Skocz do zawartości
Nerwica.com

Martin76

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Martin76

  1. Martin76

    Nerwica a używki

    No widzisz, akurat o HIV wiem bardzo dużo i zdaję sobie sprawę z tego, że będąc nosicielem mogę z tym żyć nawet do późnej starości. HIV nie oznacza już wyroku śmierci a dzisiejsza medycyna jest w stanie ten wirus zbić do poziomu niewykrywalności. Obecne leki antyretrowirusowe, podawane przy znacznym spadku odporności (poniżej 300 CD4), są w stanie sztucznie odbudowywać odporność organizmu. Natomiast chirurg czy dentysta, no cóż, jest to ingerencja w organizm za pomocą noży, igieł itp. Jeżeli podczas pobierania krwi wydaje mi się, że pękną mi żyły, że stracę przytomność, że powietrze dostanie się do krwioobiegu.... Tak więc chirurg czy dentysta kojarzą mi się jednoznacznie z cierpieniem, bólem, smiercią.... Widzisz, od zawsze miałem wiele obaw dotyczących terapi grupowej. Żyjemy w tak dziwnym społeczeństwie, że ludzie, którzy sami żądają tolerancji niejednokrotnie nie potrafią jej okazać. Jeszcze do niedawna człowiek idący do psychiatry po poradę z góry skazany był na uznanie przez społeczeństwo za wariata, co wielokrotnie wielu ludziom tak naprawdę zniszczyło życie. Ale wśród samych ludzi z tzw "problemem", oczekujących tolerancji swoich słabości, choroby czy problemów spotkałem się z nietolerancją ze względu na orientację seksualną. Dlatego, bynajmniej narazie podchodzę do uczestnictwa w terapi grupowej bardzo sceptycznie, nawet z lękiem, że zostanę odrzucony przez grupę. A przecież nie mogę na terapi ukrywać prawdy o sobie bo mija się to wogóle z celem. Tak, to prawda, jestem miłym człowiekiem ale.... Widzisz, tak jest na ogół jednak coraz częściej jesli ktoś jest dla mnie niemiłym i mnie sprowokuje staję się bardzo agresywnym i wulgarnym. Niemal czuję jak ze mnie coś wtedy wychodzi. Kiedy miałem lat naście zawsze wszystkiego i każdego się bałem, unikałem ludzi, bałem się, że ktoś wyrządzi mi krzywdę, w zasadzie każda potencjalna osoba z którą się spotykałem stanowiła dla mnie zagrozenie. Jednak w pewnym momencie coś we mnie pękło i w zasadzie z dnia na dzień stwierdziłem, że przecież jestem facetem, że nie mogę pozwolić sobie by ktoś mnie krzywdził. Przełamałem w sobie strach przed drugim człowiekiem do tego stopnia, że potrafiłem się obronić, odeprzeć atak.... Dziś, pomimo tego, że na ogół staram się być miłym, grzecznym i dobrym to jednak gdy ktoś próbuje mnie krzywdzić po prostu się bronię, zarówno ostrą perswazją jak i siłą fizyczną. Czasami wydaje mi się, że mam dwie osobowości, niekiedy nie potrafię określić, która jest tą właściwą.
  2. Martin76

    Nerwica a używki

    Zaczynam nowy temat, choć być może już gdzieś ktoś pisał o podobnym przypadku. Jednak ze względu na pewne okoliczności wolę by wątek prowadzony był oddzielnie. Na początek się przedstawię. Mam 31 lat, mieszkam w Sosnowcu. Na nerwicę zachorowałem mając 12 lat. Prawdopodobnie przyczyną tego był mąż mojej matki, który od dziecka znęcął się nade mną zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie chcę szczegółowo opisywać tego co mnie spotkało ze strony tego bandyty bo to nic miłego ale napiszę o uaktywnieniu się choroby. Miałem 12 lat, spędząłem ferie zimowe u mojej Cioci. Przyszedł dzień powrotu do domu. Już od rana zacząłem czuć się dziwnie, tak jakbym miał zaraz stracić przytomość. Kiedy przyjechała po mnie matka by mnie zabrać zaczęło mnie boleć w klatce piersiowej. Już po wejściu do tramwaju poczułem, że chyba zaraz umrę, kręciło mi się w głowie, robiło raz duszno, raz gorąco, było mi słabo, serce dziwnie kołotało. W połowie drogi powiedziałem matce, że musimy wysiąść bo coś dziwnego się ze mną dzieje. Poszliśmy na pogotowie ratunkowe. Tam lekarz zbadał mnie i powiedział, że nic niepokojącego nie widzi. Po tej wizycie poczułem się lepiej ale po powrocie do domu jak tylko zobaczyłem tego tyrana to zaczęło się dziać od nowa. Nie potrafiłem zasnąć, kiedy próbowałem nachodziły mnie myśli, że już się nie obudzę. Matka zaprowadziła mnie w nocy prywatnie do lekarza. Tam dostałem Relanium i jakoś mi przeszło. Zaczęło się od nowa na drugi dzień w szkole, już na pierwszej lekcji. Nauczycielka wezwała karetkę, która zawiozła mnie do szpitala dziecięcego w Dąbrowie Górniczej gdzie leżałem 2 tygodnie. Wykonano mi kilka badań na serce i wszystko wyszło dobrze. Co dziwne, będąc w szpitalu czułem się dobrze i nic mi nie dolegało. To tam lekarze stwierdzili nerwicę. Niestety po wyjściu ze szpitala wszystko zaczęło się od początku. Byłem konsultowany w Katowicach w Instytucie Psychiatri i neurologi Dziecięcej. Na początku brałem leki typu "Ipronal", "Trioxazin", potem "Sulpiryd", "Tranxene" i wiele innych których nazw już nie pamiętam. Jednak niewiele to pomagało. Doraźnie podawano mi Relanium co w znacznym stopniu choć na krótko łagodziło objawy. Mając 15 lat uciekłem z domu. Zamieszkałem z moim biologicznym ojcem. Pierwsze kilka miesięcy mieszkania z ojcem były OK. Niestety, potem sprawdziły się słowa mojej babci, że to pijak i złodziej. Ojciec, którego do 15 roku życia w zasadzie nie znałem na początku starał się i ukrywał alkoholizm jednak po kilku miesiącach poszedł w tango i koszmar się zaczął. Od jednego łobuza się uwolniłem to znów ojciec okazał się być nie lepszym, choć mimio wszystko choć pił i włóczył się z okolicznymi pijakami to nie bił i nie znęcał się nade mną. Jednak nie mogłem znieść ciągłych nocnych libacji, jego śmierdzących kumpli, kryminalnych tekstów.... Wreszcie gdy miałem 17 lat ojciec poszedł siedzieć na 3 lata a ja zostałem sam. Nie było to dla mnie łatwe ponieważ sam musiałem o siebie zadbać. Czasem udało mi się zarobić uczciwie, czasem zmuszony byłem do drobnych kradzieży. Wreszcie kiedy skończyłem 18 lat poszedłem do pracy na PKP. Jenak długo nie popracowałem. Był to okres masowej likwidacji jednostek na kolei i moja lokomotywownia została zlikwidowana a ja nie mając kwalifikacji na trakcję spalinową i elektryczną musiałem odejść z PKP. Jednak przez ten krótki, siedmiomiesięczny okres nic mi nie dolegało, nie brałem żadnych leków..... robiłem to co kochałem - obsługiwałem parowóz :) Potem załatwiłem sobie pracę jako konsultant firmy "Oriflame" i chyba to był mój największy błąd. Otóż jakoś nie mogłem sobie dać rady w nawiązaniu kontaktów z klientami. Kilku kolegów doradziło mi, by sobie wypić piwko lub dwa to będzie łatwiej. No i zaczęło się, piwko, dwa, trzy, dziesięć, winko, wódka. Nie zdawałem sobie sprawy, że kilka lat brania leków spowodowało uzależnienie i w chwili kiedy sięgnąłem po alkohol to była już tylko zamiana środka. Trzy lata piłem codziennie, przepijałem co miałem, co się dało. Po 3 latach organizm odmówił posłuszeństwa. Znalazłem się jedną nogą na tamtym świecie. Chyba tylko cud sprawił, że zgłosiłem się do Poradni Odwykowej na Czarnej w Sosnowcu, przeszedłem terapię w Parzymiechach, potem, po ośmiodniowym ciągu detoks w Lublińcu ale po tym detoksie przestałem pić. Oczywiście po odstawieniu alkoholu objawy abstynencyjne zaczęto leczyć Relanium i to pomagało. Tu też zaczęło się błędne koło. Przez 3 lata nie napiłem się kropli piwa, brałem relanium doraźnie, w niedużych dawkach (5 do 10 mg/dobę), niecodziennie, nieraz przez kilka dni wogóle. Po 3 latach zapiłem. Powód był prosty - nieudana miłość. Był pretekst. Dwa tygodnie picia i znów detoks, na detoksie relanium..... po nim również relanium. Co dziwne, objawy zespołu abstynencyjnego po odstawieniu alkoholu są niemal identyczne jak silny atak nerwicy. To dodatkowo pogarsza sytację. Dalej znów 2 lata byłem na lekach i znów zapicie, tym razem tylko tydzień i detoks, dla odmiany w Krakowie. Potem jeszcze były dwa dni picia z okazji Sylwestra w 2003 roku i detoks w Sosnowcu na oddziale psychiatrycznym w szpitalu nr 1, potem jeszcze w czerwcu 2004 roku napiłem się raz, jedna noc po której nie mogłem już wypić nawet kropli piwa. Tak jakbym dostał wstrętu do alkoholu. W zasadzie od 2002 roku Relanium biorę codziennie. Wcześniej było to średnio 15-20 mg/dobę, teraz już jakiś rok 10, nieraz 5. Wracając do tematu nerwicy to najczęstszymi objawami uczucie osłabienia, wydaje mi się że mam zawał, że zaraz umrę. Często też mam okropny ból klatce piersiowej, przechodzący aż w plecy, pod łopatki. trzyma mnie to nieraz 10 minut a nieraz kilka godzin. Czasami nie skutkuje zarzycie nawet 15mg Relanium jednorazowo i kończy się wizytą na sosnowieckim Pogotowiu Ratunkowm, gdzie na wejście dotaję to co zawsze - zastrzyk z Relanium lub Hydroxizinum wraz z Pyralginą. Nie są to jednak wszystkie objawy. Dodatkowo dochodzą lęki i fobie. Od wczesnego dzieciństwa cierpię na arachnofobię, paniczny lęk przed pająkami i pajęczynami. Jeszcze z dzieciństwa pamiętam jak ciocia czy babcia wchodząc ze mną do klatki najpierw szła do domu po miotłę, potem omiatała na klatce pajęczyny a potem dopiero ja wchodziłem. Strach przed pająkami i pajęczynami potrafi mnie sparaliżować. Mieszkając kilka lat temu w Krakowie wplątałem się w pajęczynę idąc przez Planty z samego rana i skończyło się to utratą przytomności. Ktoś z przechodniów wezwał pogotowie. Kiedy jest w parku czy lesie (jak muszę) to wchodzę tam z gałęzią trzymaną przed sobą. W domu dezynsekcja jest obowiązkowa. Mam też lęk wysokości, choć ten jest najmniej dokuczliwy bo nie stwarzam sytuacji by się uaktywnił. O wiele gorszy jest lęk przed ciemnymi pomieszczeniami. Kiedy jestem sam w domu wystarczy że coś stuknie by wywołać we mnie strach przed czymś, w co normalnie nie wierzę (duchy, zjawy, wampiry). Potrafi to wywołać u mnie dreszcze, czasem wychodzę z domu i wracam dopiero rano, kiedy już jest widno. Zwykle jednak oświecam wszystkie możliwe lampy, włączam TV i pracuję na komputerze. Ostatnio zapisałem się do Poradni Psychiatrycznej w Katowicach Szopienicach. Dr Ratka zapisał mi na próbę Velafax. Wykupiłem, przeczytałem ulotkę i fragment o objawach ubocznych no i się zaczęło. Wziąłem tabletkę dopiero przed pójściem do psychologa wychodząc z założenia, że jak mi się coś zacznie dziać to na terenie szpitala mnie odratują. No i oczywiście będąc u psychologa nic mi się nie działo, dopiero po wyjściu i znacznym oddaleniu się od szpitala. Myślałem że nie uda mi się dojechać do domu, wziąłem dwie Rolki (Relanium 5mg), jakoś doczłapałem do domu, po jakichś dwóch godzinach minęło. Ale Velafaxu już więcej nie wziąłem. Na kolejnej wizycie lekarz powiedział mi, że dodatkowo występuje u mnie lęk przed lekami co znacznie utrudni terapię. Przepisał mi COAXIL i NASEN. I tu prośba do wszytkich, którzy brali te dwa leki, napiszcie jak to działa i co może po tym się dziać??? Jeszcze tego nie wykupiłem, po prostu się boję że może mi się po tym coś stać. Panicznie też boję się operacji, zastrzyków, pobierania krwi, stomatologa..... ogólnie jakiejkolwiek ingerencji chirurgicznej w mój organizm. Jako ciekawostkę napiszę Wam, jak wykryto, że jestem nosicielem wirusa HIV. Ano zaczął mnie boleć dość ostro brzuch. To było w lipcu 2003 roku. Poszedłem do nocnej przychodni jaka jeszcze była w Sosnowcu na Wawelu. Tam zaspana lekarka zawyrokowała: Wyrostek Robaczkowy i dała skierowanie do szpitala na chirurgię. Wierzcie mi, droga około 800 metrów jaka dzieliła szpital od przychodni to chyba była najdłuższa droga jaką pokonałem w swoim życiu. Zdążyłem przy okazji zadzwonić do rodziny, znajomych, pożegnać się.... W szpitalu chirurg wykluczył jednak wyrostek i zaczął mnie badać inny lekarz, który zauważył, że mam na szyji powiększone węzły chłonne. Od niego dowiedziałem się, że prawdopodobnie zostałem zakażony HIV a ten ból to efekt choroby retrowirusowej. Diagnoza ta potwierdziła się następnego dnia już na oddziale AIDS w Chorzowie. Naprawdę byłem wtedy szczęśliwy, że to HIV a nie wyrostek i że nie będą mnie kroić i że z tym można żyć. Zapewne zastanawiacie się jak się zaraziłem. No cóż, sam nie wiem. Obstawiam dwie możliwości. 1. Mógł mnie zarazić mój dawny partner choć ten zaparł się, że HIV nie miał. 2. W Katowicach na dworcu zaczepił mnie kiedyś ćpun i natarczywie rządał pieniędzy. Jak mu powiedziałem, że opieka nie jestem to zaczął mi ubliżać no i nerwy mi puściły. Wyklepałem mu michę ile wlazło ale sam też rozwaliłem sobie dłoń. Innych możliwości nie widzę. No i napisałem trochę o sobie i swojej chorobie. Podsumowując to wszystko jednoznacznie stwierdzam, że nerwica niszczy mnie coraz bardziej. HIV niewiele z tym wszystkim ma wspólnego, bynajmniej narazie, kiedy odporność cały czas utrzymuje się u mnie w granicach normy zdrowego człowieka. Zastanawiam się nad swoją psychiką. Co powoduje takie stany lęku, paniki, czasem depresji (choć bez myśli samobójczych)?? To pojawia się nagle, Relanium jako tako pomaga choć zapewne w inny sposób odbija się to na moim zdrowiu. Na codzień jestem normalny, należę do grona jednych z najlepszych specjalistów z zakresu trakcji parowej kolei europejskich. Zajmuję się tworzniem modeli 3D europejskich lokomotyw i w tej dziedzinie jestem uznany wręcz za magika (chodzi o to, że w ciągu miesiąca jestem w stanie przenieść do wirtualnego świata kilkanaście parowozów, co innym zajęło by kilka lat). Bardzo szybko się uczę nowych rzeczy, mam zdolność przyswajania wiedzy i efektywnego jej wykorzystania. Mam doskonałą pamięć wzrokową dzięki czemu jestem w stanie odtwarzać bardzo skomplikowane mechanizmy lokomotyw dosłownie z pamieci. (Nie piszę tego by się chwalić czy wywyższać - chodzi mi raczej o przedstawienie dwóch skrajnych właściwości swojej psychiki). Więc dlaczego w pewnych momentach przychodzi coś, nad czym nie potrafię zapanować?? Dlaczego to co teraz jest dla mnie fikcją (duchy, zjawy itp) w pewnym momencie przybierają wymiar rzeczwisty i nie potrafię temu zaprzeczyć?? Skąd bierze się ten lęk wchodzący w panikę choć dopuki nie zostanie on czymś uwolniony jest irracjonalny?? Wreszcie, dlaczego podczas ataku wegetatywnych (somatycznych) objawów nerwicy nie potrafię nad tym zapanować i nie potrafię wytłumaczyć sobie, że to dzieje się tylko w mojej psychice?? Co mogę zrobić by z tego wyjść?? Czy nerwica może przerodzić się w coś gorszego (np ciężką chorobę psychiczną)???? Napiszcie co mi możecie doradzić, napiszcie co z tego co opisałem możecie widzieć w swojej chorobie. Wreszcie, czy jako gej, zakażony wirusem HIV mogę liczyć na terapię grupową czy lepiej od razu sobie ten pomysł odpuścić??? Pozdrawiam, Marcin EDIT: Jeszcze bezsenność czy jakkolwiek to nazwać. Po prostu nie potrafię spać w nocy. Zasypiam zwykle nad ranem, zwykle gdy jest już widno. Śpię w dzień. Niezawsze ale zazwyczaj. Bardzo często mam też tak, że próbując zasnąć, w zasadzie wchodząc w pierwszą fazę snu, coś mnie wybudza, jakby mnie coś straszyło. Zrywam się z krzykiem ( a niekiedy tylko wydaje mi się że krzyczę) i nie wiem co się dzieje. To jest okropne. Zwykle czuję przy tym (zanim się wybudzę) jakbym spadał gdzieś w odchłań. Częstokroć zdarza się to kilka razy zanim zasnę. Także często próbując zasnąć zaczyna mi wykręcać nogi , nieraz ręce. Takie jakby wyładowania elektryczne. Ale kiedy mówię o tym lekarzom i pytam się co to jest nie potrafią tego wyjaśnić. Sen dla mnie też nie jest łatwy. Śnią mi się różne rzeczy, nieraz same nieposkładane w całość bzdury. Ale niekiedy sen jest bardzo realistyczny a to co się śni w niedługim czasie ma miejsce w rzeczywistości. Tak już sprawdziło mi się kilkanaście snów. Czasami jestem gdzieś po raz pierwszy a wydaje mi się, że już tu byłem, że znam to miejsce. Czasami robię coś i po chwili uswiadamiam sobie, że już to kiedyś miało miejsce, identyczna sytuacja w identycznych okolicznościach. Czasem wydaje mi się, że wiem co będzie dalej, nieraz tak się dzieje. Najgorszym jednak były sny po śmierci mojej Cioci. Przychodziła i prowadziła mnie gdzieś do Centrum Sosnowca. Tam znikała. Ale zawsze mówiła, że obudziła się w trumnie albo ja pytałem ją by mi powiedziała, jak to jest kiedy człowiek tam się obudzi. Tylko dlaczego akurat śniła się tylko mnie i nikomu innemu w rodzinie??
  3. Malcolm No to piszesz widzę o mnie :) Witam na tym forum. Szczerze to udało mi się zejść do dawki 10 mg/dobę. Rzeczywiście jest to uzależnienie dość poważne. Fakt, po zażyciu dawki 10mg mogę normalnie funkcjonować i pracować (a jestem informatykiem o specjalizacji symulotory kolejowe), jednak martwi mnie zupełnie coś innego. Od jakichś 3 lat mam dziwną swędzącą wysypkę na nodze która (zdiagnozowana jako alergen) wogóle nie chce zejść pomimo iż używałem już różnych maści. W ulotce informacyjnej Relanium coś jest wspomniane o skórnych alergiach jako objawie uboczym ale czy rzeczywiście tego typu objaw może być aż tak silny???? Dziwnie też od dłuższego czasu bolą mnie nogi, nawet przy najmniejszym wysiłku. Kiedyś słyszałem, że może to mieć związek z zażywaniem Relanium ale czy rzeczywiście??? Rafik 30mg to trochę przesadzone. Maximum brałem 25mg/dobę w dawkach podzielonych 5/5/15 ale to był okres kiedy objawy nerwicy były tak nasilone, że nie potrafiłem inaczej dać sobie rady. Jednak czy Relanium jest aż takie niebezpieczne w porównaniu z innymi lekami??? Od kilku lat jestem nosicielem wirusa HIV i badania odpornościowe (poziom limfocytów CD4/CD8) utrzymują się jak na razie na poziomie osoby niezakażonej (640-820). Kiedyś, jeszcze w OLK w Sosnowcu dr Olszenko (zdecydowanie odradzam tego szarlatana) zapisywał mi Clonazepam. Czułem się po tym jak ćpun a lekarze z poradni AIDS zdecydowanie odradzili stosowanie tego leku (ponoć narkomani biorą to zamiast działek). Niestety u dr Olszenki Clonazepam był lekarstwem na wszystko. Pozdrawiam, Marcin
  4. Martin76

    jaki lek ..

    Piszę swój pierwszy post na tym forum i chyba zacznę od Relanium. Biorę to z różnymi przerwami od 12 roku życia (mam obecnie 31). Jestem oczywiście uzależniony a inne leki niestety nie pomagają. Na temat Clonazepamu mogę napisać, że czułem się po tym jak ćpun natomiast Relanium (zazwyczaj 10mg/dobę) powoduje, że czuję się w miarę normalnie. Pozdrawiam, Marcin
×