Skocz do zawartości
Nerwica.com

zuzazuza

Użytkownik
  • Postów

    40
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zuzazuza

  1. litości :)))) przerabiałem to juz na grono.net .... takie same tendencyjne materiały są i o chrześcijaństwie z jego wojnami i o radiu Maryja i o stanach zjednoczonych .... oglądam i póki co całkowicie zgadzam się ze wskazanym filmikiem - jeden z lepszym materiałów na ten temat. Zamiast na grono.net wejdź czasem na historycy.org -- 13 kwi 2011, 15:46 -- Nawet jeśli go nie ma to nie jest tak do końca bezsensowne.... prawa "boskie" mają z zasady służyć człowiekowi..... ale wymagają pokory, cierpliwości, ćwiczą silną wolę - jeśłi ktoś przez wiarę to w sobie rozwija, to nawet jeśli tego boga nie ma ...... to i tak dzięki temu będzie lepszym człowiekiem? Nie wydaje ci się? ps. Bardzo nieładne określenie "islam się rozplenił" a chrześcijaństwo się nie pleni? Dlaczego jest lepszy - skoro także nawoływał do zabijania? polecam wgryzienie się w historię:) nie widzę nic nieładnego w moim określeniu:) chrześcijaństwo pleni się nawet bardziej.
  2. to że go nie ma ...to tylko i wyłacznie Twoje zdanie :) ja uważam inaczej , zuzazuza, linka, też pewnie inaczej używają ... wg mnie jewo niet wracając do islamu - ciekawe:
  3. Niekoniecznie trzeba wierzyć w Boga, czy wyznawać religię, żeby mieć nadzieję, na istnienie po śmierci, ja myślę, że głupio by było gdyby wszystko miało się skończyć na śmierci. Skoro zaczęło się też nie wiadomo dlaczego, to pewnie będzie dalsza część. oczywiście religia nie zawsze ma coś wspólnego z wiarą, można wierzyć w boga, nie utożsamiając się z żadną religią. można nie wierzyć w boga ale wierzyć w życie po smierci itd Ja reprezentuję ściśle racjonalistyczny punkt widzenia. zajebiście szkoda, ale śmierć to koniec mojej świadomości, game over. -- 13 kwi 2011, 15:15 -- nie zgadzam się:) wyprawy krzyżowe były głównie wymierzone w islam, który rozpleniał się na cały świat. Nie ma czegoś takiego jak pokojowy islam - choć istnieją pokojowi muzułmanie. fajnie że udaje się nam o tym rozprawiać nie bluzgając epitetami.
  4. całkowicie się z Tobą nie zgadzam.
  5. Nie widzę powodu, żeby cudza wiara była powodem do szacunku... ani też do braku szacunku. To takie poprawne zachowanie, mówić, że szanuje się innych ze względu na ich wiarę, chyba po to, żeby os. wierząca nie poczuła się urażona. Ciekawe dlaczego tak często wierzący czują się obrażani, urażani, czy to nie egoizm, pycha? Skoro ja nie wierzę, to trudno wymagać, żebym traktował wiarę jako coś wartego uwagi, nie mogę powiedzieć, że głęboka wiara innych w coś co świadomie odrzuciłem może być powodem do większego szanowania tych osób. Oczywiście nie znaczy to też, że powinienem sobie z wiary szydzić. Dlaczego szanuję wiarę w boga, pomimo iż wiem, że to bóg to fikcja, opium dla mas - bo wielu ludziom pomaga żyć. Przykład: wspólnota AA, opierająca się na programie "12 kroków", który to zakłada wiarę w jakkolwiek pojmowaną siłę wyższą - dzięki temu programowi i uznaniu czegoś "nad" sobą, alkoholicy potrafią pozostać w trzeźwości, choć wiele innych sposobów leczenia zawiodło. Inny przykład:śmierć bliskiej osoby - świadomość, iż istnieje ona gdzieś tam, w innym wymiarze, jest bardzo pokrzepiająca. Komuś, kto wierzy, łatwiej jest przeżyć żałobę, pogodzić się ze śmiercią, bo nie traktuje jej jako coś ostatecznego. Oczywiście generalizuję i proszę nie analizować moich wypowiedzi zbyt szczegółowo.
  6. kurde, szanuję. jeśli źle to zabrzmiało - wielkie sorry, ale jak z góry uprzedziłam kieruję swoje pytanie do "podobnych do mnie" (jakkolwiek to brzmi..;/)
  7. Wiara jest bezsensowna. Wbrew logice. Dla mnie niestety dowód niskiej inteligencji. Nie ubliżając innym.
  8. nie potrafię zrozumieć jak normalny, w miarę inteligentny człowiek (nie wiem jaki mam poziom IQ, ale stawiam na raczej przeciętny, niestety), jest w stanie wierzyć w boga. po prostu nie pojmuję. Dla mnie to tak jakby wierzyć we wróżki smoki harpie i gobliny. A już zupełnie nie rozumiem jak można być normalnym i jednocześnie wierzyć w katolicką wizję boga osobowego, czy też żyć w pełnej symbiozie z klerem..;/ Wydaje mi się że jedno wyklucza drugie. Jak Wam się wydaje...? Nie przeceniałabym tu wpływu otoczenia - za młodu poddawana byłam intensywnej indoktrynacji - a jednak. Adnotacja dla wierzących - naprawdę nie chcę tu nikogo obrazić, a moje pytanie kieruję do ateistów/agnostyków/racjonalistów itp.
  9. Jestem DDA. Nie potrzebuję przeprosin - nie czuję się już zraniona. Rozumiem i współczuję.
  10. W tej sytuacji nie da się niczego jednoznacznie doradzić gdyż po prostu za mało danych, nie widać jasnego obrazu sytuacji. Problemem może tu być Twoja chorobliwa zazdrość, wynikająca z niedowartościowania, wewnętrznych lęków itd. albo - jak już ktoś wcześniej zasugerował - nietaktowne, chamskie zachowanie partnera. Wg mnie oglądanie się za pięknymi kobietami to normalny, zdrowy męski odruch, jednak w pewnych granicach - tu tą granicą powinna być obecność partnerki. Wbrew pozorom, temat wcale nie jest łatwy..Wydaje mi się że jedynym zdrowym (i niestety - czasem bardzo trudnym) rozwiązaniem jest troska o wysokie poczucie własnej wartości oraz jasne określenie swoich oczekiwań (wraz ze wszystkimi konsekwencjami) Dla mnie widok strzelającego na boki oczami faceta lub - jeszcze gorzej - sugestywnie "podchwytującego" mój wzrok - pomimo posiadania u boku ukochanej kobiety - jest po prostu odrażający. Czasem mam ochotę podejść do takiego typa i trzasnąć go w pysk.
  11. Coś jest na rzeczy nie tylko dlatego że po nocach nie śpisz, ale przede wszystkim dlatego że związałaś się z takim facetem. Patrząc na to co napisałaś widzę kilka możliwych wariantów rozwoju tej sytuacji: wariant A - próbujesz zerwać z facetem - ten wpada w czarną rozpacz, podcina sobie żyły, płacze, przeprasza, przysięga że się poprawi i rozpocznie leczenie itd - w konsekwencji łamiesz się i rozpoczynacie "od nowa". Prawdopodobieństwo że facet rzeczywiście teraz się zmieni jest jednak na tyle liche i marne że nie warto nawet o nim wspominać B - zrywasz z facetem, po czym po paru tygodniach tęsknoty, wielu litrach wylanych łez, samotności i depresji wracasz do niego, schodzicie się tak i rozchodzicie jeszcze wiele razy, "akcje" stają się coraz "gorętsze" - coraz więcej adrenalinki, bardzo możliwa przemoc fizyczna, Twoje poczucie wartości maleje do zera (tu możliwych jest wiele dalszych wariantów rozwoju sytuacji) C - zrywasz z facetem, po czym szybko trafiasz na kolejnego - bardzo podobnego lub jeszcze bardziej "odjechanego" (niestety, prawdopodobieństwo że z Twoim "nastawieniem" trafisz na fajnego faceta jest bardzo niskie) D - zrywasz z facetem, idziesz na terapię, pracujesz nad sobą, zmieniasz się, układasz sobie życie z normalnym sympatycznym mężczyzną. Oczywiście, możliwe są również modyfikacje wskazanych wariantów (ale raczej w wyraźnie określonym kierunku) Najbardziej prawdopodobny wg mnie jest wariant nr A, niestety. Mam jednak nadzieję że ten opis przemówił do Ciebie. Polecam książkę "Kobiety które kochają za bardzo" - jest o takich kobietach jak Ty (i ja - kiedyś)
  12. Mam identycznie - przypomina mi to zachcianki ciążowe;) Nie chodzi o to aby się upić, po prostu mam nieodpartą ochotę na kilka łyczków wina, u mnie to nic szkodliwego. Tym niemniej jest to dość ciekawy skutek uboczny:) Przyjmuję Zoloft 8 dzień, najpierw 25 mg, teraz 50 mg , przez pierwsze cztery dni tragedia - szczękościsk, ogromna senność, ziewanie, zawroty głowy, rozkojarzenie. Teraz objawy niepożądane znacznie się zmniejszyły, nie czuję jednak pozytywnego wpływu na nastrój. To co mi najbardziej przeszkadza: poirytowanie i nerwowość - szczególnie po południu i wieczorem, pobudzenie, również seksualne - nie mylić z wysokim libido, które jest pozytywnym zjawiskiem, tu jednak jest nieustanne napięcie, bez udziału woli ("chcę choć nie chcę.."), trudne do zaspokojenia.
  13. Fakt, że zwykła rozmowa z bratem sprawiła iż nabrałeś pewności siebie, podziałała niemalże terapeutycznie, jeszcze bardziej świadczy o Twoich możliwościach zmiany bez konieczności natychmiastowego sięgania po farmaceutyki. Lepiej rozumiem teraz Twoją postawę ALE właśnie dlatego napisałam iż powinieneś udać się do DOBREGO specjalisty. Pisząc "dobrego" nie mam na myśli małomiasteczkowych konowałów. Możesz wybrać się do sąsiedniej, większej miejscowości - tam, gdzie będziesz mógł pozostać anonimowy. Aby nie trafić na pseudofachowców, możesz zrobić rozeznanie w Internecie i po prostu wyszukać polecanych psychologów (---> ranking lekarzy) Uwierz mi, istnieją świetni fachowcy - leczę się u jednego z nich. Wiem iż w depresji zmobilizowanie się do działania bywa potwornie trudne, ale jak widzisz - można. Niestety nie jestem w stanie wskazać co TAK NAPRAWDĘ leży u źródeł Twoich problemów - to zadanie Twoje i terapeuty. Póki co mogę tylko gdybać i domyślać się z różnych strzępów Twoich wypowiedzi - ale nie o to chodzi. Podejrzewam iż jesteś znacznie mniej "zaburzony" ode mnie - ale popatrz, ja próbuję, walczę. Od niedawna przyjmuję "pastylki szczęścia", którym w końcu uległam... Żałuję, że wcześniej nie zdecydowałam się na terapię, tyle lat bezsensownie męczyłam się ze swoimi "stanami". Teraz, aby jako tako żyć, potrzebuję chemii - być może gdybym wcześniej zaczęła leczenie, nie byłoby to konieczne.. Niestety z doświadczenia widzę iż dopóki człowiek nie ma dość własnego cierpienia, dopóty z sobą nic nie robi.. Tak więc drogi Tomaszu nadszedł czas na działanie.
  14. Z wychodzeniem do pubów na Twoim miejscu powstrzymałabym się do czasu kilku wizyt u DOBREGO terapeuty. W przeciwnym wypadku tylko nakręcisz spiralę strachu.. Nawiązywanie znajomości przez neta nie jest doskonałe, lecz może wiele upraszczać, szczególnie dla osób "z oporami" do których i Ty należysz (oraz tysiące innych ludzi). Nie tylko upraszcza, ale i stwarza dużo większe możliwości. Kilka spośród moich znajomych koleżanek poznało swoich mężów przez Internet. Zanim jednak spotkały tych właściwych, miały mnóstwo internetowych "wpadek" - jeden facet okazał się zboczeńcem, inny znowu podesłał nie swoją fotkę i znajoma w trakcie spotkania doznała wstrząsu. Takie jest ryzyko, co nie zmienia faktu, że przez internet naprawdę można nawiązać super znajomości. Dlatego nie wolno - jeśli jest się w miarę inteligentną istotą - od razu maksymalnie angażować się w wirtualne znajomości. Każdy chciałby od razu natrafić na tą jedną jedyną... ale życie to nie bajka i najczęściej musimy się nieco wysilić. Ty nie jesteś tu wyjątkiem. 99 % pacjentów gabinetów psychologicznych doznaje poczucia wstydu podczas pierwszych wizyt. Większość z nas ma ogromne opory i czuje ogromną blokadę przed sięgnięciem po profesjonalną pomoc. I my odczuwaliśmy objawy somatyczne - trzęsienie rąk, napady paniki, podwyższone ciśnienie etc. Ponownie - nie będziesz tu żadnym wyjątkowym zjawiskiem dla psychologa. Twój przypadek nie rozłoży go na łopatki. Jak większość ludzi z tego forum - masz silnie zaniżone poczucie własnej wartości, które to uniemożliwia Ci prowadzenie spełnionego życia - i to właśnie chciałbyś zmienić, po to idziesz do psychologa. Skąd wzięło się Twoje skrzywione wyobrażenie o pomocy psychologicznej? Pomyśl o tym. Nie sądzę aby przyjmowanie leków było konieczne w tym momencie - prawdopodobnie wystarczy dobra terapia. Bądź jednak świadom, że jeśli nie sięgniesz po pomoc teraz, za kilka lat Twoja depresja może pogłębić się na tyle iż włączenie leków antydepresyjnych okaże się konieczne - ba, może stać się kwestią życia i śmierci.. Światopogląd 30-sto i 40-sto latek nie różni się już tak mocno, za to z 40-latką może nie być tak łatwo założyć rodzinę (kwestia biologii).. Nie jesteś chorym psychicznie dziwolągiem, nieudacznikiem, ofiarą losu, nikt - poza Tobą samym - nie wytyka Cię palcami. Szkoda, że się marnujesz..
  15. Dla wielu samotnych kobiet byłbyś ideałem. jest tylko problem - niby jak mają Cię poznać? Internet może być super narzędziem, ale odpowiednio używanym. nie może być tak że "złapiesz" się jednej osoby i kaplica. Zamiast nastawiać się od razu na poważny związek, utrzymuj wiele znajomości. Spróbuj wpleść w te znajomości swoją pasję - książki (i być może coś jeszcze?) - będziesz miał o czym gadać, nawiążesz fajne znajomości. nie wyłapuj nieszczęśliwych eterycznych kobietek które potrzebują jedynie podnieść swoje poczucie wartości - skupiaj się na przyjaznych, sympatycznych, zwyczajnych dziewczynach. Nic dziwnego że masz depresje. Albowiem: nie jest powiedziane że MUSISZ z kimś być, uprawiać seks, mieć dzieci, problem jednak polega na tym że w głębi duszy Ty właśnie tego pragniesz. pytasz jakim masz być, a odpowiedź jest oczywista - bądź sobą. bądź tym kim jesteś w głębi serca, jeśli tylko potrafisz. bo np dla mnie to trudna sztuka i wciąż gram.. a jedynie bycie w pełni sobą gwarantuje dobre samopoczucie - za każdym razem jeśli zrobisz coś wbrew sobie, poczujesz się źle. Na świecie jest miliony kobiet które marzą o spotkaniu DOBREGO faceta, założeniu z nim rodziny, prowadzeniu spokojnego, normalnego życia, prowadzenia pasjonujących rozmów na temat książek, filmów, religii!! co więcej, prawdopodobieństwo ze spotkasz taką kobietę w wieku 29 lat jest znacznie większe niż dziesięć lat temu - z wiekiem zmieniają się priorytety, człowiek więcej rozumie, dojrzewa, mądrzeje, to czego nie docenia 20-latka, z wdzięcznością doceni 30-latka! Tylko na boga nie zapuszczaj w domu korzeni i - jak radzi Dean - biegiem do psychologa (wiem, że to trudne, ale zmuś się!), pozapisuj się na portalach randkowych, pisz bloga, KOMUNIKUJ SIĘ - w realu i wirtualnie, żyj i wydzielaj energię - bo niby jak ma cię ktokolwiek odnaleźć???????
×