Witajcie,
Moja "choroba" prześladuje mnie już od ok. 10 lat. Jestem na etapie 3 terapii. Niestety zawsze kiedy już mam odstawione leki i zaczynam się czuć lepiej, kończę terapię i myślę, że nerwicę mam już za sobą, ona powraca jak bumerang.
Dzięki terapiom mogę funkcjonować, ale co to za życie...Owszem chodzę do pracy, w weekendy uczę się a w wolnym czasie spotykam z ludzmi. Jednak LĘK jest zawsze obecny. Nie wiem co zle robię. Często myślę, że mam lepszy dzień, czuję się spokojnie a tu nagle atak...Cały czas walczę z natłkoiem myśli, który chyba najbardziej mi przeszkadza, bo do objawów biologicznych już się przyzwyczaiłam.
Prawdopodobnie fakt, że jestem "chora" od wielu lat nie pozwala mi się do końca pozbyć lęków. To wszystko jest tak głęboko zakorzebione, że naprawdę trudno jest z tego wyjść. I tutaj rada dla osób, które dopiero zaczynają zmagać się z nerwicą. Nie lekceważcie problemu, bo im dłużej będziecie zwlekać z terapią tym ciężej będzie w przyszłości. Kujcie żelazo póki gorące.
Na szczęście mam pomoc męża, który jest zawsze przy mnie i nigdy nie narzeka (chociaż ma powody!). Jednakże blokada, której sama nie rozumiem, nie pozwala mi na to aby cieszyć się życiem. Czuję się ograniczana. Jest tyle rzeczy, które chciałabym robić a nie mogę bo po prostu się boję lub nie chce mi się. W tak smutny sposób tracę najlepsze lata mojego życia.
Chcialabym mieć dziecko ale się boję, że przez nerwicę uszkodzę płód. Chciałabym sie rozwijać zawodowo ale boję się, że będę się za bardzo stresować, przez co ataki będą się częściej pojawiać. Cały czas studiuję, mam duży potencjał ale często nie chce mi się po prostu uczyć. W zasadzie to boję się wszystkiego...
Cały czas wierzę, że będzie lepiej. Widzę poprawę, ale wystarczy mały stres, niewyspanie, zmęczenie aby nerwica głośno się przypomniała.
Cieszę się, że odnalazłam to forum. W jakiś sposób uspokaja mnie fakt, że nie jestem sama i że to co przeżywam nie jest obłędem...
Walczmy. Ja do tej pory się nie poddałam, czego i Wam wszystkim życzę.
Pozdrawiam