Skocz do zawartości
Nerwica.com

123mj

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez 123mj

  1. no własnie do tej pory nie było z tym problemu, bo kiedyś juz przeczytalam smsa od niej- stad sie dowiedzialam, a on sie tylko usmiechnal i wlasnie wtedy wytlumaczyl mi kim ona jest i w sumie wiedzial ze potrafie przeczytac jegio smsy- a teraz widocznie mu bylo glupio czy cos...nie wierze zeby mnie zdradzal- choc reki sobie uciac nie dam....masz racje ze odwraca kota ogonem...ale jak probuje pokazac mu jego wine to on sie obraza itd ech....ale dzieki ze mnie utwierdzilas w tym ze to on jest winny, tego sie bede trzymac. nie wiem co robic , mam 7mc corcie, 5 letniego synka....masakra jakas to co sie miedzy nami dzieje....nie potrafie sobie poradzic,
  2. to ciąg dalszy mojego problemu...otóż ostatnio przegladałam tel mojego męża bo wiedzialam ze czesto pisze do niego jakas dziewczyna, wiec zmusilam go by mi opowiedzial o niej, dowiedzialam sie ze to jakas jego stara znajoma, kumpela i jest chora ciezko i on ja po prostu wspiera, wiec oki....kilka dni temu sytalam sie go co u niej i w ogole moze ja do nas zaprosi- bo ona tez ma meza i synka- powiedzial ze dawno nie mial z nia kontaktu i tyle, wiec 5 dni temu zerknela a tam sms od niej- dotyczacy spotkania, o ktorej i gdzie , zeby podal- az mna szarpnelo- zanioslam mezowi tel i wyszlam.....on zrobil mi awanture- sluszna- ze czytam itd- w kazdym razie tak mnie to zabolalo i dotknelo....miedzy innymi z tego powodu sie nie pdzywamy....i dzis peklam zadzwonilam do niegoi i spytalam czy dlugo tak jeszcze zamierza sie di mnie nie odzywac a on mi an to ze on sobie nie pozwoli - chodzi o te smsmy ze przeczuytalam itd......a mnie boli to ze on nie powiedzial mi ze sie z nia spotkal- ja mu ufalam i przeciez nie mialam powodow by mu odmowic, on tym czasem odwrocil sytuacje sprawiajajac ze to ja mam sie czuc winna....wiem ze nie powinnam, ale .....to bylo silniejsze, stalo sie i co teraz ???
  3. to nie do końca tak...on naprawde czepia sie o wszystko....dzis myślałam, że może zacznie rozmowe, a od niedzieli przy 2 dzieci- nie zamienilismy ani słowa...a on nic....co dla mnie świadczy tylko o tym ze mu nie zależy, gdyby nie dzieci juz dawno by mnie tutaj nie było, ale nie mam gdzie sie wyprowadzic....rodzice i jego i moi mieszkaja ponad 200 km od nas, mieszkanie mamy na kredyt....oboje mamy wyksztalcenie wyzsze... maz ma dobra prace, a ja obecnie jestem na wychowawczym, ale doksztalcam sie robie podyplomowke i certyfikat z angielskiego...meczy mnie po prostu sytuacja miedzy nami....nigdy nie wyciagnie do mnie 1 reki....a jak juz sie odzywamy to po chwili jest klotnia i wrzeszczenie na siebie, ja naprawde watpie ze tu sie da cos jeszcze odbudowac....nie wiem co sie porobilo....jest mi tak masakrycznie zle ze nawet juz plakac nie ma sil....nie mowiac juz o rozmowie z kimkolwiek, bo zal mi tego naszego malzenstwa....
  4. sens w tym ze nie raz probowalam te kwestie poruszyc,a oj nie che..uwaza ze sobie wymyslam jakies problemy i jak chce to zebym sama poszla, bo czasem w zlosci naprawde mowie okropne rzeczy, ale to dlatego ze on nie zauwaza ze ja po prostu go potrzebuje, a on wiecznie zmeczony, wiecznie cos....cholera czuje ze jestem w strasznej sytuacji i wlasnie przeczytalam jakis watek na temat tez problemu w malzenstwie i ze maz tej dziewczyny odszedl.....ja nie wiem co ja bym zrobila??? boje sie tego ale jednoczesnie nie wiem czy chce trwac w tym zwiazku...myslalamze on 1 wyciagnie reke ....nie mam na co liczyc....
  5. Witajcie, długo szukałam jakiegos forum, gdzie ktoś mógłby mi udzielić rady... jestem na rozdrozu , jestesmy malzenstwem 6 lat, mamy 2 dzieci 5 latek i 7 mc, slub wzielismy z wielkiej milości, naprawdę byłam pewna , że to taka miłość na całe życie...nie wiem od czego zacząć...po prostu jjuż sobie nie radzę ze wszystkim..nie moge dogadać się z mężęm, czuje, że nic tak naprawde juz nas nie łączy, próbowałam rozmawiać, prosić, a on po prostu nic...jakby wszytsko było mu jedno...cały czas o wszytsko ma pretensje, ze zle jezdze samochodem, ze jest balagan, ze to ze tamto....non stop się kłócimy, wrzeszczymy juz na siebie, nawet lecą już wulgaryzmy....nie mam juz sił...od 4 dni nie odzywamy się do siebie ani słowem...między nami jest tylko agresja ...ja mam juz chyba dość jego wiecznych narzekan, marudzenia itd...co robić?
×