Jak ja was wszystkich rozumie
U mnie to zaczelo sie jakies 10 lat temu, cos mnie zabolalo w kroczu i wmowilam sobie raka narzadow rodnych. Do lekarza nie poszlam bo chcialam umrzec w spokoju, nie w szpitalu. Zamknelam sie w sobie, "czulam" jak rak postepuje i powoli umieralam.. Po paru latach mialam tego dosyc. Doszlam do wniosku ze jesli jeszcze zyje, to nie moze to byc zlosliwy rak i wybralam sie do lekarza. Przemila pani ginekolog poprostu mnie wysmiala - jestem zdrowa jak ryba!! Dopiero wtedy poczulam ze zyje, otworzylam sie na ludzi, zaczelam wychodzic z domu az do wyjazdu za granice 5 lat temu kiedy to zaczelam lapac infekcje gardla. Mam spokoj tylko w lato, reszta roku to infekcja za infekcja. Zupelnie sobie z tym nie radze. Po rozmowie z innymi imigrantami dowiaduje sie ze to zupelnie normalna reakcja na zmiane klimatu i z czasem sie uodpornie. Ja jednak ubzduralam sobie HIV, na badania nie pojde bo sie boje, zyje w ciaglym stresie, mysle ze umre za niedlugo. Nie moge cieszyc sie zyciem, jestem wciaz mloda, moj chlopak nie rozumie mojego zamkniecia w sobie a z nim nie moge na ten temat pogadac, nigdy tego nie doswiadczyl i uwaza ze mozna sobie z tym latwo poradzic, poprostu przestac o tym myslec, pojsc na badania.
Jestem z Wami.. Pozdrawiam