Skocz do zawartości
Nerwica.com

DddMan

Użytkownik
  • Postów

    131
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez DddMan

  1. Temat bardzo ciekawy.

     

    Jeśli chodzi o mnie to tak, czuję wewnętrzne rozbicie, pustkę, odmienność. Co prawda żyję na marginesie społeczeństwa (niemal zupełnie wykluczony z tzw. normalnego życia), jednak nie robię rzeczy na tyle dziwnych, aby mnie uznać za całkowitego odmieńca. Jednak już od dzieciństwa byłem przez znajomych uważany za "innego".

     

     

    Z obserwacji wiem jedno. DDD/DDA to syndrom postępujący, równia pochyła w dół. I tak im szybciej się przerwie ten straszny łańcuch współuzależnienia i życia życiem pijącego lub w inny sposób porytego rodzica, tym lepiej.

    I tak da się zauważyć, że ci DDD/DDA, którzy szybko zaczęli żyć swoim życiem, to wyszli na prostą, a ci co ciągle litowali się nad rodzicem/rodzicami, żyli ich życiem, a nie swoim, to tkwią dalej w bagnie.

     

    I tak jak pierwsza grupa np. wyjechała za pracą za granicę, pozakładała własne rodziny i żyje swoim życiem, tak druga grupa tkwi w bagnie, różnie rozumianym.

     

    Ja w takim bagnie tkwiłem przez prawie 30 lat. Wiecznie się litowałem nad ojcem, a on skutecznie mi rył psychikę. Żyłem naiwnością, że się może w końcu zmieni, a nawet tak mnie porył, że to on jest wzorem, a inni są gównem.

     

    Odkąd uciąłem wszelkie kontakty z nim i jego klakierami jest trochę lepiej. Powoli zaczynam żyć swoim życiem, choć na razie jest to margines. Miałem wybór: żyć w domu z ojcem lub wylądować na ulicy. Wybrałem ulicę.

    Choć może się to wydawać, że z deszczu pod rynnę, to tak do końca nie jest, bo bardzo możliwe, że właśnie ulica uchroniła mnie przed śmiercią i/lub więzieniem (kiedyś wielokrotnie groziłem ojcu i byłem bliski spełnienia egzekucji).

     

    Dziś też wiem, że - choć wyda się to dla Was może absurdalne - powinienem przebaczyć ojcu. Ma być to nie tyle dla niego, co dla mnie. Wewnętrzna nienawiść do niego mnie zabijała. Decyzję podjąłem: chcę mu przebaczyć, co nie równa się kajaniu z nim. A skoro chcieć to móc ...

    Bo przecież on jest chory, żyje swoimi urojeniami wyższości nad innymi, przecież on też pochodził z nienormalnego domu i ten wzorzec skutecznie przekazał na swoje dzieci.

  2. Odnoszę wrażenie, że te wizyty u psychologa uważasz jako swoistą spowiedź/wygadanie się. Twoje pieniądze i Twoje decyzje.

     

    Zwróciłem jednak uwagę na lek: Ketrel.

    To masz tylko depresję czy jeszcze coś? Ten Ketrel na co? Na sen?

    Ketrel to straszna kobyła stosowana głównie w schizofrenii.

     

    Następnym razem spytaj lekarza na co przepisuje Ci dany lek. Bo ten zamulacz (Ketrel) może właśnie pogłębiać Twoją ciągłą apatię.

  3. Zwróciłem szczególną uwagę na wyraz "już".

     

    U mnie raczej nie było nigdy : "nie chcę już żyć", "chcę już umrzeć". Od dzieciństwa miałem, że po prostu nie chcę żyć, chcę umrzeć, bez żadnych już.

     

    I właśnie od dzieciństwa cierpię na depresję, dystymię. To taki permanentny stan, od czasu do czasu złagodzony przez tabletki. Ale tylko złagodzony, przytłumiony. Głęboko wewnątrz mnie siedzi to pragnienie śmierci.

  4. Ktoś zapytał, czy robimy coś w kierunku wychodzenia z samotności.

     

    Im bardziej próbuję z niej wyjść, tym bardziej się w niej pogrążam. Jestem tak spragniony uczuć, akceptacji że nawet poświęciłbym się, aby pojechać na drugi koniec Polski w poszukiwaniu człowieka przez wielkie C.

     

    Moje apele na tym i na innych forach (m.in. chęć zaproszenia kogoś samotnego na Wigilię) spotkały się z zerowym odzewem, a podobno jest tyle samotnych ludzi.

  5. Witaj zatracony,

     

    Przeczytałem kilka Twoich wpisów na forum, i czułem się tak, jakbyś opisywał mnie: tzn. mistrz marnowania czasu, do niczego się nie nadający, straceniec.

     

    Ale do sedna. Co rozumiesz poprzez bezdomność? Rozumiem, że masz swoje mieszkanie i prawdziwi bezdomni (np. ja) zazdroszczą Ci tego. Jeśli masz dom, to możesz budować "domność". Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli.

     

    Ja, mimo, że wynajmuję pokój, nie mam własnego domu. Od rodziny się odciąłem i jestem zupełnie zdany na siebie. Jadłodajnie dla bezdomnych, pomoc odzieżową też mam zaliczoną.

     

    Zatem Twoją "bezdomność" wziąłbym w wielkie cudzysłowie, aczkolwiek Cię rozumiem.

  6. A to piwo to tak na zachętę, aby przeczytać? :nono:

     

    Doskonale Cię rozumiem i, moim zdaniem, powinieneś się wyprowadzić z toksycznego domu.

    Mnie kiedyś ojciec niemal na siłę zaprosił na wigilię (aby pokazać się rodzinie razem ze mną) i skutkiem tego było to, że najpierw z zaciśniętymi zębami podzieliłem się z nim opłatkiem, a później go pobiłem.

     

    Takie to były skutki jego fałszu i wszczepiania jego fałszu we mnie.

     

    W tym roku będę chciał spędzić wigilię z kimś zupełnie samotnym (takim jak ja). Nie interesuje mnie wigilia kilka dni przed wigilią, czyli taka pseudowigilia (w zeszłym roku byłem na takiej dla bezdomnych), ale wigilia 24. grudnia wieczorem. I nie z kimś, kto ma syna, ale zagranicą, albo jest z nim skłócony, z kimś SAMOTNYM i w Wigilię 24. grudnia wieczorem, a nie żadne pseudowigilie.

     

    A Tobie życzę dużo cierpliwości i odporności. Skoro chcesz spędzać wigilię fałszywie, to Twój wybór. Obyś nie był taki wybuchowy jak ja, ale i tak na dłuższą metę siebie nie oszukasz.

     

    Pozdrawiam i rozumiem Cię w 100%, choć ja - mimo iż byłem w klasie najlepszym uczniem, to i tak byłem ganiony przez psychopatę - mojego ojca.

  7. Post został założony, aby opisywać skuteczność mitingów DDA. Wg "kodeksu" mitingowego nie powinno mówić się na zewnątrz, o czym się rozmawia na mitingach, więc również proszę o uszanowanie tego.

     

    Do mitingów podszedłem bardzo poważnie, ale mam wrażenie, że w moim chronicznym stanie psychicznym (samotność i pustka) stały się one bezskuteczne, a nawet szkodliwe. Coraz częściej mam wrażenie, że ludzie, którzy tam przychodzą, to po to, aby się wyżalić, a niektórzy tzw. wysoko wyleczeni DDA (termin typowo roboczy) i niepijący alkoholicy myślą, że już są na takim etapie wychodzenia, że mentorsko i bez prawdziwej empatii pouczają innych w tonie rozkazującym.

     

    I to jest miecz obusieczny. Bo na mitingach nie powinno się udzielać domorosłych porad, ale ta zasada bywa łamana. Mało tego, osoba która za rodzica miała tyrana i psychopatę (piszę o swoich doświadczeniach) jest wyjątkowo wyczulona na rozkazy i groźby. O wiele szybciej i łatwiej trafia do niej styl łagodny, ale zdecydowany.

     

    Drugim minusem, jaki da się zauważyć, jest tzw. sztuczna atmosfera (oczywiście w moim subiektywnym odbiorze). O ile mogę przeboleć trzymanie się za ręce, to obściskiwania się na koniec mitingu zrozumieć nie mogłem (oczywiście nie wszyscy mieli to w stylu robić). Czy nie wystarczy podać ręki? Nie znam człowieka, żadnej więzi z nim nie tworzę, a on się do mnie (i do innych) tuli?

    Jeśli tak się ma zachowywać tzw. weteran DDA, to ja dziękuję. Może on to robi naturalnie, ale może być to odbierane przez innych sztucznie. Mnie się to nie podobało i odbierałem to jako zakamuflowany fałsz.

     

    Trzecim minusem jest tzw. ważenie problemów. Bądźmy szczerzy, każdy swój problem uważa za PROBLEM, ale gdy poruszam swój problem życia bez rodziny na skraju ubóstwa i z możliwością w każdej chwili znalezienia się w noclegowni dla bezdomnych, a ktoś twierdzi, że dla niego problemem jest złamany paznokieć (mówiąc kolokwialnie), to ...

     

     

    Plusem takich mitingów jest to, że po prostu są i że może przyjść każdy DDA/DDD, utożsamiać się z grupą i się wypowiedzieć.

     

    W przeciągu 8 miesięcy byłem kilkanaście razy na różnych mitingach DDA i jedynym plusem jaki z nich wyniosłem, to to, że zacząłem zagłębiać literaturę DDA/DDD, ale jak szukałem siebie, tak i dalej szukam siebie i ... nie mogę znaleźć.

     

    Nie poznałem tam żadnego kolegi i koleżanki, z nikim nie nawiązałem trwałej znajomości. Ale to przecież moja wina, bo nie umiem nawiązywać znajomości i ich utrzymywać.

     

    Mój apel jest nadal aktualny, w innym wątku. Po prostu szukam kogoś bardzo samotnego.

    Na mitingach niestety czułem się niezrozumiany, rozumiany - owszem, ale niezrozumiany, bo ja i siebie tak na prawdę nie rozumiem.

  8. Witam,

     

    Minęło 8 miesięcy od mojego apelu. Niestety nikt z forum mi nie pomógł. Bilans: kilka wiadomości prywatnych z drugich końców Polski od 2 osób + jedna wiadomość skasowana zanim została dostarczona.

     

    Byłem również (anonimowo) na jednym spotkaniu forumowiczów z Warszawy. Niestety to nie dla mnie. Męczyłem się i miałem wrażenie, że spotkanie zostało zorganizowane w celach czysto towarzyskich, a nie wzajemnej pomocy i wysłuchania.

     

    Chodziłem również na mitingi DDA. Niestety na tym etapie mojej ogromnej samotności i pustki, też nie dla mnie. Oczywiście polecam wszystkim takie mitingi, ale żeby nie było rozczarowań - nie muszą być one złotym środkiem.

    W sumie to chyba nie ma złotego środka na DDA.

    Moje wrażenia z mitingów (z zachowaniem anonimowości i nie łamaniem kodeksu mitingowego) opisuję w osobnym temacie.

     

     

    W dalszym ciągu wołam o pomoc. Jeśli jest ktoś kompletnie samotny, nie ma kontaktu z rodziną, po prostu czuje się samotny i odczuwa życiową pustkę, niech napisze. Uważam, że tylko taka osoba mnie zrozumie i razem można więcej zdziałać.

    Uważam, że samotny + samotny(a) nie równą się dwóch samotnych, ale już NIEsamotnych.

     

    I wcale tu nie chodzi o żadne związki. Ludzie w "temacie" powinni to wyłapać i zrozumieć.

     

    Pozdrawiam smutno

     

    -- 29 lis 2011, 21:43 --

     

    Ponawiam apel. Moge dojechac w kazde miejsce Polski (moge spac w noclegowniach lub na klatkach schodowych). To nie zart. Moja samotnosc mnie po prostu bardzo boli.

  9. Monika1974,

     

    Zacznę od podtekstów ;)

    Chyba wiem o czym myślisz, abym przyjął winę na siebie. Oczywiście, święty nie byłem, nie jestem i chyba nie będę, ale nie dam się przez nikogo wprowadzić na tor, który prowadzi do przepraszania psychopacie. No chyba żartujesz? ;)

     

     

    Odpowiadając na Twoje pytanie: nikt nie lubi jak zagląda się mu do łóżka, a niektórzy nawet nie mogą sobie pozwolić na chwile intymności, jak wiedzą, że jest ktoś (byle kto) w pokoju obok.

     

    Dziękuję.

  10. some-one, witaj.

     

    Abyś się nie denerwowała, że bagatelizuję Twój problem, wyjaśniam: odebrałem i z uwagą przeczytałem Twoją prywatną wiadomość do mnie. Odpisałem, lecz od 5 godzin nie mogę Ci wysłać żadnej wiadomości (są w skrzynce: do wysłania). Nie mam zapełnionej skrzynki, więc podejrzewam, że albo Ty masz zapchaną skrzynkę, albo występują problemy na forum.

     

    Podaj zatem jakiś kontakt do siebie, np. e-mail. Wówczas wkleję to, co napisałem na PW i wyślę.

     

    Przepraszając za off-top, napiszę tyle:

     

    NIKT nie powinien się zniechęcać w poszukiwaniu sposobów wychodzenia z Dorosłego Dzieciństwa (a DDx są w zniechęcaniu się do wszystkiego specjalistami, ja też ;) )

     

    Pozdrawiam

  11. 'za to, że jest i był pozbawioną honoru podludzką świnią i mnie porzucił i nie chciał utrzymywać.'

     

    Amen!

     

    Mnie właśnie ta podludzka świnia podrzuciła jak kukułka jaja do innego gniazda, a konkretniej wcisnął mnie moim kolegom, żebym mógł u nich na pewien czas zamieszkać, jednocześnie twierdząc, że ma wspaniałego syna (o mnie chodziło). Jak już się mnie pozbył, to zaczął 'urzędować' z obcą kobietą.

     

    Nieświadomych swoich zachowań powinno się leczyć i odizolowywać od społeczeństwa.

     

     

    Ale widzę, że temat zbacza na wyładowywanie swoich negatywnych emocji :?

  12. Aby temat nie umarł (mój apel jest cały czas aktualny), wkleję to tu, co napisałem na innym forum, stricte DDx (szkoda, że ma tak mało użytkowników).

     

     

    Im bardziej się zagłębiałem w literaturę DDx, tym zacząłem do siebie nabierać większego dystansu i zacząłem się z siebie najzwyczajniej śmiać.

     

    'Chłopie, co Ty robisz?!' - tak najczęściej myślałem, ale nie z wyrzutami, tylko z dystansem.

     

    Tak, byłem wybawcą, następnie prześladowcą, by następnie stać się w ofiarą i popadać w depresję.

    Tak, odgadywałem potrzeby innych (a raczej próbowałem odgadnąć), doradzałem im, mimo że mnie nie o to prosili itd.

    Tak, tak i jeszcze raz tak!

     

    By w końcu znaleźć się na samym dnie. Zupełnie sam, skrajnie odizolowany od społeczeństwa (z nikim na żywo nie utrzymuję kontaktów, dlatego tak bardzo o nie proszę), tracący nadzieję (choć tak naprawdę jej do końca nie utraciłem).

     

     

    Ale tym razem nie dam się oszukać, bo już wiele razy mnie one zwiodły! Tak, leki przeciwdepresyjne. Wbrew pozorom to one bardziej mnie oszukały i zamazywały prawdziwy obraz problemu, niż pomogły.

    Przyznam się, powróciłem do brania leków przeciwdepresyjnych, ale bardzo ostrożnie, tzn. z zupełnie innymi oczekiwaniami niż kiedyś, czyli bardziej jako ze wspomagaczami niż rozwiązywaczami realnego problemu.

    Tak, one pomogą mi stanąć na nogi, ale co dalej? Dalej mam wierzyć (jak kiedyś), że nawet regularne branie spowoduję, że 'znormalnieję'?

    Absolutnie. Tym razem nie dam się zwieść happy pills.

     

    Zaczynam od siebie i stopniowego porządkowania swojego życia oraz określania celów, by moje życie - w końcu po ponad 30. latach - miało w końcu jakiś cel!

     

    Koniec z moim 'wybawianiem' świata. Koniec z wiecznym umartwianiem się. Koniec z robieniem wszystkiego (nawet podświadomie) pod dyktando ojca-tyrana, mimo że jeszcze ten $$& siedzi mi w głowie, chociaż się odciąłem!

     

     

    Boję się tylko, obym w tym wszystkim nie zatracił człowieczeństwa i nie stał się zimnym, ponurym i bezwzględnym typem.

  13. Panna_Modliszka,

     

    Spokojnie. Kolce jeża nie służą tylko do kłucia, mogą też transportować jabłuszko.

     

    Aby nie było niedomówień, poproszę Cię, abyś odpowiedziała na moje pytania na PW.

    A zresztą, pisz co chcesz.

     

    Jesteśmy tu po to, by sobie pomagać, nieprawdaż? ;)

  14. Panno_Modliszko,

     

    Doskonale rozumiem, a przynajmniej tak mi się wydaje.

     

    Tak skrótowo: uważasz, że po śmierci ojca przestaniesz się GO bać. I słusznie, już nie będzie Cię realnie nękał, ale jest jeszcze coś takiego jak pamięć, myśli, sumienie. Jeśli moja historia do Ciebie nie przemawia, to może czytałaś historie innych (niekoniecznie na forum, ale książki)?

    Mam wątpliwości, czy 'łapiesz' o co chodzi, ale jako DDD próbuję się wczuć w Twoją sytuację.

     

    Czy MUSISZ mieszkać z ojcem?

    Jeśli tak, to dlaczego MUSISZ (finanse?)

    Jesli naprawdę MUSISZ, to faktycznie tylko czekać albo na jego zmianę, albo na jego śmierć.

     

     

    Mnie się też kiedyś wydawało, że MUSZĘ z nim mieszkać. Jednak mieszkając z nim czułem się skrajnie źle.

    W końcu odważyłem się wyprowadzić raz na zawsze (wziąłem tylko walizę z dokumentami, dyplomami, ubraniami i laptopem). Pomieszkiwałem kątem u róznych znajomych. Jasne, myślałem, żeby wrócić, ale do kogo?

    W końcu znalazłem pracę, wynająłem pokój i nawet mi się nie śni wracać do ... despoty.

     

    Jeszcze kilka pytań:

     

    Czy jesteś po terapii?

    Czy określasz swą sytuację jako patową?

    W końcu, czy MUSISZ dalej być uzależniona od toksycznego ojca?

     

    Jeśli jesteś pełnoletnia, działaj! Nic NIE MUSISZ ;)

  15. Panna_Modliszka,

     

    Dziękuję za przeczytanie.

     

    Pozwolę sobie jednak nie zgodzić się z Twoim stwierdzeniem: 'Okrutna świadomość,że spokój osiągnie się dopiero wtedy, kiedy on z tego świata zejdzie....'

     

    Uważam to za błąd. Proszę o szczerość. Jeżeli tak twierdzisz, to może świadomie czy podświadomie życzysz ojcu śmierci? Czy uważasz, że śmierć ojca wiąże się z uzyskaniem spokoju i rozwiązaniem problemów? Czy uważasz, że wówczas od siebie uciekniesz?

     

    Oczywiście, że od siebie nie uciekniesz. Tak, ja też życzyłem ojcu śmierci i wszystkiego najgorszego, a później się umartwiałem nad sobą i litowałem nad nim, już wspominałem, że mimo wszystko, byłem mu wierny jak pies. BYŁEM! Czas przeszły.

     

     

     

    Aby utwierdzić Cię, że prawdopodobnie jesteś w błędzie podam Ci przykład mojego kolegi, z którym niestety nie mam kontaktu.

     

    Był to jeden z najbliższych moich kolegów. Był DDA, a ja jeszcze wtedy nie wiedziałem, że jestem DDD. Też przeszedł piekło w domu. W końcu jego ojciec zapił się na śmierć (przyczyna zgonu jednak nie jest do końca jasna). Kolega odziedziczył po nim mieszkanie. Mogłoby się wydawać: problem rozwiązany.

     

    Guzik, a nie problem rozwiązany. Kolega jeszcze bardziej zdziwaczał, mimo że nie truje mu już życia ojciec alkoholik.

     

    Czy problem się sam rozwiązał? No nie!

     

     

    Ja poszedłem po całości. Długo do tego dojrzewałem. Wyprowadziłem się od tyrana, mimo że mógłbym z nim mieszkać i nie płacić sporych sum za wynajem pokoju.

    Szantażował mnie, że nic mi nie pozostawi w spadku. No i co? Trudno. On mnie całe życie szantażował, fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Musiałem w końcu powiedzieć: dość tego!

     

    Gdybym dalej z nim mieszkał, to najprawopodobniej doszłoby do tragedii i wylądowałbym w kryminale lub zakładzie dla obłąkanych.

     

     

    Na zdrowy rozsądek, pomyślicie, że rzeczywiście jestem wariatem. Woli wynajmować skromny pokój niż mieszkać z ojcem i nie płacić? Ryzykuje utratą spadku?

     

    Tak! Po co żyć w fałszu i pozornych uczuciach? Z litości? Dla pieniędzy? A może dla zasady?

    Oj, wolę kromkę suchego chleba a przy tym spokój niż luksusy a przy tym niepokój, presję, szantaże i ciągłą kontrolę.

     

    Mimo że dosłownie niczego się nie dorobiłem, nie mam własnej rodziny i jestem starym kawalerem, to w końcu po raz pierwszy w życiu nie uważam się na straconej pozycji. Choć wiadomo, że nikt się z 'golasem' nie liczy, to powoli (bardzo powoli) odzyskuję poczucie własnej wartości i nie przekreślam siebie (przez ponad 30. lat czułem się zawsze tym najgorszym).

     

    Ale odcięcie się od ojca i jego klakierów to dopiero pierwszy krok ku prawdziwej wolności.

×