a wiec jestem nowy i nie wiem gdzie mam napisac wiec opisze tutaj swoja hisotorie.
A wiec mam 20 lat od kiedy pamietam zawsze bylem nerwowy wszystkim sie przejmowalem jak ktos w rodzienie chorowal np mlodsza siostra to sie tak tym przejmowalem ze wychodzilem z siebie. Od dziecinstwa dosc intensywnie jakalem sie. Przyszly czasy szkoly sredniej LO, powoli wychodzilem z mojej "choroby" zaczalem nawiazywac nowe kontakty i nawet w 4 klasie LO jakanie prawie calkowicie przestalo mi przeszkadzac. Imprezy alkohol papierosy to bylo to co mnie krecilo i dawalo mi zapomniec o problemach. Przyszly czasy studiow coraz wieksze stresy i nie wiem co sie ze mna ostatnio dzieje. Zaczalem sie znowu jakac. Caly czas mam jakies nieuzasadnione leki , jak jade autobusem czegos sie boje sam nie wiem czego. Wstydze sie spojrzen innych ludzi szczegolnie plci przciwnej. Gdy jakas laska obserwuje mnie w miejscu publicznym zaczynam sie stresowac, nerowo przelykam sline i zaraz robie sie czerwony jak burak, stalem sie niesmialy nie umiem normlanie porozmawiac z dziewczyna bo zaraz zaczynam sie jakac i wogle nie klei mi sie gadka gadam od rzeczy i placza mi sie nawet slowa. Nie jestem jakis brzydki, uwazam ze nawet u niekotrych dziewczym mam powodenie, ale boje sie nawet pojsc na randke ze sie skompromituje zaczne sie jakac gadac nerwowo jakies glupoty. Co tygodniowy reset na imprezie pomaga ale nie chcem cale zycie uciekac przed problemami w alkohol i imprezowanie. A dodam ze jak se cos wypije to zupelnie odmienia sie moj charakter , wtedy jestem wygadany wyluzowany i z kazdym moge zagadac chociazby byla to angelina jole, a na nastpny dzien mam numer tel do kolezanki, ale zawsze splawiam dziewczyne bo po prostu boje sie spotkania. Wspomne ze w szkole sredniej mialem dziewczyne, ale nie ulozylo nam sie bo ona znalazla sobie jakiegos starego przybitego fagasa.
Aha wspomne ze jestem szczuply i mam pewne kompleksy na tym punkcie i wkurza mnie to ze wszystkie laski leca na bezmozgowcow dwa na dwa z czerwonym bmw i jeszcze mowia ze im sie tacy nie podobaja.
Wogle moje zycie po prostu jest za przeproszeniem do d..... Nic mnie nie cieszy najchetniej przelezalbym caly dzien w lozku i ten ciagly nieuzasadniony lek juz mnie dobija. Nie wiem co robic , chcialbym zyc normlanie tak jak kiedys za czasow szkoly sredniej kiedy wszystko bylo piekne, zawsze bylem usmiechnietym optymista nawet mialem taka opinie w szkole ze nic nie jest w stanie mnie zdolowac.
Dodam ze moje studia to jedna wielka pomylka. zawsze chcialem robic cos ciekawego w zyciu byc kims , pomagac innym a po tym kierunku co studiuje nie widze dla siebie zadnych perspektyw. Prosze o pomoc moze ktos przechodzil taki okres w swoim zyciu wie co to jest i jak sobie z tym poradzic.