyk, aż do ust. Byłem wykończony, ale kiedy się położyłem i już zasypiałem to miałem wrażenie, że dosłownie "wpadam w otchłań" i już się nie obudzę, że umrę. Jedno z najgorszych przeżyć w moim życiu. Po tej sytuacji już nie paliłem, a po około miesiącu ni z tego ni z owego wysąpił u mnie atak paniki podczas podróży pociągiem. Znowu te same objawy, myślałem, że będę wymiotował, albo że zasłabnę, bałem się kompromitacji w oczach innych, a to napędzało jeszcze bardziej mój strach. Starałem się przezwyciężyć to głęboko oddychając, to z kolei doprowadziło do hiperwentylacji. Z dnia na dzień z zupełnie zdrowego młodego człowieka stałem się wrakiem. Bałem się wyjść do supermarketu, wsiąść do autobusu, wyjść do miasta, zrobić cokolwiek w jakimś miejscu publicznym, głównie ze względu na to, że bałem się, że "zeświruję" i skompromituję się. Jak już próbowałem się przełamać to kończyło się tym, że wybiegałem np. ze sklepu żeby zaczerpnąć powietrza i czuć się w miarę bezpiecznie. Niedługo potem udałem się na konsultację psychiatryczną i dostałem leki. Teraz po ponad pół roku nie mam już takich napadów paniki, żeby mnie aż "zatykało", czasem pojawiają się delikatne objawy, ale zazwyczaj radzę sobie z nimi nawet bez doraźnego przyjmowania jednego z leków, który został mi przypisany na taką okoliczność. Dla osób, które mają podobne objawy mogę poradzić, żeby zawsze w głowie układały sobie w razie czego "drogę ucieczki" z danego miejsca, tj. dla spokoju psychicznego dobrze jest rozejrzeć się gdzie jest wyjście, albo toaleta, uspokajając się, że w razie czego zawsze można wyjść nie wzbudzając rewelacji. Wracając do trawy, to w po około 3 miesiącach od rozpoczęcia terapii (kiedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że to marihuana jest powodem moich problemów) zapaliłem ze znajomymi, w zupełnie przyjaznych warunkach, we własnym domu, więc myślałem, że nic strasznego stać się nie może, jednakże pomimo wypalenia niewielkiej ilości, tętno podskoczyło mi niesamowicie, myślałem, że za moment umrę, dostając ataku serca, na szczęście po około 2 godzinach wszystkie objawy minęły. Podsumowując, nie polecam próbowania, jeśli ktoś jeszcze nie próbował. Chwila hipotetycznej "fazy" nie jest warta późniejszych wielomiesięcznych terapii. Gdybym wiedział, że niewinny joint z kumplami może tak drastycznie odmienić moje życie to nigdy przenigdy bym nie zapalił. Trochę się rozpisałem, ale po raz pierwszy w sposób tak kompleksowy dzielę się z kimś moimi przeżyciami. Pozdrawiam wytrwałych, którzy przeczytali całość
×