Skocz do zawartości
Nerwica.com

Aniolek_74

Użytkownik
  • Postów

    194
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Aniolek_74

  1. W nocy sama w domu to ja też boję się zostawać :( Pomijając fakt duchów - bo też sie czasem tego boję), to akurat u mnie ma to powiązanie z przeszłością, kiedy to były mąż alkoholik wracał o róznych porach do domu i robił awantury. I jak zostaje sama w domu w nocy, to podświadomie czekam, aż ktos zastuka do drzwi, czy zacznie się dobijać. Kiedyś na początku bałam się, jak moje Słonko samo otwierało sobie kluczem drzwi, ale ta schiza już mi na szczęście przeszła, bo sobie wytłumaczyłam, że przecież klucze ma tylko On, rodzice i ja. Tak, że nikt inny to na pewno nie jest. I nic się nie dzieje.

    Z wychodzeniem z domu tez tak czasem mam :( I też mi się zdarzyło nie załatwic czegoś, bo bałam się wyjść :( Wiem, ze dzisiaj mam iść z córeczką na trening... no i już sie zaczynam zastanawiać jak ja to zrobię, bo przecież Vito jeszcze będzie w pracy :(

  2. Ale Vito w zadne sposób dziwnie nie zareagował. Normlanie, każdy rozespany człowiek, miał trochę nieprzytomny wzrok. A ja sie tego wzroku właśnie przeraziłam :( I nie wiem dlaczego, też mnie naszły takie głupie myśli, żeby mnie i dzieci w nocy nie pozabijał. Bosheee to wszystko jest jakies chore, nienormalne :( Przecież przeszłośc nie moze miec aż takiego wpływu na to co sie dzieje teraz :(

  3. Nie sądziłam, że przeszłość może się czasem aż tak mocno odezwać. Wieczorem budziłam Vito, bo mu się zdrzemnęło. Wiecie, jak ktoś zaspany to na poczatku nie kojarzy, wzrok nieprzytomny i.t.d. No i on też miał taki nieprzytomny wzrok... Nie wiem dlaczego nagle przez głowę mi przemknęło, ze taki sam wzrok miał były maż ( alkoholik), jak wracał pijany, czy jak miał jakieś napady zwidów. ( a majaki miał różne, bywało, że "tylko" wydawało mu się, ze go chcą gdzieś porwać, i latal w panice, zamykał okna, drzwi i.t.d. ale było też tak, że ubzdurał sobie, ze musi zatłuc siekierą potwory, które z kolei chcą zatłuc jego... Potworami byliśmy akurat my... Tak, że cyrki były takie, że nie wiadomo było co wzywać pogotowie czy policję...) W pierwszej chwili tak się przeraziłam, że chciałam uciekać, schować się gdzieś, biec wezwać policję i.t.d. Nagle wróciły wszystkie wspomnienia, te najgorsze. Od razu atak paniki :( Siedziałam obok niego i wszystko w środku mi się trzęsło, nie wiedziałam co zrobić, normlanie sie bałam wlasnego faceta. Nie wiedziałam, czy będzie to samo co z byłym męzem, czy nie. Cholerny lęk, panika, co robic? uciekac? zostać? chronic dzieci? Moze jakoś załagodzić? Kurcze, przecież w ogóle nie powinnam w ten sposób myśleć, bo takim myśleniem obrazam Jego. nie powinno mi się to przecież nigdy skojarzyć z Nim, bo przecież ten człowiek jest jak anioł. Sprawiam Mu w ten sposób przykrość. Nie wiem jak mógł cały ten strach wrócić tak silnie. Zmusiłam się, zeby nie odchodzić od niego, siedzieć obok i sobie jak głupia w myślach powtarzałam, ze jest oki, że to przecież Vito, że nawet nie powinnam tak myslec. I tak to nic nie dało, bo wszystko w srodku zaczęło życ swoim życiem, wziełam tabletkę, zmniejszyła panikę na chwilkę, po czym musiałam wziąć drugą, bo strach powrócił. Teraz to pisze i znowu się zaczyna jazda... Bosheeee przeciez przeszłość, nawet te najgorsze wydarzenia , nie mogą mieć aż takiego wpływu na życie obecne. Jak można sie wystraszyć bliskiej osoby, jak przecież kazdy kogo sie obudzi nagle, ma taki nieprzytomny wzrok. Nawiasem mówiac mamy też się kiedys wystraszyłam... Normalnie chyba jakas nienormalna jestem.

  4. Nie każdy potrawi sie tak otworzyc,zwłaszcza jak już raz sie przejechał w zwiazku.Jak sie dostaje po tyłku(przepraszam za okreslenie),to pózniej już nie jest tak łatwo!!!!!!!!

     

    Zeby to tylko raz... Jak sie czasem popatrzy na te rzekomo szczęśliwe zwiazki i na to co sie dzieje potem, na rozwody, zdrady, alkoholizm i.t.d. to naprawdę może sie odechciewać wszystkiego. Przecież skoro sie kiedyś pobierali, mają dzieci, to chyba się kiedys tam kochali, ufali sobie, byli razem... A potem? Zlość, nienawiść i żal, że sie zaufało niewłaściwej osobie. Akurat w moim otoczeniu właśnie takie "szczęśliwe" i "przykładne" związki i małżenstwa się porozpadały...

    Poza tym trochę cięzko sie nieraz pozbierać po rozpadzie czegoś, poukładać sobie wszystko na nowo, nawet jeśli uczucia dawno wygasły i jest sie stroną, która kończy zwiazek. Tyle, zę to układanie sobie życia na nowo to w większości przypadków mocne postanowienie, że nie dopuści się do sytuacji, aby ktoś mógł zranic ponownie. To takie schowanie sie w skorupkę, odsunięcie od siebie wszystkich uczuć, w tym oczywiście miłości. I niestety jeśli widzi się, że dookoła jest coraz gorzej, to to postanowienie tylko umacnia w przekonaniu, ze robi się dobrze odrzucając z góry wszelką sympatię, zaufanie, miłośc. I cholernie ciężko potem wyjsć z tej skorupki... Bo kazdy najniewinniejszy gest, slowo, uczynek drugiej osoby. który w czymś przypomina jakąś dawną, przykra sytuację, może spowodować, że się podświadomie wraca do przeszłości i rodzą się obawy, że może byc podobnie, że może coś jest nie tak. No i wtedy znowu szybki skok do skorupki, aby nikt nie zranił, nie skrzywdził...

    Dlatego trzeba rozmawiac i próbować się otworzyc , szczególnie jesli się wie, że ta druga osoba, to właśnie TA, która wiele znaczy i na której zależy.

  5. No ja choćbym chciala to nie mam jak przed ojcem ukryć. Bo idąc z nim to się nie idzie, ale leci jak z turbomotorkiem w 4 literach... No i jak mi źle i musze odpocząc, to zwalniam tempo marszolotu... Niop i się zaczyna glupia gadka...

    A jabłko według mojego ojca to panaceum na wszystko... no i dodatkowo mleko, czosnek i cebula... tym sie wszystko leczy i nie ma zmiłuj się. To uzdrawia i pomaga i.t.d. Kurde.. on by tym chyba nawet Aids wyleczyl... Sorki, ze marudze, ale mi podniósł ciśnienie...

  6. Mnie te docinki raczej denerwują, żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie... Zaraz zaczyna się wywlekanie tego co on przeszedł w przeszlosci, że jemu nic nie ma, a ja sobie cos wmawiam, no i oczywiście niesmiertelne porady, że mam jeść codziennie jabłka... Jakby mógł to by mi na ulicy to jablko chyba na siłę do buzi wcisnął... Kurde.. a ja się dziwię, że już nie lubię tych owoców... :evil:

  7. Odbiegając troszkę od tematu... Czy tez tak jest u Was, że jak już najbliżsi wiedzą, to wysluchujecie potem komentarzy w stylu: u nas w rodzinie chorych psychicznie nie było, nie wydziwiaj, nie rób wstydu i.t.d.? Kurcze, mnie sie dzisiaj nienajlepiej poczuło po drodze po urzędach , oczywiście szłam z ojcem no i znowu wysłuchałam swoje... :evil:

  8. Wracając do tematu :)

    Melissko zaliczyłam roczną terapie dla osób wspołuzaleznionych od alkoholu i alkoholika. I tam mnie tego nauczyli. Jakoś tak już jest, ze żony alkoholików to takie strachliwe, zastraszone kobietki, któym trzeba pokazać, ze można żyć inaczej i czasem udaje się je nauczyc, że życie nie kręci się wokół pijaka i jego żądan. Inaczej pewnie byłabym totalnym zerem psychicznym, albo juz dawno mieszkała w domu bez klamek.

  9. Myślę, ze kiedy trafi się na tę odpowiednią osobę to problem znika... Też tak miałam, że nie umiałam ( nie chciałam ) dzielić z nikim bliżej życia, mimo, że kogos potrzebowałam. Wydawało mi się nawet, że nie jestem w stanie pokochać nikogo. Zupełna pustka , jeśli chodzi o emocje i uczucia. Zimna, opanowana, obojetna, i.t.d. Leków nie brałam wtedy, więc nie moge tego zwalić na leki. Tak, ze to chyba niezupełnie od lekarstw. A potem to minęło... :)

  10. Melisko, musisz odnaleźć samą siebie. Pokochać i zaakceptowac siebie całą, łacznie z charakterem. Nie powinnaś uzależniać się ( ani swoich humorów, nastroi, poczucia własnej wartości) od tego czy aktualnie z kimś jesteś czy też jesteś sama. Powinnaś być sobą w kazdej sytuacji. Nie wiem, czy na tyle dokładnie to opisałam, ale tego nas m.in. uczyli na terapii ( zajęcia dla osób wspóluzależnionych od alkoholu i alkoholików) i to naprawdę pomaga. Dodaje sił. Pomaga w walce z chorobą. Jeśli chodzi o zwiazki to nie jest dobrze aby którekolwiek z partnerów "wisiało" non stop na drugim. Aby go ograniczało w znacznym stopniu. Musisz mieć swoje zainteresowania, zajęcia, swoje życie. Partner to samo. Nie można się uniezalezniać od partnera, żyć jego życiem ( pisze to osoba, której udało się odzyskać samą siebie po kilku latach totalnego podporządkowania i uzależnienia od alkoholika). Więc skoro ja mogłam to i Ty spokojnie dasz radę :) Ja byłam początkowo nastawiona na to, że musze sobie przewartosciować całe zycie. I tym się kierowałam. Musiałam zyskać niezależność. I tym kieruje się do dzisiaj. Vito jak na razie nie narzeka ;)

    Musisz nauczyć się bycia pewną siebie i szczęśliwą nawet jak jesteś sama. Nie rzucaj sie w przelotne zwiazki, romanse, bo to nic nie daje. Zapełnia pustkę tylko na krótki czas. Korzystaj z życia, uśmiechaj się, baw się, rób to co lubisz, bo MASZ NA TO OCHOTĘ, a nie z innego powodu.

×